Menu
- Aktualności
- Wydarzenia
- Oneg Szabat
- Zbiory
- Nauka
- Wystawy
- Edukacja
- Wydawnictwo
- Genealogia
- O Instytucie
- Księgarnia na Tłomackiem
- Czasopismo „Tłomackie 3/5"
- Kwartalnik Historii Żydów
„Mama moja Michalina co dzień piekła duże bochny chleba i po kryjomu zanosiła do lasu. Małe dzieci myła i szyła im nowe ubranka. Podczas ciężkich zimowych miesięcy dzieci uciekinierów przebywały w nocy w chacie. Wtedy moja mama je myła, karmiła do syta i przytulała do serca aż usnęły. To były jej najszczęśliwsze lata w jej życiu. Ratowała trzęsące się istotki, patrząc im w smutne oczka usypiała w ciepłym łóżku. Boże! Ileż łez wylała moja droga mama opowiadając nam te straszne momenty w czasie wojny”. Tak pani Jadwiga wspomina swoją mamę, w trzy lata po jej śmierci, pisząc do Nas list, w którym prosi o pomoc. „Bardzo pragnę poznać dzieci, lub wnuków naszych uratowanych Żydów”.
Historia ta wydarzyła się w latach 1942–1944 we wsi Pypło na Wołyniu. Po zajęciu tych terenów przez Niemców, ratujący się z masakr w pobliskich Ludwipolu, Rokitnie i Korcu Żydzi schronili się w okolicznych lasach. W lasach, których nie znali, bez jedzenia, schronienia, czekali. Szukali sposobów ucieczki, lub bezpiecznego schronienia, zapewne świadomi, że każdego dnia ktoś może donieść Niemcom o ich kryjówce. Wówczas wszyscy niechybnie by zginęli.
Tak się jednak nie stało. Gdy kilkoro z nich trafiło na rolnika z Pypła, Mikołaja Kuriatę i jego rodzinę, wieść o tym, że polscy wieśniacy ratują Żydów rozeszła się szybko i z czasem w lesie, stodole i domu rodziny Kuriatów schronienie znalazła grupa około 50 Żydów. I choć, jak zeznawał w 1949 roku Mikołaj Kuriata, „inni Żydzi byli przeciwni temu, że tylu przyjmuję”, wszyscy oni bezpiecznie przetrwali wojnę. Mieszkali w lesie, gdzie rodzina Kuriatów przynosiła im jedzenie, ubrania. Ci, którzy byli na siłach, czasami przychodzili do wsi wykonywać proste prace.
W opowieści Mikołaja Kuriaty znajdujemy inny fragment, który czyni tę historię jeszcze bardziej niezwykłą. „Moi kuzyni, a nawet niektórzy moi sąsiedzi we wsi wiedzieli, że im pomagam ale ustosunkowali się życzliwie do tego i nawet mi pomagali żywnością, czy też dawali znać o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Moi podopieczni nazywali mnie żydowskim tatko” – opowiadał po wojnie Mikołaj. O ukrywających się Żydach wiedzieli nie tylko mieszkańcy Pypła, ale takže działająca na tych terenach komunistyczna partyzantka. Nikt jednak nigdy nie wydał ich Niemcom.
Mimo, że historia tych akurat świadków okrucieństwa wojny zakończyła się szczęśliwie, w rodzinie Kuriatów pozostał żal, który 70 lat później opisała w liście do Żydowskiego Instytutu Historycznego pani Jadwiga. „Umarła moja Droga Mama trzy lata temu. Ciągle czekała, że może ktoś z uratowanych Żydów ją odwiedzi. Nie doczekała się. Szkoda…”
Ślad po uratowanych urwał się jeszcze w latach 60-tych, gdy kilkoro z nich zgłosiło się ze swoją historią do Instytutu Yad Vashem, wnioskując o przyznanie tytułu Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata Mikołajowi Kuriacie.
Niestety, 50 lat wystarczyło, aby kontakt z tymi osobami się urwał, a pani Jadwiga nie miała możliwości się z nimi spotkać. Ani Żydowski Instytut Historyczny, ani Instytut Yad Vashem nie są w stanie odnaleźć tych ludzi.
Czy ktoś wie, gdzie podziali się Żydzi uratowani przez Kuriatów z Pypła?