Menu
- Aktualności
- Wydarzenia
- Oneg Szabat
- Zbiory
- Nauka
- Wystawy
- Edukacja
- Wydawnictwo
- Genealogia
- O Instytucie
- Księgarnia na Tłomackiem
- Czasopismo „Tłomackie 3/5"
- Kwartalnik Historii Żydów
Karta tytułowa albumu „Kram Malowniczy Warszawski” Jana Feliksa Piwarskiego z 1853 (fragment) /
Sytuacja prawna Żydów w okresie staropolskim
Warszawa posiadała od XVI w. przywilej o nietolerowaniu Żydów („de non tolerandis Judaeis”), zakazujący im mieszkania i prowadzenia działalności gospodarczej w mieście oraz na przedmieściach. Właścicielom nieruchomości zabraniano wynajmowania Żydom mieszkań oraz lokali na sklepy i warsztaty rzemieślnicze. Jednakże przepisy te były łamane przez mieszczan warszawskich, a przede wszystkim przez szlachtę i dostojników kościelnych, posiadających siedziby w stolicy lub jej sąsiedztwie. Chętnie korzystali oni z usług żydowskich bankierów i dostawców, toteż sprowadzali ich do swych kamienic, dworów i folwarków.
W II połowie XVII w. i początkach XVIII w. wokół Warszawy powstały liczne nowe jurydyki, czyli osady wyłączone spod jurysdykcji władz miejskich, które podlegały wyłącznie władzy właścicieli, magnatów, biskupów i klasztorów. Jurydyki były bardzo zróżnicowane pod względem wielkości, zabudowy i struktury organizacyjnej. Mianem tym określano zarówno wielkopańskie rezydencje jak i osiedla o charakterze miejskim, posiadające samorząd, własną administrację i sądownictwo. Właściciele jurydyk osiedlali w nich zarówno chrześcijan różnych wyznań, jak i żydowskich kupców, szynkarzy oraz rzemieślników, co przynosiło im znaczne zyski. Często przeznaczali dla przybyszów boczne skrzydła swych pałaców lub część folwarków, ewentualnie budowali domy przeznaczone na wynajem.
Pociejów: osiedle i targowisko w jurydyce
Jedną z wielu magnackich rezydencji, w których powstały skupiska żydowskie, był pałac rodziny Pociejów, należący przedtem do Warszyckich, położony przy ulicy Senatorskiej. Jest bardzo prawdopodobne, że już około połowy XVIII w. w zabudowaniach tego zespołu pałacowego zamieszkiwała liczna grupa Żydów. W każdym razie mniej więcej wówczas, za panowania króla Augusta III Sasa, uzyskali zgodę na założenie modlitewni. „Za Augusta III (...) Żydom bożnica w pociejowskim pałacu pozwolona” – czytamy w broszurze Wszyscy błądzą. Rozmowa druga pana z rolnikiem (Warszawa 1790). Prawdopodobnie modlitewnia ta funkcjonowała nieprzerwanie przez II połowę XVIII w., co budziło kontrowersje i sprzeciwy. W myśl obowiązujących przepisów Żydzi, którzy uzyskali zezwolenie na czasowy pobyt w stolicy, mogli organizować nabożeństwa tylko w miejscach położonych na uboczu. Natomiast rezydencja Pociejów sąsiadowała od zachodu z Marywilem, należącym do zgromadzenia zakonnego panien kanoniczek. Był to kompleks budynków położonych u zbiegu ulic Senatorskiej i Wierzbowej, również przeznaczonych na wynajem, mieszczących sklepy i warsztaty rzemieślnicze, restauracje, hotele i domy publiczne. Autor Noty anonimusa do Najjaśniejszych Stanów skonfederowanej Rzeczypospolitej… (Warszawa 1789) wyrażał oburzenie, że mieszkający na Pociejowie Żydzi „nawet pod oknami panien kanoniczek i drzwiami kościoła śluby swoje i bałwochwalstwa jawnie odprawiają”.
W myśl ordynacji (zarządzeń) wydawanych przez marszałków wielkich koronnych prawo do czasowego pobytu w Warszawie i na jej przedmieściach w okresach między sejmami przysługiwało żydowskim kupcom hurtowym, mężczyznom oraz wdowom mającym do załatwienia sprawy urzędowe lub sądowe, a ponadto pochodzącym z sąsiednich miast lub wsi kobietom żydowskim i dzieciom przywożonym do lekarzy na kurację. Jednakże w stolicy mieszkało nielegalnie wielu żydowskich osadników nie spełniających tych warunków. Skupiali się oni między innymi w pałacu Pociejów. Wywoływało to protesty władz miejskich i powodowało interwencje urzędu marszałkowskiego.
W 1767 r. doszło do procesu przeciw grupie Żydów mieszkających na Pociejowie wraz z żonami i dziećmi. Niemniej ci wszyscy, którzy przedstawili zaświadczenia od lekarzy, że ich żony są chore, zostali uwolnieni od zarzutu złamania prawa. Pozostali zapewne musieli opuścić stolicę, ale podobnie jak inni nielegalni żydowscy osadnicy niebawem do niej powrócili. W 1769 r. w pałacu Pociejów mieszkało 8 żydowskich futerników (kuśnierzy), którzy pomimo sprzeciwu cechu kuśnierzy prowadzili handel futrami.
W 1778 r. na Pociejowie zarejestrowano 268 rodzin żydowskich, liczących wraz ze służbą 716 osób. W tym samym roku pałac oraz towarzyszące mu zabudowania stały się własnością Tomasza Adama Uruskiego, który w latach 1778–1785 przebudował i rozbudował magnacką siedzibę na cele handlowe, tworząc długi szereg sklepów i mieszkań. Lokale te wynajmowali początkowo zarówno przedsiębiorcy chrześcijańscy, jak i żydowscy, jednakże z biegiem czasu ci drudzy wyparli chrześcijańskich konkurentów. W 1786 r. mieszkało tu około 1000 starozakonnych.
Tak oto narodził się żydowski Pociejów, będący jednym z pierwszych w dawnej Warszawie kompleksów handlowo-usługowych, rozciągający się między ulicami Senatorską i Nowosenatorską (obecnie Moliera), zwaną także Pociejowską lub Żydowską. Znajdowały się tu liczne sklepy oraz targowisko z różnorodnymi tanimi towarami (tak zwaną kramarszczyną), wyrabianymi masowo gotowymi ubraniami (zwanymi tandetą) oraz sprzętami użytku domowego, używaną odzieżą i wszelkiego rodzaju starzyzną. Działały kantory bankierów, hotele oraz szynki i garkuchnie.
Rosła również liczba Żydów mieszkających i pracujących na sąsiednim Marywilu. Następnie wyznawcy judaizmu osiedlali się w pobliskich ulicach, tworząc duże skupisko ludzkie i największe centrum handlowo-usługowe w warszawskim zespole miejskim. W początku lat 80. XVIII w. w rejonie dzisiejszego Placu Teatralnego mieszkało około 2500 Żydów, stanowiących 46% ogółu wyznawców judaizmu w stolicy. Jędrzej Kitowicz z wielką niechęcią opisywał w Pamiętnikach czyli historii polskiej rozwój warszawskiej społeczności żydowskiej w czasach Stanisława Augusta Poniatowskiego. Według niego był on możliwy dzięki korupcji wśród urzędników:
„Za panowania teraźniejszego nacisnęło się ich do Warszawy z żonami i bachorami do kilkunastu tysięcy. Napełnili ulicę Senatorską, pałac Pociejowski, Tłomackie, Kłopockie i inne jurydyki, od pałacu prymasowskiego aż do Marywilu, a znowu od ulicy Bibliotecznej i różnych w tym kącie krzyżowych i poprzecznych [ulic] aż do kościoła Św. Trójcy, oprócz którego steku znajdowali się i coraz więcej znajdują po różnych innych ulicach, osobliwie po pałacach pańskich i dworkach szlacheckich, nie obawiając się już więcej wyganiania, naprzeciw któremu, wielokrotnie zamierzonemu, zastawiali się ważnymi instancjami holenderskiego złota [tj. łapówkami w dukatach], pragnienie ich wygnania w umysłach na czas gorliwych skutecznie uśmierzającego”.
Rywalizacja gospodarcza
Rozwój warszawskiego skupiska żydowskiego, a przede wszystkim wzrost roli Żydów w życiu gospodarczym stolicy był wielkim problemem dla mieszczaństwa, muszącego stawić czoło coraz liczniejszym konkurentom w handlu i rzemiośle. W 1786 r. obywatele Warszawy skarżyli się królowi Stanisławowi Augustowi: „Nie ma profesyi, w której by Żyd nie był przeszkodnikiem. Oprócz towarów kupieckich, z któremi po domach biegają, Żydzi porywają się do robót złotniczych, kotlarskich, zegarmistrzowskich, kuśnierskich, krawieckich, siodlarskich, rymarskich, szewskich, szmuklerskich i wszystkich innych”. Starozakonni rzemieślnicy, podobnie jak handlarze, byli rywalami o tyle groźnymi, że bardzo aktywnymi. „Chodzą od domu do domu, a towary roznaszając po wszystkich stancyjach dopytują się o robotę” – dowiadujemy się ze skargi mieszczan.
Znaczna część żydowskich konkurentów koncentrowała się właśnie na Pociejowie, a ich liczba szybko rosła. Chrześcijańskie cechy rzemieślnicze zwalczały rywali, którzy z ich punktu widzenia działali nielegalnie, ale odnosiło to niewielki skutek. W 1779 r. cech krawiecki wytoczył proces 65 żydowskim krawcom, z których 14 mieszkało w dawnym pałacu Pociejów. W 1786 r. na 600 chrześcijańskich majstrów krawieckich w Warszawie przypadało 200 krawców żydowskich, z których aż 60 mieszkało na Pociejowie. Starozakonni rzemieślnicy innych specjalności byli mniej liczni, ale również stanowili znaczną część osób oskarżanych przez cechy o nielegalną konkurencję. W 1779 r. przed sądem marszałkowskim stanęło 28 żydowskich kuśnierzy, wśród których było 16 mieszkańców Pociejowa. W tym samym roku członek cechu złotników pozwał przed sąd 12 niecechowych konkurentów, spośród których 4 działało na Pociejowie.
Wynajmowanie żydowskim rzemieślnikom pomieszczeń na mieszkania i warsztaty było karane. W 1783 r. administrator Pociejowa nazwiskiem Czołhański został skazany przez sąd marszałkowski na karę pieniężną za zakwaterowanie krawców i tandeciarzy. Jednakże zyski z wynajmu były zapewne wielokrotnie wyższe od kar, toteż administratorzy jurydyk lekceważyli prawo.
Trudne warunki życia i przestępczość
Aby osiągać jak największe zyski, powiększano zabudowania Pociejowa do granic możliwości. Dodawano coraz to nowe przybudówki i nadbudówki, by zmieścić jak najwięcej lokatorów, warsztatów, magazynów i sklepów. Stawiano wciąż nowe stragany, komórki dla hodowanych zwierząt oraz kloaki. Władze nakazywały ich rozbieranie, a gdy administratorzy nieruchomości nie wykonywali decyzji, wysyłały żołnierzy i parobków, by niszczyli samowolnie wznoszone konstrukcje.
Decyzje te wiązały się z niebezpieczeństwami, jakie pociągała za sobą chaotyczna i gęsta zabudowa. Ryzyko wybuchu pożaru było ogromne, a stan sanitarny budynków i podwórzy bardzo zły. Ich powierzchnię pokrywało błoto, a przede wszystkim śmieci i odchody, wyrzucane i wylewane przez okna. Pociejów, podobnie jak sąsiedni Marywil oraz inne dawne magnackie rezydencje, był przeludniony i brudny. Nic więc dziwnego, że wśród mieszkańców szerzyły się różnego rodzaju choroby. W 1781 r. na Pociejowie w krótkim czasie zmarło pięciu Żydów i jedna Żydówka. Lekarz ustalił, że przyczyną zgonów była choroba „z czasów gorących pochodząca”, na szczęście nie zakaźna. W 1787 r. urząd marszałkowski stwierdził, że w jednej izbie mieszkało przeciętnie około 30 osób, a „z powodu smrodu, ciasnoty i braku powietrza szerzą się choroby”. Aby poprawić warunki mieszkaniowe nakazano ustawić piętrowe, wiszące łóżka oraz wstawić w oknach wentylatory, które wywiewałyby zatęchłe powietrze i wpuszczały świeże.
Fakt, że osiemnastowieczna Warszawa, podobnie jak wiele dużych miast, składała się w znacznej części z jurydyk, czyli obszarów niepodlegających magistratowi, pociągał za sobą wiele niebezpieczeństw. Właściciele jurydyk dbali o porządek i bezpieczeństwo na swoim terenie, ale mieli ograniczone możliwości, by czynić to poza nim. Brak jednolitej jurysdykcji w zespole miejskim sprzyjał rozwojowi przestępczości i utrudniał ściganie osób łamiących prawo. W II połowie XVIII w. w warszawskich jurydykach powstało i działało wiele grup przestępczych. Były one szczególnie liczne w rejonie Ogrodu Saskiego, na Marywilu i Pociejowie oraz na Woli.
Żydzi stanowili znaczną część działających w Warszawie przestępców. Wprawdzie napadów i kradzieży dopuszczali się rzadziej niż chrześcijanie, ale za to ich specjalnością było paserstwo. W związku z tym do zadań syndyka żydów warszawskich, powoływanego przez marszałka wielkiego koronnego i w jego imieniu sprawującego władzę nad społecznością, należało ściganie przestępców. Pośród funkcjonariuszy urzędu syndykowskiego byli szkolnicy „do wyszukiwania kradzieży”. W szczególnie ważnych przypadkach tropieniem złoczyńcy zajmował się osobiście syndyk.
Tak było w 1789 r., kiedy to pułkownikowi Pornatowi ukradziono złotą tabakierę. Pułkownik zwrócił się z tą sprawą do syndyka i obiecał mu nagrodę za odnalezienie kosztownego przedmiotu. Syndyk wytropił złodzieja, niejakiego Chomińskiego, ale ten sprzedał już tabakierę żydowskiemu paserowi. Syndyk udał się więc z Chomińskim na Pociejów i kazał wszystkim handlarzom wyjść ze swoich kramów, by złodziej rozpoznał wśród nich pasera.
Tumult w 1790 r.
Ponieważ Żydzi mogli legalnie przebywać w Warszawie i prowadzić tu działalność gospodarczą w okresie sejmów, ich liczba w stolicy wzrosła znacząco w czasie Sejmu Czteroletniego. Frustracja warszawskich rzemieślników z powodu obecności coraz liczniejszych żydowskich konkurentów narastała, przybierając w marcu 1790 r. rozmiary znaczącego poruszenia. Rozgoryczeni przedstawiciele cechów udali się 20 marca pod ratusz staromiejski ze skargami, w których dowodzili, że z winy Żydów ponoszą znaczne straty, tracą zarobki i mają problemy z utrzymaniem swoich rodzin.
Przybyli na miejsce delegaci sejmu obiecali demonstrantom, ze niebawem nastąpi wypędzenie ludności żydowskiej ze stolicy, co zostało przyjęte z zadowoleniem przez władze miejskie i cechy. 22 marca 1790 r. marszałek wielki koronny Michał Jerzy Wandalin Mniszech ogłosił zarządzenie w sprawie rugowania Żydów z Warszawy i Pragi, w myśl którego na ich terenie mogli pozostać jedynie kupcy, którzy handlowali własnymi towarami. Natomiast żydowscy rzemieślnicy i przekupnie powinni jak najszybciej opuścić stołeczny zespół miejski. Jednakże usuwanie żydowskich mieszkańców Warszawy okazało się być zadaniem trudnym, wymagającym więcej wysiłku i czasu niż się spodziewano. Zmuszani do opuszczenia miasta udawali się do okolicznych miasteczek oraz wsi i przeczekawszy tam jakiś czas, powracali do stolicy.
16 maja 1790 r. nieskuteczność rugów spowodowała największy z wybuchów niezadowolenia mieszczan, który zaowocował rozruchami antyżydowskimi. Zapoczątkowała je plotka, że Żydzi mieszkający na Gołubskim, czyli w zespole pałacowym położonym u zbiegu ulic Bielańskiej i Senatorskiej, zamordowali awanturującego się z nimi krawca Jana Fuxa. Zgromadzony tłum wdarł się na dziedziniec pałacu, gdzie doszło do pierwszych aktów agresji, wybijania okien, wyważania drzwi, bicia starozakonnych i rabunku ich mienia. Zamieszki przeniosły się do jurydyki Kłopockie i szybko rozszerzyły na Tłomackie, gdzie Żydzi zorganizowali obronę przeciwko napastnikom. W związku z tym zaatakowali oni Pociejów, którego mieszkańcy próbowali ukryć się lub ratować ucieczką. Doszło do pobić, demolowania sklepów i mieszkań, rabunku i niszczenia należącego do starozakonnych mienia. Tłum rozkradł wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, a rzeczy bezwartościowe niszczył i wrzucał do studni. Prawdopodobnie zdewastowano znajdującą się na Pociejowie synagogę.
Cytowany już Jędrzej Kitowicz przedstawił przebieg zajść niezbyt dokładnie, ale bardzo barwnie opisał poczynania napastników: „Zaczęli się dobywać do Tłomackiego, ale Żydzi, zamknąwszy się dobrze i parkan sobą dokoła obwarowawszy, mężnie szturm wytrzymali. Chłopcy [tj. uczący się rzemiosła] i przywiązana do nich zgraja, nie wskórawszy tam nic, pędem pobiegli do pałacu Pociejowskiego, gdzie Żydzi, jako nienależący do fortecy Tłomackiej, a przeto się niczego złego niespodziewający, nie mając żadnej około siebie ostrożności, nagle od owej zgrai opadnięci, pouciekali, gdzie mogli. Jedni się w sklepach pozamykali, drudzy, nie zdążywszy, uciekli od wszystkiego, a owa zgraja, nie mając bić kogo, udała się do rabunku. Splądrowali Żydom izby, komory, skrzynki i niektóre sklepy, co lepszego pobrali, a podlejsze żydowskie bebechy: pościele, gałgany, w studnią powrzucali, do samego ją wierzchu napełniwszy”.
Zaalarmowana gwardia miejska i straż marszałkowska przybyły na miejsce rozruchów, lecz zostały odpędzone przez agresywny tłum kamieniami i dachówkami. Sytuacja była na tyle groźna, że zadanie rozpędzenia napastników i przywrócenia porządku powierzono stacjonującym w mieście oddziałom wojskowym.
Następnego dnia antyżydowskie zajścia stały się przedmiotem obrad sejmu. Relacjonujący ich przebieg poseł Mateusz Butrymowicz stwierdził, że na Pociejowie nastąpiło „zburzenie domu, zabranie jednych towarów i drugich w studnie wrzucenie i inne kryminały, a to w Warszawie, pod bokiem N[ajjaśniejszego] Pana, gdzie każdy mieszkaniec bezpiecznym być powinien, pod bokiem sejmu, który najwyższą w narodzie sprawuje władzę”. Nawiązując do reformatorskich zamysłów sejmu Butrymowicz ostrzegał, że „akcyja ta wprawia w niebezpieczeństwo nas wszystkich, gdyż i Żydzi są naszemi mieszkańcami, a staną się pożytecznemi, kiedy ich dobrze urządziemy”. Sugerował, że jeśli sejm będzie nadal tolerował samowolę warszawskiego magistratu, „nie ujdą napaści ci wszyscy, którzy niedogodni są mieszczanom w ich projektach”.
Butrymowiczowi wtórował kasztelan Jacek Jezierski, natomiast poseł Stanisław Kublicki przekonywał, że nie powinno się przypisywać mieszczaństwu warszawskiemu buntowniczych zamysłów, ponieważ antyżydowskie zamieszki wybuchły z powodu krawca, pijaka obarczonego dziewięciorgiem dzieci, który od dawna nawoływał do tumultu. Kublicki dowodził, że na wieść jakoby krawiec został zabity przez Żydów zebrało się dwunastu pijanych ludzi, po czym „jedni ze swywoli, drudzy pijani, inni z hultajstwa wpadli do pałacu Pociejowski zwanego i tam Żydom poczynili krzywdy”. Z kolei marszałek wielki koronny Michał Jerzy Mniszech zapewniał, że gdy tylko dowiedział się o wybuchu zamieszek, uczynił wszystko co w jego mocy, by przywrócić w mieście spokój.
Na walnym zgromadzeniu magistratu (tak zwanej publice) postanowiono, że starsi cechów mają mieć baczenie na majstrów, ci zaś powinni mieć oko na czeladników i uczniów. Natomiast urząd marszałkowski wydał 19 maja 1790 r. rozporządzenie zabraniające zgromadzeń na ulicach i zmawiania się przeciwko władzom. Nakazano właścicielom domów, by ujęli i wydali osoby, u których znajdowały się rzeczy zrabowane na Pociejowie. Każdy gospodarz został zobowiązany do wypytania podejrzanych sąsiadów, a każdy majster do przesłuchania swoich czeladników w sprawie tumultu. Każdy ojciec miał dowiedzieć się od swych dzieci, czy nie brały udziału w rabunku na Pociejowie. Rabusie mieli zostać przekazani urzędowi marszałkowskiemu, który miał wymierzyć im sprawiedliwość.
Podczas podjętego przez urząd marszałkowski śledztwa, mającego na celu wykrycie i ukaranie sprawców tumultu z 16 maja, przesłuchano 60 podejrzanych i 286 świadków. W stan oskarżenia postawiono 26 osób, spośród których 18 przebywało w areszcie, pozostali odpowiadali z wolnej stopy. Proces zakończył się w początkach września 1790 r. skazaniem 10 osób. 17-letni Franciszek Flaczkiewicz został skazany na 4 lata pobytu w domu poprawy i zapłacenie kary pieniężnej, krawiec Dominik Mariański i kuśnierz Bazyli Kaszubiński na dwa lata więzienia w twierdzy Kamieniec Podolski oraz wygnanie z Warszawy, szewc Jędrzej Rościszewski na 6 miesięcy aresztu, a krawiec Jan Fux na 6 tygodni aresztu w wieży marszałkowskiej. Pozostałym skazanym, czyli 5 uczniom krawieckim, wymierzono karę publicznej chłosty.
Pociejów w czasach pruskich
Po upadku Rzeczypospolitej szlacheckiej, gdy Warszawa znalazła się w państwie pruskim, jej antyżydowskie przywileje utraciły swą ważność. Umocniło to pozycję Żydów i umożliwiało rozwój tworzonej przez nich społeczności. Starozakonni mogli mieszkać i prowadzić działalność gospodarczą praktycznie w całej Warszawie. Jednakże nadal istniały skupiska tworzone przez nich w dawnych jurydykach, będących już integralnymi częściami miasta. Co więcej, skupiska te rozrastały się, a Pociejów pozostawał największym z nich. Niestety, rosnąca rola Żydów w życiu gospodarczym wywoływała sprzeciwy mieszczan, przybierające niekiedy bardzo gwałtowne formy.
16 czerwca 1805 r. Żydzi mieszkający na Gołubskim, czyli w zespole pałacowym mieszczącym liczne sklepy i magazyny towarów, zostali oskarżeni o zaatakowanie katolickiej procesji. Faktem jest, że gdy przechodziła ona obok Gołubskiego na baldachim, pod którym znajdował się ksiądz, spadło kilka gontów. Jednakże niektórzy z obecnych twierdzili, że widzieli Żydów rzucających kamieniami. Uczestnicy procesji wtargnęli na Gołubskie, pobili wielu mieszkańców i zdewastowali ich mieszkania, rozbijając okna, drzwi i piece. Patrol kawalerii oraz funkcjonariusze policji zaprowadzili spokój, ale następnego dnia wybuchły jeszcze gwałtowniejsze rozruchy.
Przed Gołubskim zgromadził się tłum, który wyłamał bramę posesji, ale nie wtargnął na nią. Dopiero wieczorem pospólstwo rzuciło się na żydowskie sklepy na Pociejowie, a także w podwórzach pałacu Jabłonowskich, włamywało się do nich, niszczyło sprzęty i rabowało towary. Wówczas Żydzi stawili opór napastnikom broniąc się kamieniami. „Gazeta Warszawska” donosiła:
„Rzemieślnicy robili dzień cały i dopiero po skończonej robocie pomocnicy u mularzów i cieśli robiący, niektórzy bez służby będący ludzie, flisacy, niektórzy kowalczykowie i kominiarczykowie starali się korzystać z nacisku ciekawych. Wyłamali sklepy żydowskie na Pociejowskim i w podwórzu Jabłonowskich i Sodera będące; zrabowali towary i potłukli meble (…). Zajadłość Żydów i pospólstwa była z obydwóch stron wielka i twierdzą, że zobopólnie kamieniami rzucano, bez zrządzenia jednak wielkiej szkody”.
Siły porządkowe spacyfikowały zamieszki, rozpędziły gapiów i aresztowały aż 95 rabusiów. Jednakże trzeciego dnia pod Gołubskim znów zaczął zbierać się tłum. Na szczęście do miasta powrócił gubernator Koehler, który wygłosił przemówienie do zgromadzonych i nakłonił ich do rozejścia się. W następnych dniach przesłuchano aresztowanych, szeregowym uczestnikom rozruchów wymierzono kary cielesne i wypuszczono. Powołano specjalną komisję do zbadania wydarzeń i znalezienia osób, które spowodowały wybuch tumultu. Prawdopodobnie podejrzewała ona, że wydarzenia zostały sprowokowane przez Żydów, ponieważ jak donosiła gazeta:
„Już wielu Żydów jest aresztowanych, na których podejrzenie padło, iż byli sprawcami tej niespokojności”.
Zamieszki wybuchły z pozoru na podłożu religijnym, jednakże ich przebieg wskazuje, że oskarżenie o atak na katolicką procesję był jedynie pretekstem do napaści na żydowskie mieszkania i sklepy, rabowania i niszczenia znajdujących się tam rzeczy. Wydarzenia te możemy więc uznać za brutalne działania mieszczan, a szczególnie chrześcijańskich rzemieślników, gotowych wykorzystać każdy pretekst do walki z coraz liczniejszymi żydowskimi konkurentami. Koncentrowali się oni m.in. na Pociejowie, którego ówczesny wygląd tak opisywał Kazimierz Władysław Wójcicki (Wóycicki):
„Wszedłszy na obszerne podwórza po lewej stronie od ulicy Senatorskiej wznosił się do niej frontem pałac do rodziny Pociejów należący. Pamiętam pod arkadami niskiemi ciągnący się długi szereg sklepików, w których dawniej mieścił się cały handel Żydów warszawskich, sprzedających rozmaite stare sprzęty, żelastwo i wszelkiego rodzaju tandetę. Na piętrze były mieszkania. Kiedy stąd ich usunięto na ulice Królewską i Marszałkowską, przenieśli oni wraz z sobą i tu nazwę Pociejowa. Wyraz ten bowiem dał powód do przysłowia ludu warszawskiego: pociejowska robota, któren oznacza lichą, niezdarną i nietrwałą robotę rzemieślniczą. Tak imię znakomitej rodziny litewskiej przywiązało się na zawsze do tandetnego handlu Żydów warszawskich, którzy gdziekolwiek z nim się obrócą, nazwę Pociejowa przenoszą”.
Pierwsze przenosiny
Wspomniane przez Wójcickiego przenosiny pociejowskiego bazaru nastąpiły w początkach XIX w. Były jedną z wielu zmian na mapie osadnictwa żydowskiego w Warszawie, które zaszły w okresie Księstwa Warszawskiego i pierwszych latach Królestwa Polskiego w związku z ogólnym rozwojem miasta lub zostały spowodowane decyzjami władz.
W lutym 1809 r. Rada Stanu zajmowała się opracowaniem przepisów ograniczających osadnictwo żydowskie w Warszawie. Przygotowany przez radę projekt został zaakceptowany przez króla saskiego i księcia warszawskiego Fryderyka Augusta, który 16 marca 1809 r. wydał dekret wprowadzający reguły, na jakich Żydzi mogli mieszkać w Warszawie. Ustanawiał on przeznaczony dla nich rewir na zasadzie wyznaczenia ulic, przy których nie wolno im było mieszkać. Zakazem objęto Stare Miasto z Podwalem i bocznymi uliczkami, Nowe Miasto, ulice Świętojerską, Długą, Bielańską, Miodową, Senatorską z sąsiednimi ulicami, a ponadto Krakowskie Przedmieście i część Nowego Światu wraz z sąsiadującymi z nimi ulicami.
Powyższy dekret oraz uzupełniające go dekrety z 1809 i 1810 r. spowodowały, że osadnictwo żydowskie przesunęło się w kierunku ulic Królewskiej, Marszałkowskiej, Zielnej, Bagna, Granicznej, Twardej, Wielkiej i sąsiadujących z nimi ulic. Zamożni kupcy i bankierzy zamieszkali przy ulicach Senatorskiej, Żabiej, Królewskiej i Marszałkowskiej, przy czym te dwie ostatnie ulice stały się nowym handlowym centrum stolicy. Znaczna część Żydów skupiła się w północnej części miasta, przy ulicach Nalewki, Franciszkańskiej, Nowolipie i Nowolipki. Zamieszkali tu głównie ludzie biedni i zaludnili dzielnicę, która posiadała wówczas luźną i niską, drewnianą zabudowę.
Rozpoczęto rozbiórkę zabudowań Pociejowa, a w miejscu sklepów i straganów założono ogród i plac nazwany Pociejowskim. Julian Ursyn Niemcewicz uznał to za bardzo korzystne dla wyglądu miasta i warunków życia jego mieszkańców. W swych Pamiętnikach… zapisał w roku 1817:
„Zburzenie pociejowskich klitek prawdziwem stało się dobrodziejstwem, waliły się, były zgniłe i niezdrowe, otworzył się przez to Marywil i plac wielki”.
W 1825 r. rozebrano chylący się ku upadkowi Marywil, a w latach 1825–1832 na terenie Pociejowa i Marywilu wzniesiono gmach Teatru Wielkiego i założono plac zwany początkowo Marywilskim, a następnie Teatralnym.
Natomiast handlowe funkcje Pociejowa przejęło targowisko założone w 1816 roku na tyłach ulic Królewskiej i Marszałkowskiej, ciągnące się w stronę placu Zielonego (obecnie Jana Henryka Dąbrowskiego). Targowisko to nazywano Pociejowem, ale nie odgrywało ono roli tak ważnej jak pierwotny Pociejów. Było jednym z kilku centrów żydowskiej aktywności gospodarczej w Warszawie pierwszej połowy XIX w. Wszystkie one zostały opisane w sposób niezwykle barwny i jednocześnie bardzo krytyczny przez niemieckiego publicystę Carla Goehringa (Karla Göhringa) w książce Warschau. Eine russische Hauptstadt („Warszawa. Rosyjska stolica”), opublikowanej w Lipsku w 1844 r. Nieukrywana niechęć, jaką Goehring żywił do Żydów, i uprzedzenia, którymi kierował się w ocenie ich aktywności, zaowocowały takim wizerunkiem Pociejowa i innych żydowskich targowisk:
„Żydzi (…) prowadzą działalność w całym mieście, wszakże istnieją ulice i place wyznaczone im jako miejsce zamieszkania i handlowania, jak np. Grzybów, Pociejów [w oryginale: Poczeow], przedmieścia nad Wisła, ulica Franciszkańska i sąsiadujące z nią. Biada człowiekowi, który odnosi się do handlu z niechęcią, jeśli zabłąka się w te miejsca, szczególnie na ulicę Franciszkańską, w której nie mieszka ani jedna chrześcijańska dusza. Jeśli dotąd jeszcze nie wiedział, jak to jest znaleźć się w szponach diabła, tutaj dowie się, jak to jest [znaleźć się] w żydowskich.
Z piętnastu, dwudziestu żydowskich sklepów przepychają się do przodu długobrodzi, obdarci handlowcy – wszak ubiór nie przynosi odsetków. Jeden, krzycząc mu głośno w uszy, wychwala perkal, artykuły jedwabne, kamizelki, drugi piękne krawaty i czapki, trzeci kufry i torby podróżne, czwarty śledzie, sardele i ogórki, piąty «Uranię» Tiedgego[1], dzieła Goethego i [podręczniki] gramatyki, szósty dość delikatne, tanie chusty, siódmy gotowe, całkiem ładne płaszcze, suknie, spodnie, kamizelki i kapelusze, ósmy gotowe ubrania kobiece i tak każdy swoje.
Każdy trzyma go przy sobie, jeden za jedno ramię, drugi za drugie, trzeci za poły sukni i bóg wie, za co jeszcze inni, i każdy próbuje wciągnąć go do swego sklepu. Kto nie ma pojęcia o żydowskich manierach handlowych, a można by je nazwać handlowym stręczycielstwem, wyrobi je sobie na tych żydowskich targowiskach, na których nieustanie odbywają się handlowe boje z chętnymi i niechętnymi do targowania, przepychanie się i bijatyki grubiańskich rosyjskich żołnierzy, którzy próbują tutaj zamienić skradzione rzeczy na srebro”.
Wędrujący bazar
W 1864 r. rozwój Warszawy spowodował kolejne przenosiny pociejowskiego targowiska, tym razem z terenu u zbiegu ulic Marszałkowskiej i Królewskiej na podwórze kamienicy przechodniej położonej między ulicami Wielką i Zielną. Dziennikarz Wacław Szymanowski opisał to w 1865 r. w „Tygodniku Ilustrowanym”, poświęcając wiele uwagi fatalnym warunkom, w jakim funkcjonował nowy bazar. Określano go mianem Pociejowa, ale nie był miejscem przyciągającym kupujących tak jak dawniej wielką różnorodnością towarów. Handlowano głównie rzeczami używanymi i to bardzo zniszczonymi:
„Pociejów więc nie jest ani placem, ani ulicą, tylko rodzajem bazaru, pomieszczonego w obszernym podwórku kamienicznem, a otoczonego ze wszech stron sklepami, składami i handlami. Ale jakież to sklepy, jakież składy, jakież handle! Zdawałoby się, że w tem gościnnem ustroniu oznaczono schronienie dla nieczystości całego miasta, rugowanych kolejno z postępem czasu z różnych dzielnic warszawskich. W porównaniu do Pociejowa ulica Wołowa jest zbiorem pałaców, targ muranowski placem de Rivoli[2], a najbrudniejsze staromiejskie uliczki bulwarami.
Niema takiego dnia w roku, w którym by na Pociejowie nie było błota. Nawzajem zaś może deszcz padać przez trzydzieści dni i trzydzieści nocy ciągle, mogą przez całe tygodnie wiatry przenosić warstwy powietrza z jednego na drugie miejsce, a żadna woda nie zmyje brudu i pyłu pociejowskiego, żaden wiatr nie rozwieje tej zabijającej woni, którą po parogodzinnym tam pobycie przesiąkają wszelkiego rodzaju sprzęty i przedmioty, a nawet ludzie i zwierzęta. Tak że nie tylko wzrokiem, ale węchem nawet można rozpoznać produkta pociejowskiego pochodzenia.
Nie ma bowiem tak bezużytecznego przedmiotu, który by nie znalazł tam pomieszczenia, a nawet i ceny. Na Pociejowie wszystko ma wartość: stara skorupa, kawał gwoździa, odłamek drewna, słowem rupiecie, które my, ludzie nie wytrawni w zawodzie spekulacyjnym, nieraz w przechodzie obojętnie potrącamy nogą. Tylko wartość tych różnych przedmiotów jest indywidualna lub zbiorowa. W masie wszystko się sprzeda.
Odpadła ci podeszew od buta, idź na Pociejów, poszukaj dobrze, a ręczę ci że znajdziesz ją gdzie, paradującą pomiędzy koleżankami, mniej więcej tegoż co i ona ustroju i pochodzenia.
Nie ma bowiem tak bezużytecznego przedmiotu, który by nie znalazł tam pomieszczenia, a nawet i ceny. Na Pociejowie wszystko ma wartość: stara skorupa, kawał gwoździa, odłamek drewna, słowem rupiecie, które my, ludzie nie wytrawni w zawodzie spekulacyjnym, nieraz w przechodzie obojętnie potrącamy nogą. Tylko wartość tych różnych przedmiotów jest indywidualna lub zbiorowa. W masie wszystko się sprzeda.
Odpadła ci podeszew od buta, idź na Pociejów, poszukaj dobrze, a ręczę ci że znajdziesz ją gdzie, paradującą pomiędzy koleżankami, mniej więcej tegoż co i ona ustroju i pochodzenia. Skradziono ci klucz od drzwi, gdybyś zdołał przejrzeć składy starego żelastwa na Pociejowie, która to praca znaczyłaby to samo, co chcieć policzyć ziarnka piasku na dnie Wisły, ręczę ci, że odszukałbyś go w jakim ciemnym zakątku. Kapelusz, który nosiłeś i podarowałeś służącemu, znajdzie się kiedyś bez dna i skrzydeł w tym grobie wszelkiej odzieży i ładu domowego, a co dziwniejsza, trafi się zawsze ktoś, co go starguje jeszcze”.
Następnie targowisko zwane Pociejowem zostało ulokowane na tyłach trzech kamienic przy ulicy Bagno. Na ich obszernych podwórzach znajdowały się sklepy i sklepiki z wyrobami żelaznymi i odzieżą, magazyny mebli i różnego rodzaju starzyzny. Klemens Junosza opisał je w powieści Na bruku (Warszawa 1897):
Te składy przeróżnego towaru, starzyzny najrozmaitszej, tandety — to Pociejów. Wielkie cmentarzysko wiedeńskich karet, eleganckich mebli, resztek błyskotliwego szyku, prawdziwego lub pożyczanego blasku, zmarnowanych fortun. Zbytek i nieszczęście, nieoględność i niedola… wszystko na Pociejowie koniec swój znajduje, a kto by chciał w tej starzyźnie kurzem przyprószonej grzebać, kto by z jakiegoś wspaniałego niegdyś sprzętu, a dziś bezużytecznego grata, chciał, niby z jednego zęba zwierzęcia szkielet i całokształt odbudować, to by tu znalazł tyle materiału na powieści, nowele i dramaty, żeby go przez całe życie nie zużytkował i nie przerobił.
Czego tam nie znajdzie? Biurko gdańskie, antyk, w którym dziadek dukaty przechowywał, na to, aby je wnuczek roztrwonił; wypłowiały klęcznik starej matrony obok fantazyjnej, jedwabiem krytej kozetki z buduaru kurtyzanki; łóżeczko dziecinne, przy którem nieszczęśliwa matka oczy wypłakała, stolik z zielonem suknem, po którym potoczyły się tysiące, zardzewiała maszyna, odebrana za komorne biednej wdowie, fajczarnia dandysa sprzed pół wieku, szafa biblioteczna po uczonym, klatka po papudze, pudło od faetonu [tj. powozu], w którym się niegdyś bezmyślny panicz po Warszawie rozbijał.
Poszukawszy, nawet i stare portrety się znajdą, by odnowione, w bogate ramy oprawne, mogły za wizerunki przodków młodej arystokracji służyć i komnaty świeżych, na spekulacjach wyrosłych pałaców ozdabiać.
Zmienne losy Pociejowa
Pociejów był pierwotnie magnacką siedzibą mającą status jurydyki. Później mianem tym określano kolejne bazary i skupiska ludności żydowskiej w centrum Warszawy. Co więcej, w II połowie XIX w. mieszkańcy Warszawy zaczęli nazywać tak różne miejsca kojarzące się im z żydowskim handlem. Cytowany już Wacław Szymanowski odnotował w 1865 r. w „Tygodniku Ilustrowanym”:
„Pociejów... ta nazwa u nas stała się już typową, przestała być imieniem własnem, zyskała odrębne swe znaczenie, weszła do języka jako imię pospolite (…). Niektórym się zdaje, że Pociejów jest gdzieś na Wołowej lub Franciszkańskiej ulicy, inni mieszczą go na Muranowie, inni jeszcze oznaczają tą nazwą Grzybowski plac albo przedłużenie placu za Żelazną bramą. Są nawet tacy, którzy każdą dzielnicę przez starozakonnych głównie zamieszkałą nazywają Pociejowem. Owóż w tem wszystkiem jest cokolwiek słuszności, Pociejów bowiem nasz spotkały losy dawnej Kartaginy, gorzej nawet, bo nie raz, ale dwa razy przenosił się z miejsca na miejsce”.
W II połowie XIX wieku słowo Pociejów stało się synonimem bałaganu i brudu („porządek pociejowski”) oraz kiepskiej jakości wyrobów rzemieślniczych („pociejowska robota”). Na zmieniającym lokalizację Pociejowie zaopatrywali się ludzie chcący uchodzić za modnych, lecz nie mający pieniędzy na nowe ubrania, co zrodziło określenie „moda pociejowska”. O warszawiakach obdarzonych kiepskim gustem i źle ubranych mawiano „elegant z Pociejowa”.
Musimy jednak pamiętać, że pierwotny Pociejów był w II połowie XVIII w. przede wszystkim największym skupiskiem żydowskim w Warszawie. Jego mieszkańcy stworzyli centrum handlowo-usługowe odgrywające czołową rolę w życiu gospodarczym stolicy, którego klientami byli ludzie z różnych warstw społecznych. Pociejowskie sklepy i warsztaty rzemieślnicze miały w swej ofercie luksusowe wyroby dla szlachty i zamożnego mieszczaństwa. Jednocześnie zaopatrywali się tu niezamożni mieszkańcy stolicy, dysponujący niewielkimi funduszami na zaspokojenie swych potrzeb.
Źródła:
Archiwum Ringelbluma. Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawy, t. 35: Emanuel Ringelblum, Żydzi w Warszawie. Część druga: 1527–1795; oprac. Paweł Fijałkowski, Warszawa 2018.
Anna Berdecka, Irena Turnau, Życie codzienne w Warszawie okresu Oświecenia, Warszawa 1969.
Jan Stanisław Bystroń, Warszawa, Warszawa 1949.
Maria Cieśla, Żydowscy przestępcy w dawnej Rzeczypospolitej, w: Społeczeństwo staropolskie. Seria nowa, Tom 2. Społeczeństwo a przestępczość, Warszawa 2009.
Stefan Dziewulski, Henryk Radziszewski, Warszawa, t. 1. Dzieje miasta, topografia, statystyka ludności, Warszawa 1913.
Artur Eisenbach, Z dziejów ludności żydowskiej w Polsce w XVIII i XIX wieku, Warszawa 1983.
Paweł Fijałkowski, Warszawska społeczność żydowska w okresie stanisławowskim. 1764–1795. Rozwój w dobie wielkich zmian, Warszawa 2016.
„Gazeta Warszawska”, 1790, nr 24; 1805, nr 53.
Carl Goehring, Warschau. Eine russische Hauptstadt, t. 2, Lipsk 1844.
Klemens Junosza, Na bruku. Powieść z życia miejskiego, Warszawa 1897.
Małgorzata Karpińska, Zapomniany pogrom. Warszawa, 16 czerwca 1805 r., w: Pogromy Żydów na ziemiach polskich w XIX i XX wieku, t. 2. Studia przypadków (do 1939 roku); red. nauk. Kamil Kijek, Artur Markowski, Konrad Zieliński, Warszawa 2019.
Jędrzej Kitowicz, Pamiętniki czyli historia polska, oprac. Przemysława Matuszewska, Warszawa 1971.
Materiały do dziejów Sejmu Czteroletniego, t. 1, oprac. Janusz Woliński, Emanuel Rostworowski, Jerzy Michalski, Wrocław 1955.
Materiały do dziejów Sejmu Czteroletniego, t. 6, oprac. Artur Eisenbach, Jerzy Michalski, Emanuel Rostworowski, Janusz Woliński, Wrocław 1969.
Julian Ursyn Niemcewicz, Pamiętniki Juliana Ursyna Niemcewicza 1809–1820, tom 2, Poznań 1871.
Nota anonimusa do Najjaśniejszych Stanów skonfederowanych Rzeczypospolitej względem fundacji i sprzeciwienia się onejże panien kanoniczek warszawskich, dnia 28 lipca 1789 roku napisana, Warszawa 1789.
Emanuel Ringelblum, Żydzi w świetle prasy warszawskiej wieku XVIII-go, „Miesięcznik Żydowski” t. 2, 1932: cz. 1, z. 6; cz. 2, z 7–8; cz. 3, z. 9–10.
Franciszek Sobieszczański, Rys historyczno-statystyczny wzrostu i stanu miasta Warszawy od najdawniejszych czasów aż do 1847 roku, Warszawa 1848.
Wacław Szymanowski, Pociejów, „Tygodnik Ilustrowany”, t. 12, 1865, nr 310.
Agnieszka Świtek, Marywil – dziękczynne wotum królowej Marysieńki, „Spotkania z Zabytkami”, 2013, nr 11–12.
Kazimierz Władysław Wójcicki, Warszawa i jej społeczność w początkach naszego stulecia, „Biblioteka Warszawska. Pismo Poświęcone Naukom, Sztukom i Przemysłowi”, 1874, t. 4.
Krystyna Zienkowska, Tumult w Warszawie w maju 1790 roku, „Kwartalnik Historyczny”, t. 95, 1988, nr 2.
Przypisy:
[1] „Urania” to tytuł popularnego wówczas poematu dydaktycznego, którego autorem był Christoph August Tiedge.
[2] Zapewne chodzi o Rue de Rivoli w Paryżu, ulicę o pięknej zabudowie z eleganckimi hotelami i ekskluzywnymi sklepami.