Henryka Goldszmita niezgoda ze światem

Autor: dr Paweł Fijałkowski
Korczak podzielił los swych żydowskich rodaków i wychowanków, wywiezionych latem 1942 r. do obozu zagłady w Treblince. Autorzy wielu prac o Korczaku podkreślają, że miał możliwość opuszczenia getta, ukrycia się „po aryjskiej” stronie i uniknięcia śmierci w komorze gazowej. Ale czy taki wybór w ogóle dla niego istniał, nie w wymiarze posiadanych możliwości, lecz w wymiarze moralnym? Czy rzeczywiście Korczak mógł wybrać ucieczkę przed śmiercią, oznaczającą jednocześnie porzucenie wychowanków w obl
wide_Korczak.jpg

Henryk Goldszmit, znany światu jako Janusz Korczak, urodził się w Warszawie 22 lipca 1878 lub 1879 r. zapewne przy ulicy Bielańskiej, gdzie spędził dzieciństwo. Wychowywał się tam, a następnie przy Krakowskim Przedmieściu, czyli w otoczeniu zróżnicowanym nie tylko pod względem zamożności, ale także pod względem narodowym i wyznaniowym. Mały Henio odczuł wcześnie i głęboko istnienie podziałów wyznaniowych, których znaczenia nie był jeszcze w pełni świadom. W swym „Pamiętniku”, spisanym latem 1942 r., czyli w ostatnich miesiącach życia, Janusz Korczak wspominał takie oto silne przeżycie z dzieciństwa: Liczyłem wówczas pięć lat, a zagadnienie żenująco trudne: co robić, żeby nie było dzieci brudnych, obdartych i głodnych, z którymi nie wolno mi się bawić na podwórku, gdzie pod kasztanem pochowany był w wacie w blaszanym pudełku od landrynek pierwszy mój zmarły bliski i kochany, na razie tylko kanarek. Jego śmierć wysunęła tajemnicze zagadnienie wyznania. Chciałem na jego grobie postawić krzyż. Służąca powiedziała, że nie, bo on ptak, coś bardzo niższego niż człowiek. Płakać nawet grzech. Tyle służąca. Ale gorsze, że syn dozorcy domu orzekł, że kanarek był Żydem. I ja. Ja też Żyd, a on Polak, katolik. On w raju, ja natomiast, jeżeli nie będę mówił brzydkich wyrazów i będę mu posłusznie przynosił kradziony z domu cukier – dostanę się po śmierci do czegoś, co wprawdzie piekłem nie jest, ale tam jest ciemno. A ja bałem się ciemnego pokoju. Śmierć. Żyd. Piekło. Czarny, żydowski raj. Było co rozważać. Czytając powyższe słowa warto zadać sobie pytanie, czy tego rodzaju doświadczenie wyznaniowych i narodowych podziałów było czymś wyjątkowym, czy może raczej typowym dla dzieci żyjących w zaborze rosyjskim u schyłku XIX w.

Przenieśmy się do Żyrardowa, wówczas dużej osady fabrycznej położonej na zachód od Warszawy, gdzie w 1881 r. urodził się Paweł Hulka, znany później jako Paweł Hulka Laskowski, publicysta, pisarz i tłumacz. Jakieś kilka lat po Korczaku, żyrardowski chłopiec wyznania ewangelicko-reformowanego, będący potomkiem imigrantów z Czech, dowiedział się od swych kolegów z podwórka: Jesteś luter i szwab, i bawić się z tobą nie będziemy. Chłopcy zapominali czasem, że postanowili nie bawić się z Niemcem i szwabem, ale nigdy na długo — napisał Hulka Laskowski kilkadziesiąt lat później w przedmowie do „Pięciu wieków herezji” (Warszawa 1938) — Dużo było tych sposobności, przy których przypominano i wypominano, że się nie jest katolikiem, że się zdradziło Pana Jezusa [...]. W szkole były już bardzo wyraźne stronnictwa: tu prawowierni, tu heretycy, tu Polacy, tam szwaby. I tak już zostało przez cały czas szkoły, w fabryce, w domach fabrycznych.

To i podobne przeżycia sprawiły zapewne, że Paweł Hulka Laskowski przez większą części życia dowodził swą działalnością, że ewangelicy są tak samo dobrymi Polakami jak katolicy. Natomiast Henryk Goldszmit starał się funkcjonować ponad podziałami narodowymi i wyznaniowymi. Żył zanurzony w kulturze polskiej, a dzięki konkursowi literackiemu ogłoszonemu przez „Kurier Warszawski” w 1898 r. stał się Januszem Korczakiem. W swym dorosłym życiu starał się odnajdywać i wpajać wychowankom idee, które łączą i pozwalają wznieść się ponad dzielące ich różnice. Zdawał sobie sprawie, że powierzone jego opiece sieroty pochodzą z różnych środowisk, że wiele z nich odczuwa potrzebę życia religijnego. Toteż w okresie pierwszej wojny światowej, w Kijowie chodził z chrześcijańskimi dziećmi na nabożeństwa. [1] Z kolei w okresie międzywojennym godził się, by w kierowanym przez niego żydowskim Domu Sierot odbywały się uroczystości religijne z udziałem rabina. Według Józefa Arnona, jednego z bursistów Domu Sierot traktował religię jako cząstkę duchowego życia człowieka, jako subiektywną potrzebę ludzi w każdym wieku i w każdej sytuacji. [2] Starał się jednak, by wychowankowie nie odczuwali obecności religii w Domu Sierot jako narzucania poglądów i nawracania.

Janusz Korczak podchodził krytycznie do otaczającego go porządku społecznego. W książce „Jak kochać dziecko. Internat. Kolonie letnie” (Warszawa-Kraków 1929) pisał: Społeczeństwo dało małego dzikusa, byś go ociosał, ułożył, uczynił łatwo strawnym — i czeka. Czeka państwo, Kościół, przyszły chlebodawca. Żądają, czekają, czuwają. Państwo żąda państwowego patriotyzmu, Kościół — kościelnej wiary, pracodawca — uczciwości, a wszyscy — przeciętności i pokory. Zbyt mocne złamie, ciche sponiewiera, przewrotne niekiedy przekupi, biednemu zawsze drogę zagrodzi. Kto? Nikt – życie. [3] Nie uważał tradycyjnej rodziny za solidny fundament więzi społecznych. Miał bardzo wiele zastrzeżeń do roli, jaką odgrywała ona w konserwatywnych chrześcijańskich i tradycyjnych żydowskich kręgach społeczeństwa. Jednocześnie przeciwstawiał się„antyhigienicznym” i „antyludzkim” regułom, jakie panowały w placówkach wychowawczych w XIX wieku. Krzewił nowe podejście do dziecka, będącego dla niego przede wszystkim człowiekiem. Wierzył w możliwość wychowania nowego człowieka, kształtowanego nie w domowym zaciszu, lecz w grupie rówieśniczej, w której proces socjalizacji będzie przebiegał na zasadzie wzajemnej akceptacji, a jego efektem będzie człowiek wychowy higienicznie, zdrowy cieleśnie i duchowo.

Higieniści i pedagodzy są dziś zgodni, że ruch i świeże powietrze są dla dziecka równie niezbędne jak jedzenie – pisał w 1924 r. w żydowskim piśmie „Dos Kind“ — Nieświeże powietrze zatruwa, uśmierca. Zwolennicy starych metod wychowawczych mają na wszystko jedną odpowiedź: >A jednak, Bogu dzięki, żyjemy<. Tak, na pewno, zawieraliśmy związki małżeńskie w młodych latach i rodzili dzieci tuzinami, więc starczyło nas na pogromy, plagi, gruźlicę; szczodrze płaciliśmy nasz okup strasznej śmierci. Całe nasze mroczne życie w średniowieczu ograniczone było w domu – kołyską, a poza domem – cmentarzem. Cmentarz był jedynym ogrodem, jedyną trawą, jedynym miejscem, gdzie mieszkańcy getta oglądali słońce. [4]

Janusz Korczak wierzył w nieograniczone wręcz możliwości ulepszania natury ludzkiej i należał do licznego wówczas grona zwolenników eugeniki, rozumianej jako doskonalenie dziedzicznych cech człowieka, stawiającej sobie za cel stworzenie warunków umożliwiających rozwój cech dodatnich, a także ograniczenie lub wręcz eliminację cech ujemnych. Nierozważną płodność odczuwam dziś jako krzywdę i lekkomyślny występek. [5] pisał w „Jak kochać dziecko. Dziecko w rodzinie” (Warszawa-Kraków 1929), mając na myśli wielodzietność ludzi biednych, żyjących na marginesie społecznym, a także prokreację u osób obarczonych dziedzicznymi chorobami lub innymi cechami uważanymi za szkodliwe i dziedziczne. Uważał, że w ten sposób można będzie ograniczyć wszelkiego rodzaju patologie społeczne, dziedziczną biedę i przestępczość. Bez eugeniki zatoniemy w bagnie wszyscy i już bez ratunku, i już na zawsze – nawoływał alarmująco w dramacie „Senat szaleńców”, wystawionym w 1931 r. [6] Uważał, że państwo powinno prowadzić politykę populacyjną za pomocą odpowiednich przepisów prawa, zmieniać mentalność dorosłych, propagować świadome macierzyństwo i antykoncepcję, a przede wszystkim wychowywać dzieci na ludzi zdrowych i uświadomionych seksualnie. Pod pewnymi względami wiara Korczaka w eugenikę i zaangażowanie państwa przypomina poglądy jego rówieśnika Władysława Spasowskiego (ur. 1877), marksistowskiego filozofa i doświadczonego pedagoga. Wyrażał on swe przekonania na temat ówczesnego, zepsutego, i przyszłego, zdrowego społeczeństwa w sposób znacznie bardziej radykalny niż Korczak, który niewątpliwie pragnął zmieniać świat, ale z całą pewnością nie drogą rewolucji. Tymczasem Spasowski w swej książce „Wyzwolenie człowieka w świetle filozofii...”,wydanej po raz pierwszy w 1933 r., pisał: Panujące w świecie kapitalistycznym warunki, stosunki, poglądy i przesądy nie tylko młodzież dojrzalszą, lecz również ludzi dorosłych skazują przeważnie albo na onanię, pederastię, neurastenię i zniechęcenie do życia, kończące się nieraz samobójstwem, albo na prostytuowanie się po domach publicznych, nabywanie chorób wenerycznych, zatruwanie i łamanie życia sobie, żonom i dzieciom, albo wreszcie na cudzołóstwo z żonami swych znajomych i przyjaciół i na związane z tym życie, pełne kłamstw, oszustw i awantur [...]. Tylko zgoła nowy system wychowania płciowego i zasadniczo nowe prawo, wypływające z innych niż kapitalistyczne podstaw ustroju społecznego, pozwolą uzdrowić stosunki między płciami i rozwiązać zadowalająco doniosłe zagadnienie prokreacji. [7] Podobnie jak dla większości ortodoksyjnie myślących marksistów, także dla Spasowskiego wszystko to, co uważano za przejawy moralnego zepsucia, psychicznej i fizycznej degeneracji, było zjawiskiem typowym dla społeczeństwa klasowego, bazującego na wyzysku człowieka przez człowieka. Wszystko to miało jakoby zaniknąć po zwycięstwie klasy robotniczej dzięki zmianom w systemie prawnym i reformie wychowania. Dziś wiemy na pewno, że nie wszystko można w człowieku zmienić za pomocą surowych lub subtelnych metod wychowawczych, ewentualnie za pomocą najwymyślniejszych terapii psychiatrycznych, a próby poddania natury ludzkiej restrykcyjnym normom prawnym zaowocowały w XX w. tragedią wielu ludzi lub wręcz masowymi zbrodniami.

_en_Janusz_Korczak2.jpg

 

Przełom XIX i XX w. to okres, gdy w obliczu rozwijających się nacjonalizmów żydowscy zwolennicy asymilacji coraz częściej zdawali sobie sprawę, że wkroczyli na drogę prowadzącą do nikąd. Jednocześnie rosło zainteresowanie syjonizmem i głoszonymi przez jego przywódców hasłami stworzenia nowoczesnego narodu żydowskiego i odbudowy żydowskiej państwowości. Latem 1899 r. Janusz Korczak przebywał w Szwajcarii, gdzie zapoznawał się przede wszystkim z działalnością szkół i szpitali dziecięcych oraz bezpłatnych czytelni pism dla dzieci i młodzieży, a także wziął udział w III Kongresie Syjonistycznym w Bazylei. Fascynacja perspektywami lepszej przyszłości Żydów, jakie zdawał się stwarzać ruch syjonistyczny, a jednocześnie głębokie przywiązanie do polskiej ojczyzny stały się dla Korczaka źródłem wielu duchowych rozterek. Narastały one z biegiem czasu, prowadząc wręcz do duchowego rozdarcia. W 1933 r., a więc na rok przed pierwszym wyjazdem do Palestyny, w jednym z listów pisał: Albo nie będzie po co jechać, albo warto będzie długo pozostać. Oto dlaczego waham się, zwlekam. Pracy tu w Polsce wiele – nie leniwie trzymam się z dala, choć to mój klimat i roślinność, i tradycja, i ludzie, których znam – i język, którym się swobodnie mogę porozumieć. Tam wszystko obce i trudne. [8] W 1934 i 1936 r. Janusz Korczak odwiedził Palestynę, która interesowała go pod wieloma względami, i jako religijne centrum trzech religii, i jako miejsce żydowskiego odrodzenia narodowego. Obserwował efekty rozwoju żydowskiego osadnictwa oraz metody wychowawcze stosowane w kibucach. Był pełen zachwytu dla dokonań osadników, którzy pokonując liczne trudności, tworzyli nowe żydowskie życie, wolne od odwiecznych ograniczeń, dające nadzieję na lepszy los dla przyszłych pokoleń Żydów. Nie chciał być wyłącznie turystą, angażował się w życie goszczącego go kibucu Ein Harod, pracował w kuchni i wygłaszał pogadanki. Lecz pomimo tego wszystkiego czuł się wciąż jak turysta w świecie, który tak na prawdę nie był jego światem. [9]

Odwlekane przez wiele lat wizyty w Palestynie niewątpliwie odmieniły wcześniejszy stosunek Korczaka do idei odbudowy żydowskiego państwa, fascynacja coraz bardziej wypierała dystans. Niezmiennie uważał się jednak za typowego przedstawiciela diaspory, zaaklimatyzowanego fizycznie i moralnie do życia w Europie. Wierzył w powodzenie idei syjonizmu, ale nie widział w niej miejsca dla siebie z obawy przed tęsknotą za tym
wszystkim, co tworzyło jego polską ojczyznę. W drugiej połowie lat 30., wobec narastającej w Polsce wrogości do Żydów, zastanawiał się coraz poważniej nad umieszczeniem żydowskich sierot w Palestynie, w nowym, stworzonym dla nich domu. Pozostał jednak ze swymi podopiecznymi w Polsce. Zapewne po dawnemu wierzył, że: Światu nie praca i pomarańcze potrzebne, a nowa wiara. Wiara w życie przyszłe związać się musi z dzieckiem jako nadzieją. [10] Palestyna stała się ojczyzną sentymentalną Janusza Korczaka. Ojczyzną, do której należał całym sobą, będąc Żydem i Polakiem, pozostała Polska z potrzebującymi jego opieki sierotami. Była to postawa typowa dla wielu żydowskich, mniej lub bardziej zasymilowanych intelektualistów tego czasu, żyjących w Polsce i innych państwach Europejskich. Przypominała ona pod wieloma względami postawę niemieckiego żydowskiego lekarza i działacza społecznego Magnusa Hirschfelda (ur. w 1868 r.), który odwiedził Palestynę w 1932 r. Zetknięcie z efektami działalności ruchu syjonistycznego wywarło na nim wielkie wrażenie, niewątpliwie spotęgowane wciąż spychaną na margines świadomością żydowskiego pochodzenia. W odróżnieniu od Korczaka odnosił się on do idei syjonizmu z dużym krytycyzmem, dostrzegał w nim przede wszystkim izolacjonizm i nacjonalistyczną pogardę dla nie-Żydów. Obserwując młodych ludzi śpiewających hebrajskie pieśni zauważał oznaki wskazujące, że duma narodowa zbliża się już u nich do zgubnego narodowego zaślepienia wymierzonego w tych, którzy nawet nie rozumieją po hebrajsku. Ale pomimo to w zapiskach z podróży (Die Weltreise eines Sexualforschers, Brugg 1933) odnotował swą warunkową życzliwość dla „syjonistycznego eksperymentu”, cieszył się, że mógł osobiście na miejscu studiować szczęście osadników. Jakże wyjątkowo wiele znaczą dla mnie ci ludzie, natura, historia i przyszłość tego kraju — pisał. [11] Działacze syjonistyczni zaproponowali Hirschfeldowi, by osiedlił się w Palestynie na stare lata, co zapewne jeszcze bardziej poruszyło żydowską cząstkę jego duszy, ale nie miało praktycznego znaczenia. Żydowskie odrodzenie narodowe w Palestynie było mu tak na prawdę obce, nie widział wśród osadników miejsca dla siebie. Jego duchową ojczyzną była Europa, nawet jeśli nie miał odwagi powrócić do przesiąkających nazizmem Niemiec. Osiadł we Wiedniu, a następnie w Nicei, gdzie zmarł w maju 1935 r. Korczak pozostał w Polsce i podzielił los swych żydowskich rodaków i wychowanków, wywiezionych latem 1942 r. do obozu zagłady w Treblince.

Autorzy wielu prac o Korczaku podkreślają, że miał możliwość opuszczenia getta, ukrycia się „po aryjskiej” stronie i uniknięcia śmierci w komorze gazowej. Ale czy taki wybór w ogóle dla niego istniał, nie w wymiarze posiadanych możliwości, lecz w wymiarze moralnym? Czy rzeczywiście Korczak mógł wybrać ucieczkę przed śmiercią, oznaczającą jednocześnie porzucenie wychowanków w obliczu najcięższego doświadczenia, w obliczu śmierci? Czy nie byłoby to zaprzeczeniem całej jego drogi przez życie, wszystkiego tego, co napisał i czego dokonał? Według niektórych świadków deportacji Domu Sierot i innych żydowskich sierocińców do obozu zagłady w Treblince, przeprowadzonej 5 lub 6 sierpnia 1942 r., Janusz Korczak mógł ratować się nawet z Umschagplatzu, pozostawiając tam jednak swoje dzieci. Sytuację tę tak opisał Władysław Szlengel w wierszu „Kartka z dziennika akcji”:

Ktoś doleciał – papier miał w dłoni,

Coś tłumaczył i wrzeszczał nerwowo,

– Pan może wrócić... jest kartka od Brandta,

Korczak niemo potrząsnął głową.

Nawet wcale im nie tłumaczył,

Tym, co przyszli z łaską niemiecką,

Jakże włożyć w te głowy bezduszne,

Co znaczy samo zostawić dziecko... [12]

Wielu warszawskich Żydów mogło ratować swe życie za cenę porzucenia najbliższych, a jednak pozostawało wraz z nimi, zdając sobie sprawę, że zwiększają ryzyko śmierci. Był wśród nich historyk Emanuel Ringelblum, młodszy od Korczaka o nieco ponad dwadzieścia lat, podczas okupacji sekretarz generalny Żydowskiej Samopomocy Społecznej i jednocześnie twórca podziemnego archiwum warszawskiego getta Oneg Szabat. Od lutego 1943 r. ukrywał się wraz z żoną Judytą i synem Urim w gospodarstwie ogrodniczym przy ulicy Grójeckiej, choć dzięki swemu nie budzącemu podejrzeń wyglądowi, jasnym włosom i niebieskim oczom, mógł żyć po „aryjskiej” stronie na polskich papierach. Przyjaciele z konspiracji przygotowali dla niego mieszkanie w Izabelinie, licząc na to, że w nim zamieszka i włączy się w podziemną działalność polityczną. Ringelblum pozostał jednak w kryjówce, ponieważ wolał kontynuować swą pracę naukową, a przede wszystkim nie chciał rozstawać się z rodziną. Jego żona kategorycznie odrzucała propozycje opuszczenia podziemnej kryjówki pod szklarnią. Ukrywający się przy Grójeckiej Żydzi zostali wydani Niemcom przez polskiego donosiciela, aresztowani przez Gestapo7 marca 1944 r. i uwięzieni na Pawiaku. Wówczas kontakt z Emanuelem Ringelblumem nawiązał jeden z przebywających tam więźniów, Jechiel Hirszhaut, pracujący w złożonej z Żydów brygadzie robotniczej. Gdy powiedział Ringelblumowi, że istnieje możliwość uratowania go, wówczas ten spytał, co stanie się z siedzącym na jego kolanach 14-letnim Urim. Dowiedziawszy się, że szansy na ratunek nie ma ani jego syn, ani żona, osadzona na oddziale kobiecym Pawiaka, odrzucił propozycję. Zostali wszyscy rozstrzelani 10 marca 1944 r. [13] Czy śmierć Korczaka i Ringelbluma była wyrazem pogodzenia się z losem, czy przejawem moralnego sprzeciwu? Może była protestem i jednocześnie jedynym prawdziwie ludzkim wyjściem z sytuacji, dającym nadzieję, że przyszłe pokolenia upomną się o najbezbronniejsze z ofiar.

------------------

Tekst pierwotnie opublikowany w ramach cyklu Czwartki na Tłomackiem w dniu 10 maja 2012 r.

 

Przypisy:

[1] K. Starczewska, Świadomość religijna Janusza Korczaka, w: Janusz Korczak. Pisarz – wychowawca – myśliciel, red. H. Kirchner, Warszawa 1997, s. 211.

[2] Tamże.

[3] J. Korczak,Jak kochać dziecko. Internat. Kolonie letnie, Warszawa-Kraków 1929, s. 12.

[4] J. Korczak, Spacer, „Dos Kind“ 1924, nr 4, s. 26–30; tłum. z j. jidyszStefan Bergman i Hanna Kirchner.

[5] J. Korczak, Jak kochać dziecko. Dziecko w rodzinie, Warszawa-Kraków 1929, s. 14; J. Korczak, Dzieła, t. 7.Jak kochać dziecko. Momenty wychowawcze. Prawo dziecka do szacunku; wyd. S. Wołoszyn, E. Cichy, Warszawa 1993, s. 15.

[6] J. Korczak, Dzieła, t. 10. Senat szaleńców. Proza poetycka. Utwory radiowe; wyd. H. Kirchner, E. Cichy, M. Prussak, Warszawa 1994, s. 135.

[7] Władysław Spasowski, Wyzwolenie człowieka w świetle filozofii, socjologii pracy i wychowania ludzkości; posłowie S. Skrzeszewski, Warszawa 1963, s. 363.

[8] M. Falkowska, Kalendarium życia, działalności i twórczości Janusza Korczaka, Warszawa 1978, s. 271.

[9] Tamże, s. 304–305.

[10] Tamże, s. 271.

[11] M. Herzer, Magnus Hirschfeld. Leben und Werk eines jüdischen, schwulen und sozialistischen Sexologen, Frankfurt am Main 1992, s. 52 — 53.

[12] W. Szlengel, Co czytałem umarłym. Wiersze getta warszawskiego; oprac. I. Maciejewska, Warszawa 1979, s. 77.

[13] S.D. Kassow, Kto napisze naszą historię? Ukryte archiwum Emanuela Ringelbluma; tłum. G. Waluga i O. Zienkiewicz, Warszawa 2010, s. 327–330, 350–351.

 







dr Paweł Fijałkowski   historyk, archeolog, pracownik naukowy Żydowskiego Instytutu Historycznego im. E. Ringelbluma. Zajmuje się m.in. dziejami Żydów w okresie staropolskim. Autor m.in. „Warszawska społeczność żydowska w okresie stanisławowskim. 1764-1795. Rozwój w dobie wielkich zmian", współautor „Warsze – Warszawa. Żydzi w historii miasta 1414-2014".