Menu
- Aktualności
- Wydarzenia
- Oneg Szabat
- Zbiory
- Nauka
- Wystawy
- Edukacja
- Wydawnictwo
- Genealogia
- O Instytucie
- Księgarnia na Tłomackiem
- Czasopismo „Tłomackie 3/5"
- Kwartalnik Historii Żydów
Na Litwie ukazała się właśnie książka Ruty Vanagaite zatytułowana „Mūsiškiai” („Nasi”). To pierwsza próba rozliczenia się Litwinów z ich udziału w Holokauście i w zbrodniach na ludności żydowskiej. Ważną część wydawnictwa stanowi rozdział zatytułowany „Podróż z wrogiem”, w którym autorka wraz ze znanym „łowcą nazistów”, Efraimem Zuroffem udaje się w podróż po miejscach, w których mordowano Żydów i spotyka się z ostatnimi świadkami tych wydarzeń.
Książka wywołała ogromne emocje na Litwie. Po jej wydaniu autorka doświadczyła negatywnych reakcji współobywateli, a nawet ostracyzmu ze strony bliskich sobie osób, które zarzucały jej, że „sprzedaje je” i porównywały ją do Pawlika Morozowa. Część znajomych odwróciła się od nie twierdząc, że „zdradza ojczyznę za żydowskie pieniądze”.
Dlaczego treść książki wzbudziła aż tak duże kontrowersje u naszych sąsiadów? Ruta Vanagaite pisze w niej o młodych, niepiśmiennych Litwinach, którzy podczas II wojny światowej w pełni świadomie i nad wyraz gorliwie zabijali Żydów. Byli w tym tak dobrzy i „wydajni”, że ich kolejne ofiary specjalnie przywożono na Litwę z innych krajów. Podczas gdy w zbrodniach dobrowolnie brali udział także uczniowie, Kościół obojętnie patrzył na Zagładę, a mordercom udzielono nawet rozgrzeszenia. Jak podkreśla Vanagaite, „dla zachowania czystości rasy i żydowskich zębów”, na Litwie zamordowano około 200 tys. Żydów.
Autorka książki „Nasi” zadaje w niej Litwinom wiele niewygodnych pytań, m.in. o to, co stało się z żydowskim mieniem. Gdzie znalazły się po wojnie ich meble, przedmioty codziennego użytku, książki, biżuteria? Szczególnie groźnie brzmi retoryczne pytanie o złote koronki z zębów. Vanagaite wspomina czasy swojego dzieciństwa, przypadające na okres sowiecki, kiedy dentyści pytali: „Złoto będzie moje czy twoje? Skąd dentyści mieli złoto? Gdzie zginęły wszystkie złote koronki?”. W miejscowości Johaniszkele jeden z morderców Żydów został po wojnie technikiem dentystycznym.
W wywiadzie udzielonym niedawno Mindaugasowi Jackaviciusowi, który ukazał się na łamach portalu Delfi.lt, autorka „Naszych” rozlicza się również ze swoich rodzinnych historii: „Moja babcia pochodziła z Poniewieża, łóżko także z Poniewieża. Kupiła je? Nie wiem. Czy moja mama nosiła coś z tej odzieży? Wszyscy na Litwie, którzy mają stare przedmioty, mogą zadać sobie pytanie: »Skąd one się wzięły?« Sama Vanagaite przyznaje, że odziedziczyła po dziadkach zabytkowe meble: łóżko i szafę oraz zegar.
Szacuje się, że przed wybuchem II wojny światowej na Litwie było około pięćdziesiąt tysięcy żydowskich gospodarstw domowych, ponadto synagogi, należące do Żydów sklepy, a nawet szpitale. We wspomianym wywiadzie Vanagaite zwraca uwagę na przykład Poniewieża, w którym dobytek zamordowanych Żydów przekazano Teatrowi Dramatycznemu, domowi starców, gimnazjum żeńskiemu, a resztę sprzedano mieszkańcom miasta. To, czego sprzedać się nie udało, rozdano. W Poniewieżu mieszkało przed wojną około 25 tysięcy Żydów. Zostało po nich ponad osiemdziesiąt tysięcy rozmaitych przedmiotów: od pościeli po filiżanki. Można się domyślać, że tuż po wojnie, a może nawet i obecnie, w każdym poniewieskim domu znajduje się coś z dobytku ofiar Zagłady.
Dlaczego Litwini, członkowie batalionów śmierci, rozkradali żydowskie mienie? Vanagaite tak odpowiada na to pytanie: „Oprawcom Żydów zwykle nic nie płacono, dlatego brali co mogli, później sprzedawali albo wymieniali na wódkę. To było ich wynagrodzenie. Wieczorem wracali do domów. Ci, którzy mieli dzieci, nie przychodzili „z pracy” z pustymi rękoma – przynosili im ubrania, albo coś innego”.
W dalszej części wywiadu Vanagaite rozprawia się również z tezą, jakoby Litwini mordowali Żydów pod przymusem, często będąc pod wpływem alkoholu, którym celowo upijali ich Niemcy. Przytaczamy fragment wywiadu, w którym autorka obala owe wygodne, lecz nie mające potwierdzenia w materiałach archiwalnych, stanowisko.
Kiedy czyta się książkę [„Nasi”], ma się wrażenie, że [Żydów] mordowali prości wieśniacy, chłopcy, którzy jako ochotnicy poszli do litewskiego wojska.
Poszli tam, bo nie mieli nic innego do roboty. Wtedy była taka logika: w armii dawali jeść i postrzelać. A jeszcze możesz wziąć odzież, buty, łańcuszki żydowskie, możesz wypić. Rimantas Zagryackas przeprowadził badanie „Społeczny portret zabójcy Żydów” – połowa spośród tych, którzy zabijali na prowincji to analfabeci, albo osoby, które skończyły dwie klasy. Być może, gdyby Kościół zajął inne stanowisko, albo stwierdził, że trzeba wypełniać jedno z Bożych przykazań, może to by ich powstrzymało. Ale Kościół milczał albo nie alarmował.
Czytając wspomnienia morderców Żydów, nasuwa się wniosek, że Niemcy nie zmuszali ich do zabijania, że mogli odmówić udziału w egzekucjach.
Po pierwsze, to byli ochotnicy. Niektórzy twierdzili, że odmowa groziła rozstrzelaniem, ale znany jest tylko jeden taki przypadek: w Kownie rozstrzelano żołnierza, który odmówił zabijania w dolinie Mickiewicza.
W oddziale specjalnym służyło ośmiu uczniów szkoły rzemieślniczej, mieli 16–17 lat. Przyszedł czerwiec, nie było co robić, poszli „popracować”. Obiecali im żydowskie rzeczy. Kończyło się lato i odchodzili z oddziału. Czy to jest przymus? Sami przyszli i sami odeszli.
Na Litwie mówi się, że kazali zabijać, że upijali. Pewien żołnierz, Leonas Stonkus opowiedział, że jeśli oficerowie widzieli, że komuś puszczają nerwy, nie zmuszali go do strzelania. Bali się, że broń zostanie użyta przeciwko nim. Pić dawali później, wieczorem, ale bardzo mało, ze strachu przed postrzeleniem dowódców. Można powiedzieć, że Żydów zabijali młodzi i trzeźwi litewscy analfabeci.
Będą Panią atakować za niewygodną prawdę i pytać skąd Pani to wie, na jakie źródła się powołuje?
W książce nie powołuję się na żadne zagraniczne źródło, tylko na to, co opowiedziano Litwinom i litewskim historykom. Pół roku spędziłam w Litewskim Archiwum Specjalnym (lit.Lietuvos Ypatingasis Archyyvas), czytałam akta, zeznania. Kto twierdzi, że nasi chłopcy byli torturowani i tylko dlatego zeznawali [w ten sposób] – mówi głupstwa, nikt nie wspomina o torturach. Jeden z morderców Żydów skarżył się na ból w ramieniu. Zrobili mu prześwietlenie, znaleźli przyczynę i zapisali mu masaż oraz kąpiele parafinowe. Widać, zbyt dużo strzelał. Po drugie, funkcjonariusze NKWD byli dokładni i konsekwentni. Każdą opowieść oprawcy Żydów potwierdzano jeszcze świadectwem piętnastu innych osób, jego współtowarzyszy. Zgadza się każdy szczegół. Wszyscy oni pomniejszali swoje winy. Kiedy pytano, ile razy brali udział w egzekucjach, początkowo nie pamiętali, potem wspominali jakiś jeden przypadek, a faktycznie brali udział w dwudziestu lub nawet pięćdziesięciu takich wydarzeniach. Umniejszali swoją winę, ponieważ nie chcieli trafić do więzienia. Wielu zostało osądzonych przez NKWD za konwojowanie, a po 20–30 latach, kiedy okazało się, że oni także rozstrzeliwali, ponownie zostali aresztowani.
Pełna treść wywiadu (w języku rosyjskim) dostępna jest na www.ru.delfi.lt