W dniu 31 marca 1938 r. sejm polski wobec spodziewanego masowego powrotu do kraju polskich Żydów zamieszkałych na terenie Niemiec, uchwalił ustawę o pozbawianiu obywatelstwa. Zgodnie z jej zapisami obywatele polscy przebywający nieprzerwanie za granicą co najmniej przez 5 lat po powstaniu Państwa Polskiego mogli zostać pozbawieni obywatelstwa. W połowie października 1938 r. ukazało się rozporządzenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, które nakazywało każdemu obywatelowi polskiemu przebywającemu poza krajem przedłożenie paszportu do rejestracji we właściwym konsulacie i uzyskanie adnotacji kontrolnej potwierdzającej ważność dokumentu. Paszporty pozbawione adnotacji nie upoważniały do przekroczenia granicy polskiej po dniu 29 października 1938 r.
26 października 1938 roku szef służby bezpieczeństwa Rzeszy, Reinhard Heydrich, ogłosił rozporządzenie o natychmiastowym wydaleniu z Niemiec wszystkich polskich Żydów. Otrzymali oni nakaz deportacji i na własny koszt, w zaplombowanych pociągach, byli przewożeni do granicy z Polską. Mogli zabrać jedynie 10 marek i trochę ubrań. Deportowano całe rodziny, samotnych mężczyzn i samotne kobiety, a także dzieci i młodzież bez opieki osób starszych. Akcję przeprowadzono zarówno w dużych miastach, jak i małych wioskach. Na wysiedlenie zareagował polski konsul w Lipsku Feliks Chiczewski – otworzył drzwi konsulatu generalnego i udzielił schronienia ponad 1 300 osobom.
28 października na granicznych stacjach w Zbąszyniu, Bytomiu, pod Chojnicami i Wschową znalazło się ok. 17 tysięcy Żydów z polskim obywatelstwem. Kilka tysięcy z nich – mając status bezpaństwowców — koczowało na granicy między kordonami wojska niemieckiego i polskiego. Większość, czyli ok. 8 tysięcy, przetransportowano do Neu Bentschen (dzisiejszy Zbąszynek), skąd przeprowadzeni przez granicę trafili do polskiego, liczącego ok. 5,4 tys. mieszkańców, Zbąszynia — miasta na trasie kolejowej Berlin-Warszawa. Utworzono tam obóz przejściowy na terenie dawnych koszar.
Wiele osób, zerwanych w środku nocy, znalazło się w Zbąszyniu w kapciach i w piżamach. [1] Nie mieli pieniędzy, odzieży, przedmiotów codziennego użytku, byli na krawędzi załamania nerwowego. W pierwszych dniach niektórym deportowanym udało się pojechać do swoich rodzin zamieszkałych w Polsce. Potem władze zamknęły miasto – wyjazd ze Zbąszynia wymagał zgody władz, pieniędzy na bilet i pewności, że ma się dokąd jechać. [2]
Żydowskie organizacje dobroczynne (m.in. JOINT) oraz Polski Czerwony Krzyż szybko zorganizowały pomoc. Na początku listopada powołano Ogólny Komitet Pomocy Uchodźcom z Niemiec (na jego czele stanął warszawski rabin dr. Mojżesz Schorr) mający na celu koordynowanie działań licznych komitetów lokalnych. W Warszawie powstał Robotniczy Komitet Pomocy z udziałem Bundu oraz tzw. klasowych związków zawodowych.W prasie pojawiły się apele nawołujące do zbierania datków na rzecz deportowanych – żywności, odzieży, koców i pieniędzy. W Warszawie i Krakowie przygotowano miejsca noclegowe dla ponad 4 500 osób, a mniejsze gminy przyjmowały po kilkaset osób. Zebrano także 3,5 mln złotych (700 tys. dolarów), a Joint przejął odpowiedzialność za organizację pomocy, jednocześnie uzupełniając zasoby finansowe o 20 procent całej sumy. [3] Datki złożyli także polscy intelektualiści, m.in. prof. Tadeusz Kotarbiński, Zofia Nałkowska, Jerzy Andrzejewski, Maria Kuncewiczowa, Józef Czapski i in. Wiadomości te wywoływały ostre napaści prasy antysemickiej. [4]
Ringelblum pisał: Na telefoniczny apel Gitermana odezwały się Łódź, Warszawa, Będzin, Katowice, Bielsko-Biała, Kalisz i inne miasta. Zebrano bieliznę, koce, ubrania, pieniądze itd. Giterman powołał cały ruch pomocy na rzecz uciekinierów z Niemiec. W ciągu kilku tygodni pobytu w Zbąszyniu Giterman zdążył zarazić wszystkich swoim niezwykłym poświęceniem. Tysiące nieszczęśliwców dzięki niemu uratowano od śmierci głodowej, tysiącom z pomocą „Jointu” udało się wyjechać za granicę. [5] Deportowani mieszkali w starych wojskowych stajniach, szkole, młynie, dawnej strzelnicy, hali gimnastycznej przy miejscowym stadionie. Bogatsi wynajmowali pokoje u mieszkańców Zbąszynia. W mieście szybko powstały: żydowski szpital, szkoła, kuchnie, poczta, składy odzieży i wydział emigracyjny, także chór i klub sportowy, który rozgrywał mecze piłki nożnej z miejscowymi. Ruszyły kursy stolarskie i krawieckie. Powołano specjalne biuro poszukiwania rodzin, a także specjalny dział opieki nad dziećmi, szczególnie tymi, które były wysiedlone bez rodziców.
Do Zbąszynia, na polecenie Icchaka Gitermana, pospieszył także Emanuel Ringelblum, który przez pięć tygodni koordynował pomoc z ramienia JOINTu. Działacze tej organizacji pracowali w tym czasie po 18 godzin na dobę, ratując ludzi od głodu i pomagając im wyjechać za granicę. Praca ta ujawniła talenty organizatorskie Ringelbluma i jego umiejętność rozwiązywania problemów. Zachęcał uchodźców do składania relacji z przebiegu akcji, którą uważał za bezprecedensową w żydowskiej historii, a także do mówienia w jidysz (zaprosił nawet Noego Nachbusza, aktora z Warszawy grającego w tym języku). Doświadczenia zebrane w Zbąszyniu wykorzystał później podczas pracy dla Żydowskiej Samopomocy Społecznej w getcie warszawskim i organizując działania grupy Oneg Szabat.
Ringelblum starał się tworzyć uchodźcom warunki do życia w sposób nie urągający ich godności. Nie traktował ich jak żebraków czekających na jałmużnę, zachęcał do przejęcia wielu obowiązków w obozie. W swoim końcowym raporcie odnotował, że spośród 420 pracowników rozmaitych wydziałów obozowych niemal wszyscy byli uchodźcami. Pisał do Mahlera, że ważną rzeczą jest, że w Zbąszyniu nie ma rozróżnienia między „dającymi” a „biorącymi”, że w obozie panują dobre relacje, nieskalane poniżającą filantropią. [6]
Na skutek rokowań polsko-niemieckich w dniu 24 stycznia 1939 r. zostało podpisane porozumienie. Jego zapisy pozwalały na tymczasowy powrót do Niemiec przedstawicieli rodzin w celu uregulowania ich spraw osobistych i gospodarczych. W ciągu kilku tygodni mieli sprzedać majątek i przewieźć dobytek. W praktyce uzyskanie porozumienia było skomplikowane i wymagało pokonania wielu biurokratycznych trudności – z zezwoleń skorzystały 3632 osoby. Majątek zbywali po mocno zaniżonych cenach, a większość dobytku zniknęła.
Z upływem czasu rosła liczba ucieczek z obozu, a także zezwoleń na wyjazd w głąb Polski. Pod koniec listopada w obozie przejściowym w Zbąszyniu znajdowało się ok. 4 tys. osób. Wyjazdy na większą skalę rozpoczęły się późną wiosną 1939 r. Obóz został rozwiązany pod koniec sierpnia 1939 r.
7 listopada siedemnastoletni Herszel Grynszpan w akcie zemsty za los swojej rodziny, która znalazła się w Zbąszyniu, zabił pracownika ambasady niemieckiej w Paryżu, Ernsta vom Ratha. Stało się to pretekstem do nocy kryształowej – pogromu Żydów w Niemczech i Austrii w nocy z 9 na 10 listopada 1938 roku.