Wspomnienie o prof. Ewie Geller

Szloszim (hebr. trzydzieści) to w tradycji żydowskiej okres żałoby po śmierci bliskiej osoby, który kończy się trzydzieści dni po jej pogrzebie. Dziś mija trzydzieści dni od pogrzebu b.p. Ewy Geller, wybitnej jidyszystki i propagatorki badań nad językiem jidysz, autorki licznych prac z zakresu językoznawstwa i wykładowczyni Uniwersytetu Warszawskiego. Wspominamy ją, publikując laudację, którą wygłosiła prof. Joanna Nalewajko-Kulikov na uroczystości wręczenia Ewie Geller Nagrody im. Jana Karskiego i Poli Nireńskiej w Żydowskim Instytucie Historycznym 20 października 2016 roku.
Grafiki na stronę(36).png

Szanowna Laureatko,
Szanowni Państwo,

Jeśli zajrzą Państwo do biogramu dzisiejszej Laureatki w bazie danych „Nauka Polska”, to w rubryce „specjalności” przeczytacie „językoznawstwo germańskie” oraz „jidyszystyka”. O ile ten pierwszy termin jest intuicyjnie zrozumiały nawet dla osób, które nigdy nie miały do czynienia z językoznawstwem, o tyle termin drugi budzi czasem zdziwienie nawet w środowisku naukowym (chociaż przyznać trzeba, że coraz rzadziej). Posłuchajmy, co o jidyszystyce pisała niegdyś o tym sama Laureatka:

Jidyszystyka stanowi część szeroko rozumianej filologii germańskiej. Jest jej autonomiczną dyscypliną, w takim samym rozumieniu, jak stanowią ją anglistyka, niderlandystyka czy skandynawistyka. Jednakże specyficzna struktura języka jidysz, jego historia, warunki socjo- i psycholingwistyczne, w jakich się kształtował, sprawiają, że jidyszystyka, bardziej niż pozostałe filologie germańskie, zahacza o inne dziedziny wiedzy. Zazębia się więc przede wszystkim z historią języka i literatury niemieckiej, lecz nieodzownymi filologiami pomocniczymi są dla niej hebraistyka i slawistyka. Z ich pomocą ustalić można zasięg wpływu i udział odpowiednich języków w kształtowaniu się jidysz. Poza dyscyplinami filologicznymi, jidyszystyka jest ściśle związana z judaistycznymi naukami historycznymi i społecznymi, w tym także z etnografią i teologią. Dziedzina ta stawia zatem przed badaczem wysokie wymagania dobrej znajomości trzech mało lub wcale nie spokrewnionych filologii oraz dostatecznej wiedzy historyczno-judaistycznej. To właśnie prawdopodobnie sprawia, że dyscyplina ta rozwija się dość powolnie, a wiele jej obszarów to nadal terra incognita. (Geller 1994: 246)

Cytat ten pochodzi z pierwszej książki Ewy Geller pt. Jidysz – język Żydów polskich, wydanej przez Wydawnictwo Naukowe PWN w 1994 r. Książka ta, o której można powiedzieć, że była pierwszą polską powojenną, spełniającą kryteria akademickie pracą z dziedziny jidyszystyki, powstała na bazie pracy doktorskiej, którą Ewa Geller obroniła w 1988 r. w Instytucie Germanistyki Uniwersytetu Warszawskiego pod kierunkiem nieżyjącego już prof. Aleksandra Szulca. Tytuł pracy doktorskiej brzmiał: „Polskie i wschodniosłowiańskie wpływy leksykalne i strukturalne w jidysz na przykładzie wybranych utworów I. B. Singera” i wyznaczył aktualny do dzisiaj ważny kierunek zainteresowań Laureatki, którym jest, mówiąc najogólniej, obecność tzw. elementu słowiańskiego w jidysz i wzajemne polsko-jidyszowe kontakty językowe.

Zanim przejdę do szerszego omówienia badań Ewy Geller w tej dziedzinie, warto nadmienić, że obroniona przez nią dysertacja miała być pierwotnie poświęcona innemu tematowi, mianowicie miała być językoznawczą analizą warszawskiego dialektu języka jidysz. Ewa Geller uczyła się jidysz u dwóch nauczycieli, którzy z racji wieku i biografii stanowili pomost między przedwojennym utraconym Jidyszlandem a światem nam współczesnym; mowa oczywiście o bł. p. prof. Michale Friedmanie (który był laureatem nagrody im. Jana Karskiego i Poli Nireńskiej w roku 1994) i o bł. p. prof. Chone Shmeruku, którego dwudziesta rocznica śmierci minie w przyszłym roku. Jednak pomysł analizy warszawskiej odmiany jidysz okazał się w warunkach początków lat 80. trudny do zrealizowania: wśród rodowitych użytkowników języka jidysz w Warszawie znalazło się zaledwie kilkoro, którzy przynajmniej w pewnym stopniu spełniali kryteria założone w badaniach i również zgodzili się na nagrywanie rozmów; niektórzy potencjalni informatorzy odmawiali udziału, nie chcąc wracać pamięcią do traumy czasów Zagłady. Pomysł ten odżył jednak na początku lat 90., gdy Ewa Geller spędziła wraz z rodziną trochę czasu na stypendium Lady Davis Fellowship w Jerozolimie i gdzie odnalazła kolejnych rodowitych użytkowników warszawskiego dialektu jidysz. Stypendium im. Alexandra Humboldta pozwoliło następnie na nadanie niedoszłemu doktoratowi postaci rozprawy habilitacyjnej, która ukazała się drukiem w 2001 r. w Tybindze pod tytułem „Warschauer Jiddisch” i była podstawą do nadania Ewie Geller w 2002 r. tytułu doktora habilitowanego na Wydziale Neofilologii Uniwersytetu Warszawskiego. Materiał lingwistyczny zgromadzony w książce pozwolił na wychwycenie i opisanie cech charakterystycznych dla tego praktycznie nieistniejącego już dialektu. Pozostaje mieć nadzieję, że książka ta ukaże się kiedyś drukiem w przekładzie polskim ku radości i pożytkowi środowiska polskich jidyszystów.

Po wydaniu książki habilitacyjnej Ewa Geller powróciła do badań nad elementem słowiańskim w języku jidysz. Tzw. slawocentryczna teoria powstania jidysz, czyli teoria zakładająca istnienie słowiańskojęzycznych Żydów aszkenazyjskich na ziemiach polskich i używanie przez nich jakichś form języka słowiańskiego do czasu wyparcia go przez żydowski wariant niemczyzny, przyniesiony przez wygnańców i osadników z ziem niemieckich, oraz zakładająca dwujęzyczność słowiańsko-niemiecką utrzymującą się na styku obu tych społeczności żydowskich – została przez nią szczegółowo zaprezentowana m.in. w artykule zatytułowanym „Spory o genezę języka jidysz”. Teoria ta jest rozpowszechniona w świecie studiów jidyszystycznych mniej niż tradycyjna teoria germanocentryczna, zakładająca pochodzenie jidysz od jakiegoś wariantu średniowiecznej niemczyzny. Warto zatem podkreślić odwagę Ewy Geller w głoszeniu teorii niepopularnej, czy może raczej nieprzystającej do utartych, XIX‑wiecznych jeszcze przekonań o pochodzeniu jidysz i o „prestiżotwórczej” roli języka niemieckiego jako języka-matki. Nie czas i nie miejsce tutaj na szczegółowe omawianie obu teorii – zainteresowanych odsyłam do licznych artykułów Laureatki, publikowanych zarówno w języku polskim, jak i w językach kongresowych.

Artykuł „Spory o genezę języka jidysz” otwierał tom studiów Jidyszland – polskie przestrzenie, przygotowany przez Ewę Geller we współpracy z Moniką Polit, a będący pokłosiem zorganizowanej wcześniej przez obie redaktorki konferencji naukowej. Konferencja ta, zatytułowana „Język i kultura jidysz jako przedmiot akademicki w Polsce” odbyła się w 2006 r. częściowo na Uniwersytecie Warszawskim, częściowo w Żydowskim Instytucie Historycznym. Był to pierwszy w historii Polski – nie tylko powojennej – przypadek, że konferencja poświęcona „żargonowi” odbywała się pod patronatem jednej z najważniejszych polskich uczelni. Dzisiaj język jidysz wykładany jest na przynajmniej pięciu uniwersytetach w Polsce.

Ostatnim osiągnięciem Ewy Geller w badaniach nad elementem słowiańskim w jidysz – ale, mam nadzieję, nie ostatnim jeszcze jej słowem w tej kwestii – było tłumaczenie na język polski i wydanie żydowskiego poradnika medycznego Sejfer derech ejc ha-chajim z 1613 r. (polski tytuł: Przewodnik po drzewie żywota). Ten odkryty przez Laureatkę w wiedeńskiej Bibliotece Narodowej starodruk jest najstarszym z dotychczas nam znanych świeckich tekstów spisanych w jidysz, poświadczającym istnienie polskiego wariantu języka jidysz już w XVII w. (do tej pory za najstarszy zabytek piśmienniczy w tym wariancie uważano tekst innego poradnika medycznego, pochodzący z końca XVIII w., więc różnica jest znacząca). Edycja Przewodnika jest doskonałym przykładem owych wysokich wymagań, stawianych przed badaczem zajmującym się jidyszystyką, o których była mowa w cytacie z Laureatki, otwierającym moje wystąpienie. Aby jej dokonać, Ewa Geller musiała zdobyć wiedzę z zakresu historii medycyny w renesansowej i nowożytnej Europie, studiując ówczesne traktaty medyczne, zarówno chrześcijańskie, jak i żydowskie. Efekty tej pracy można podziwiać w znakomitym Wprowadzeniu do Przewodnika.

Godny uwagi jest także język tłumaczenia – tu muszę się przyznać, że gdy zaczęłam czytać Przewodnik, przez ułamek sekundy zastanawiałam się, czy aby na pewno jest to przekład, bo może źle zrozumiałam, może to staropolski oryginał… Żeby dać Państwu pojęcie o smakowitości tego przekładu, pozwolę sobie zacytować fragment z rozdziału VIII poświęconego piciu wina. Podobno mamy dziś, na cześć Laureatki, zamówione bardzo dobre wino, zatem zanim przejdziemy do wznoszenia toastów, posłuchajmy, co powinniśmy robić, a czego unikać:

To jednakowoż trzeba wiedzieć: dla ludzi, którzy mają słabą głowę, upicie się winem jest bardzo niezdrowe. Nawet tym, co mają mocną głowę, przepicie bardzo szkodzi, a co dopiero tym, którzy mają słabą. A przyczynia rozmaitych chorób. (…)

Po pierwsze, ten, kto za dużo wina wypił, gasi ciepło, co je mamy z przyrodzenia, i [osłabia] moc wątroby, tak że ta nie czyni dobrej krwi, lecz jeno przezroczystą, wodnistą krew, od której często przychodzi opuchlina.

Czasami [nadmiar wina] zapala wątrobę, a od tego przychodzi trędowaty liszaj, żółta niemoc i obłęd. Osobliwie dotyczy to ludzi, co z przyrodzenia mają gorący mózg. U tych zaś, co z przyrodzenia mają zimny mózg, występuje od tego zła choroba i śpiączka, że człek śpi nad miarę. (…)

Po trzecie, osłabia białe żyły, które idą od mózgu, i od tego pochodzi, że ludzie, co zwykli się upijać winem, mają drżenie głowy, rąk i całego ciała. A to przychodzi nie tylko na stare lata, lecz nawet w młodym wieku. (…)

Dalej są wymienione jeszcze inne okropności, które pomijam, żeby nie popadli Państwo w abstynencję. Na zakończenie zaś czytamy:

Gdy jednak pije się z umiarem, to jest to wielkim lekarstwem dla ciała. [Wino] jest dobre do jadła i pomaga, czyniąc, że strawa szybciej rozchodzi się po ciele. Albowiem, jako że żyły w żołądku są wąskie, to soki z jedzenia nie mogłyby tak prędko wejść do żył, gdyby nie było napitku, co się może z tym jadłem wymieszać, by jedzenie łatwo szło do żył. A tym napitkiem jest wino, ponieważ jest cienkie i klarowne. (Przewodnik s. 123-125)

Szanowni Państwo!

Wymienione przeze mnie osiągnięcia naukowe Laureatki żadną miarą nie wyczerpują listy jej aktywności naukowych. Związana od początku swojej drogi badawczej z Instytutem Germanistyki Uniwersytetu Warszawskiego, Ewa Geller prowadzi tam zajęcia dydaktyczne, a od maja br. jest także prodziekanem Wydziału Neofilologii do spraw naukowych. Wykładała gościnnie jidyszystykę na uniwersytetach w Wiedniu i Berlinie, jest także członkiem założycielem Polskiego Towarzystwa Studiów Jidyszystycznych, liczącego obecnie 60 członków. Nie ma tu czasu, by szczegółowo omawiać cały jej dorobek naukowy, jednak oprócz publikacji wymienianych wcześniej chciałabym jeszcze przywołać opracowanie i komentarz do zarysu gramatyki języka jidysz autorstwa Ludwika Zamenhofa (wyszło ono drukiem w wyborze źródeł pt. Ludwik Zamenhof wobec „kwestii żydowskiej” pod red. Agnieszki Jagodzińskiej). Mało kto kojarzy Zamenhofa jako badacza języka jidysz, tymczasem Ewa Geller wykazała w swej analizie, że jako językoznawca Zamenhof zdecydowanie wyprzedzał swoją epokę.

Szanowni Państwo, nie jest łatwo wygłaszać laudację kogoś, kto jest bez porównania bardziej ode mnie kompetentny i doświadczony w dziedzinie, za którą otrzymuje nagrodę. Nie jest też łatwo w obecności niestrudzonej propagatorki teorii slawocentrycznej zaryzykować heretyckie twierdzenie, że – w pewnym sensie – nie jest aż takie ważne, która z teorii dotyczących powstania i rozwoju jidysz jest prawdziwa, ponieważ stuprocentowej pewności najprawdopodobniej nigdy mieć nie będziemy. Nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że badania Ewy Geller nad polsko-żydowskimi kontaktami językowymi wywarły ogromny wpływ na rozwój studiów żydowskich w Polsce po 1989 r. Przede wszystkim dzięki nim jidysz zaczął się powoli wydostawać z szufladki zatytułowanej „język specjalnej troski”. Szufladka ta jest pojemna: mieści się w niej swoiste upupianie jidysz i sprowadzanie go do roli zabawnego żargonu, żerującego na przedwojennym szmoncesie. Mieści się w niej konglomerat potocznych wyobrażeń na temat jidysz jako „niemieckiego, tyle że bez poczucia humoru” lub „niemieckiego, tyle że bez zasad gramatycznych” (względnie „niemieckiego z orzeczeniem w środku zdania”). Last but not least, w szufladce tej znajdziemy wreszcie przekonanie o tym, że jidysz jest językiem szczególnym, który można jedynie wyssać z mlekiem matki, ale nie można się go nauczyć od zera w warunkach innych niż otoczenie rodzinne, i że jest, podobnie jak jego rodowici użytkownicy, ofiarą Zagłady, co nadaje mu szczególny, nietykalny status. W dalszym ciągu nietrudno natknąć się na dżiny wydostające się z tej szufladki i straszące przy różnych popularnonaukowych okazjach, trzeba jednak uczciwie przyznać, że rzadziej niż kiedyś.

Z drugiej strony badania socjolingwistyczne nad jidysz są dla historyków i kulturoznawców niezmiernie cenne, ponieważ pozwalają nam, nie-językoznawcom, zobaczyć społeczność wschodnioeuropejskich Żydów w nowym świetle – jako środowisko wielojęzyczne, funkcjonujące na styku kilku języków i kilku kultur. Pozwala nam to lepiej (mam nadzieję) rozumieć wewnętrzną dynamikę tej grupy, a także zachowania i wybory poszczególnych jej przedstawicieli. Jest to tym bardziej ważne, że kwestia językowa była jednym z najistotniejszych aspektów wewnętrznej żydowskiej debaty o własnej tożsamości i poszukiwaniu własnego miejsca w nowoczesnym świecie.

W środowisku studiów żydowskich w Polsce coraz powszechniejsze jest przekonanie, że bez znajomości (choćby biernej) jidysz (a w miarę możliwości także hebrajskiego) nie sposób mówić o posiadaniu kompetencji wystarczających do wszechstronnego badania historii i kultury Żydów wschodnioeuropejskich. Faktem jest, że w porównaniu z naszymi starszymi koleżankami i kolegami, którzy zajmowali się tym tematem przed 1989 r., mamy dziś również bez porównania łatwiejszy dostęp do stypendiów, kursów językowych, archiwów i dokumentów. W międzynarodowym środowisku jidyszystycznym z kolei odzywają się głosy, że język polski powoli staje się trzecim (po angielskim i niemieckim) językiem światowej jidyszystyki. Ja sama, ilekroć dzisiaj siadam do odcyfrowywania nieczytelnej strony z rękopisu Emanuela Ringelbluma, patrona tego Instytutu, tylekroć przypominam sobie, że pierwsze kroki w czytaniu rękopisów w jidysz – w tym właśnie rękopisów z Archiwum Ringelbluma – stawiałam, wraz z grupą koleżanek i kolegów, na zajęciach prof. Ewy Geller w Instytucie Germanistyki. Mam zatem głębokie przekonanie, że bez Ewy Geller nie byłoby współczesnej polskiej jidyszystyki, a bez jidyszystyki nie byłoby tak dynamicznego rozwoju studiów żydowskich w Polsce. Za to, że mogliśmy – i możemy nadal – korzystać z jej wiedzy, że służyła nam radą i pomocą przy składaniu wniosków stypendialnych i w różnych sprawach naukowych – za to chciałabym jej tutaj, także w moim imieniu, serdecznie podziękować.

Kapituła Nagrody im. Jana Karskiego i Poli Nireńskiej w składzie: dyrektor YIVO Institute for Jewish Research w Nowym Jorku Jonathan Brent, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma w Warszawie Paweł Śpiewak, a ponadto: Szymon Rudnicki, Joachim Russek, sekretarz Nagrody Marek Web i Joanna Nalewajko-Kulikov – przyznała nagrodę za rok 2016 prof. Ewie Geller za całokształt dorobku naukowego w dziedzinie jidyszystyki. Ustanowiona przez Jana Karskiego w 1992 r. i administrowana przez YIVO Institute nagroda wynosi 5 tys. dolarów i przyznawana jest corocznie autorom prac poświęconych stosunkom polsko-żydowskim oraz dokumentujących wkład Żydów do kultury polskiej. Proszę prof. Andrzeja Żbikowskiego o wręczenie dyplomu, a Laureatkę – o wygłoszenie okolicznościowego wykładu.

 

Niech dusza prof. Ewy Geller zostanie związana węzłem życia.