„Żydzi do nas strzelają!”

Autor: Żydowski Instytut Historyczny
18 stycznia 1943 roku, podczas tzw. drugiej akcji likwidacyjnej w warszawskim getcie, ŻOB po raz pierwszy stawiła zbrojny opór Niemcom.
barski_18_stycznia_1943.jpg

22 lipca 1942 roku Niemcy rozpoczęli akcję likwidowania warszawskiego getta i wywózki ludności żydowskiej do obozów zagłady, głównie w Treblince. Do 27 września tego roku, a więc zaledwie w dwa miesiące, wywieziono z getta warszawskiego ponad 250 tys. jego mieszkańców. Początek drugiej odsłony akcji likwidacyjnej okupant zaplanował na dzień 18 stycznia 1943 roku. Tym razem jednak po raz pierwszy napotkał zbrojny opór Żydów. Rozpoczęło się tzw. styczniowe powstanie 1943 roku. Akcja trwała zaledwie cztery dni, ale, jak wspominała po wojnie Cywia Lubetkin,  „Niemiecki plan deportacji wszystkich pozostałych w Warszawie Żydów do Treblinki został udaremniony. Niemcy napotkawszy nieprzewidziany zbrojny opór, przerwali akcję. Nie opłacało im się płacić życiem za śmierć Żydów”.

W Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego znajduje się pamiętnik spisany przez Józefa (Gitlera) Barskiego, który tak opisuje wydarzenia tamtych dni:

(...) Nad ranem, w poniedziałek, dn. 18 stycznia 1943 r. mury gheta otoczone zostały wzmocnionymi posterunkami żandarmerji i ukraińców. Placówki robotników żyd. udające się zwykle między 5 a 6 rano do pracy w dzielnicy aryjskiej nie zostały wypuszczone z gheta. O godz. 6 rano nieliczne ulice gheta obstawione zostały wojskiem i żandarmerją. Na placach i skrzyżowaniach ulic ustawiono karabiny maszynowe. Jednocześnie przystąpiono do ostrego blokowania poszczególnych domów. Zbudzeni nagle ze snu mieszkańcy gheta, krzykami i gwizdem spędzeni zostali na podwórza domów. Napół ubranych i przerażonych, ustawiano ich pospiesznie w szeregi. Droga była niedaleka. Nędznych parę ulic, stanowiących już obecnie gheto żyd., ciasno przylegały do osławionego już przeładunkowego [Umschlagplatz]. Na plac ten zaprowadzono teraz z bloków mieszkalnych gheta objętych akcją wszystkich bez wyjątku mieszkańców. Wśród wysiedlonych znaleźli się tym razem również członkowie zarządu Rady Żyd. (tzw. radcowie) z rodzinami, których dotychczas przy akcjach poprzednich, stale oszczędzano. Wyjątek zrobiono jedynie dla 3-ch członków prezydium Rady Żyd., których ulokowano na czas akcji w gmachu Rady. Akcja styczniowa trwała bez przerwy 4 dni, t.j. do dnia 22-go stycznia. Była wyjątkowo krwawa. Prócz 6000 osób wysiedlonych, było około 1200 osób zabitych na miejscu. Poraz pierwszy w czasie tej akcji ujawniła swą działalność żyd. organizacja bojowa. 

W tym miejscu relację świadka wydarzeń doskonale uzupełniają wspomnienia żydowskich bojowców należących do dowództwa Żydowskiej Organizacji Bojowej: Marka Edelmana i Cywii Lubetkin. 

(…) 18 stycznia 1943 roku getto zostaje zamknięte i zaczyna się druga akcja likwidacyjna. Tym razem nie udaje się jednak Niemcom bezkarnie przeprowadzić swoich planów. Cztery zabarykadowane grupy bojowe stawiają pierwszy zbrojny opór w getcie. ŻOB otrzymuje swój chrzest bojowy w pierwszej większej walce ulicznej na zbiegu Miłej i Zamenhoffa. Tracimy tam kwiat naszej organizacji. Cudem tylko i dzięki swej bohaterskiej postawie uratował się komendant ŻOB Mordechaj Anielewicz. Okazuje się, że walka uliczna jest dla nas zbyt kosztowna — nie jesteśmy do niej przygotowani. Nie mamy odpowiedniej broni. Przechodzimy do walki partyzanckiej. Dochodzi do 4 większych starć w domach — Zamenhoffa 40, Muranowska 44, Miła 34, Franciszkańska 22. (…) — tak pisze o pierwszej akcji oporu zbrojnego w getcie Marek Edelman („Getto walczy” w: Władysław Bartoszewski, Marek Edelman, I była dzielnica żydowska w Warszawie. Wybór tekstów, PWN, Warszawa 2010, s. 252).

Więcej szczegółów na temat owego „chrztu bojowego” ŻOB w walce ulicznej podaje Cywia Lubetkin: W tym powstaniu [tzw. Styczniowym powstaniu 1943 r.] wypróbowane zostały dwie bojowe taktyki. Jedną zastosowała grupa Haszomer Hacair, na której czele stał Mordechaj Anielewicz. Członkowie tej grupy, zaskoczeni na początku akcji, dopuścili, aby Niemcy ich zgarnęli, zmieszali się z tłumem i czekali z ukrytą bronią. W pewnym momencie, kiedy Niemcy i ich ukraińscy pomagierzy prowadzili tłum na Umschlagplatz, padł rozkaz strzelania. Członkowie grupy po rozpoczęciu strzelaniny wołali do Żydów: »Uciekajcie«. Ci jednak, przerażeni, zdezorientowani, nie rozbiegli się, lecz większość ruszyła właśnie w kierunku Umschlagplatzu. Bali się, że Niemcy ich złapią i na miejscu zamordują. Niektórzy łudzili się, że jeżeli sami przyjdą na Umschlagplatz, to może Niemcy pozwolą im żyć. Wielu zdołało jednak zbiec. W pierwszej chwili Niemcy byli zaskoczeni. Zbici z tropu, stracili panowanie nad sytuacją. Słyszeliśmy ich krzyki: »Żydzi do nas strzelają«. Zaszokowało ich to i zdumiało, nie mogli zrozumieć, co się dzieje. Nasi tymczasem wykorzystali chwilę zamieszania i strzelali dalej. W końcu jednak Niemcy ochłonęli i nasi towarzysze spostrzegli, że ze swymi rewolwerami stoją twarzą w twarz z uzbrojonymi po zęby Niemcami. Niemal wszyscy członkowie tej grupy zginęli. Niektórzy uciekali, lecz zostali zastrzeleni przez pędzących za nimi Niemców. Innym wyczerpały się naboje. Z całej grupy ocaleli Mordechaj Anielewicz i jedna dziewczyna. (Cywia Lubetkin, Zagłada i powstanie, Żydowski Instytut Historyczny, Książka i Wiedza, Warszawa 1999, s.88–89). 

Wróćmy do relacji Józefa (Gitlera) Barskiego:

Padło kilkanaście żandarmów. Niemcy ujawnili niesłychane nawet w tej akcji okrucieństwo. Chorych zabijano na miejscu. Dzieci masowo rozstrzeliwano na placu przeładunkowych. Przy najmniejszym podejrzeniu o chęć oddalenia się od grupy lub ukrycia się, następowała egzekucja na miejscu. Dnia 22-go stycznia zjawił się w gmachu Rady Żyd. wyżej wspomniany kierownik gestapo Brandt i oświadczył, że wysiedlenie jest zakończone, pozostała w ghecie ludność może powrócić do pracy, akcji więcej nie będzie. Tym razem cyniczny charakter tego oświadczenia jasny był dla wszystkich. Po styczniowym masowym wysiedleniu i towarzyszącym mu pogromie, w nastrojach pozostałych w ghecie ludności zaznaczył się głęboki przełom. Zrozumiano powszechnie, że na żadne „zakończenie” akcji liczyć nie można. Stało się całkiem zrozumiałem, że w Warszawie, jak zresztą w całym kraju, jest w toku akcja fizycznego wytępienia całej bez wyjątku ludności żydowskiej. Widziano już, że akcja ta prowadzona jest według zgóry ułożonego program, opracowanego w najdrobniejszych szczegółach, że przerzucana jest planowo i konsekwentnie z jednej miejscowości do drugiej i zapomocą ciągłej redukcji punktów i tworzenia t.zw. kotłów, wszędzie doprowadzana jest do końca. Teraz dopiero, kiedy w ghecie pozostało niecałe 10% dawnej liczby żydów, ujawniło się powszechnie zdecydowania, aby dobrowolnie życia nie oddawać. Zarysowały się trzy drogi wyjścia, które odtąd zajęły całą uwagę, przygotowujących do jednej z tych dróg różnych grup ludności żydowskiej. Pierwsza z tych dróg, najbardziej rozpowszechniona, koncentrowała się wokół akcji budowy schronów. Schrony te, pomyślane na wzór bunkrów frontowych, najczęściej budowane były w zamaskowanych piwnicach. Do schronów doprowadzano przewody kanalizacyjne, światło elektryczne, ustawiano prycze. Zaopatrywano je, w miarę możności, w zapasy żywnościowe. W większości domów powstawało po kilka schronów. Starano się zaopatrzeć ja w urządzenia, które umożliwiłyby dłuższy pobyt w schronie. Zapewniano schronom wentylację. Druga droga wyjścia polegała na ucieczce do dzielnicy aryjskiej. Zdecydowanych na ucieczkę było bardzo wielu. Grożąca za ten czyn kara śmierci nie odgrywała, rozumie się, w tych warunkach żadnej roli, gdyż właśnie pozostawanie w dzielnicy żyd. było równoznaczne z wyrokiem śmierci. Na przeszkodzie jednak do ucieczki stał najczęściej brak kontaktów z ludnością polską, a co za tym idzie — trudności w uzyskaniu mieszkania, a pozatym brak funduszów na pokrycie wysokich kosztów nielegalnego utrzymywania się po stronie aryjskiej. Z powyższych względów wyjście powyższe dostępne było dla stosunkowo niewielkiej ilości ludzi. Trzecia droga, to była droga przygotowania się do cennego oddania życia, a więc do zbrojnej walki z katami. Na drogę tę szykowała się elita młodzieży żyd., zgrupowana w organizacji bojowej. Ulice gheta, które jeszcze przed akcją styczniową, miały wygład raczej obozu jeńców, aniżeli normalnej siedziby ludzkiej, po ostatnim pogromie nie zdradzały już prawie obecności ludzi na tym terenie. Na podwórkach znów stosy gratów, pierzy, rozprutych waliz i połamanych naczyń. Nikt nie myśli już jednak o uporządkowaniu dziedzińców lub mieszkań. Wielu ludzi nie powraca w ogóle do swych mieszkań (w ciągu paru dni trwającej akcji znów — rozumie się — doszczętnie obrabowanych) i pozostają w kryjówkach. (…) W lokalach zakonspirowanych grupy bojowców odbywają narady sztabowe. Dzielą teren, wyznaczają posterunki, układają plan akcji. Całe życie gheta przeszło w podziemia. (…) Od czasu do czasu śmiertelna cisza ulic gheta przerywana jest hukiem wystrzałów innego rodzaju, aniżeli znane salwy ulicznych patroli niemieckich. To organizacja bojowa wykonywa wyroki śmierci na żydowskich kierowników wysiedlenia. W ten sposób zakończyli swą haniebną egzystencję kierownik Żyd. Sł. Porządkowej Lejkin, jego pomocnik Brzeziński, łącznik gminy z gestapo Fürst i inni. Główny kierownik Żyd. Służby Porz. Szeryński, który wyszedł z zamachu cało, sam w końcu popełnił samobójstwo. Sprawców powyższych zamachów nie ujęto. (…)

Zachowano oryginalną pisownię oryginału pamiętnika Józefa (Gitlera) Barskiego.

 

Bibliografia:

Pamiętnik Józefa (Gitlera) Barskiego znajdujący się w Archiwum ŻIH, sygn. 302/4;

Władysław Bartoszewski, Marek Edelman, I była dzielnica żydowska w Warszawie. Wybór tekstów, PWN, Warszawa 2010.

Cywia Lubetkin, Zagłada i powstanie, Żydowski Instytut Historyczny, Książka i Wiedza, Warszawa 1999.

Żydowski Instytut Historyczny