Menu
- Aktualności
- Wydarzenia
- Oneg Szabat
- Zbiory
- Nauka
- Wystawy
- Edukacja
- Wydawnictwo
- Genealogia
- O Instytucie
- Księgarnia na Tłomackiem
- Czasopismo „Tłomackie 3/5"
- Kwartalnik Historii Żydów
Zinowij Tołkaczew, „3-go listopada 1943”, kopia rysunku w zbiorach ŻIH, Centralna Biblioteka Judaistyczna
„[S]łowo «Erntefest» jest w języku Trzeciej Rzeszy klasycznym neosemantyzmem”[1] – pisze badaczka Katarzyna Kuczyńska-Koschany. „«Das Fest» to po niemiecku „święto”, wszelkie święto (Weihnachtsfest, Osterfest, Familienfest itd.); «die Ernte» to tyle co «żniwa». Erntefest = dożynki, uroczyste święto zakończenia żniw, charakterystyczne dla większości krajów rolniczych. Metaforycznie to oczywiście wszelkie zwieńczenie, zakończenie zbiorów, święto plonów, mniej lub bardziej uroczyste, raczej lokalne, chociaż zwłaszcza w reżimach totalitarnych upaństwawiane i upolityczniane”[2]. Metaforycznie, podobnie jak w polszczyźnie, „dożynki” łączą się ze śmiercią[3].
14 października 1943 roku więźniowie obozu zagłady w Sobiborze, dowodzeni przez Aleksandra Peczerskiego, zabili esesmanów i przerwali ogrodzenie. Chociaż wielu powstańców zginęło, dziesiątkom udało się uciec. Wydarzenie to skłoniło Heinricha Himmlera do wydania rozkazu o eksterminacji żydowskich więźniów z dystryktu lubelskiego Generalnego Gubernatorstwa, przy czym już od miesięcy szef SS planował tę zbrodnię[4].
Trawniki, Poniatowa i Majdanek dotychczas służyły Niemcom jako ogromne obozy pracy przymusowej dla Żydów i Polaków. Z pracy tej czerpały zyski urzędy SS i prywatne koncerny zbrojeniowe. Niemcy wywieźli do tych obozów m.in. blisko 40 tys. Żydów z getta warszawskiego, a także mieszkańców getta białostockiego i innych miejscowości. Nazwisk wielu z osadzonych nigdy nie poznamy – wiemy, że w 1943 roku kilka miesięcy w Trawnikach przebywał Emanuel Ringelblum, nim został uwolniony z pomocą polskiego ruchu oporu. W tym samym obozie Niemcy zgromadzili licznych przedstawicieli żydowskiej inteligencji, m.in. historyka Ignacego Schipera, rabina Kalmana Kalonimusa Szapirę, adwokatów, artystów, działaczy politycznych[5]. Strażnicy znęcali się nad więźniami; osadzonym dokuczał także tyfus i głód, byli zmuszani do pracy ponad siły. Codziennością było bicie do nieprzytomności i egzekucje.
Rozkaz Himmlera zaskoczył więźniów obozów. Mimo że Majdanek posiadał komory gazowe, Niemcy zdecydowali się na błyskawiczną akcję rozstrzeliwania. „Rowy kopano ciągle. Niedzielnym popołudniem i głębokimi nocami. Więźniom poustawiano nawet reflektory. Szczodrze ich dokarmiano. Dostawali dodatkowe kotły z zupą, nagrodę za wyczerpującą pracę w nocy. Nawet noszono je więźniom na miejsce robót. Właśnie to tempo kazało im nabrać podejrzeń. Przecież ani front nie sunął tak blisko, ani leśni nie grozili tak bardzo”[6]. Niemcy rozpuścili wśród więźniów plotkę o szybkim zbliżaniu się Armii Czerwonej. Rowy miały stanowić zapory przeciwczołgowe albo „przeciwpartyzanckie”. Była to dezinformacja: Armia Czerwona w tym czasie dopiero zdobyła Kijów, ponad 500 kilometrów na wschód od Lublina.
Akcja „Erntefest” miała wielu polskich świadków – więźniów tych samych obozów, których Niemcy wtedy nie wymordowali, bo nie byli Żydami. Ich zeznania i wspomnienia pozwalają dość dokładnie opisać zbrodnię. Podczas „Erntefest” Niemcy szczególnie chętnie – tak jak w Bełżcu, Treblince i innych ośrodkach zagłady – korzystali z głośników, by zagłuszać strzały i krzyki oraz dezorientować ofiary.
Jak zawsze u Niemców każda uroczystość zbrodni odbywała się przy dźwiękach [muzyki].[7]
– wspominał Edward Karabanik.
Radio, zainstalowane w ostatniej chwili, grało skazańcom do śmierci, a katom gwoli rozrywki.[8]
– wspominał Antoni Karol Wolf.
Podczas rozstrzeliwań „[p]uszczano «szwabskie fokstroty», «walce» i «tanga», niekiedy «marsze wojskowe»”. Królowały fragmenty operetek. Jedni słyszeli Straussa, inni melodie Lehara”[9].
Witold Bieńkowski, kierownik referatu Żydowskiego przy Delegaturze Rządu, raportował:
W środę dn. 3 XI br. do żydowskiego obozu pracy w Trawnikach przybyły silne oddziały SS i żandarmerii. Polecono wszystkim mężczyznom udać się na kopanie rowów przeciwlotniczych. Po 2 godzinach otoczono ich, ustawiono dookoła ckm [ciężkie karabiny maszynowe – P.B.] i wszystkich rozstrzelano. W międzyczasie do obozu przybyło 50 aut, na które załadowano wszystkie kobiety i dzieci, zawieziono je na to samo miejsce, rozebrano do naga i wystrzelano z ckm-ów. Łącznie zginęło około 8000 osób. (…)
W dniu poprzedzającym masakrę odbyła się pijatyka załogi niemieckiej. W czasie mordy megafony grały melodie taneczne i zagłuszały krzyki mordowanych.[10]
Mimo szybkości przeprowadzenia masakry zdarzały się przypadki oporu. Esesman Miller z nieznanej jednostki odnotował uszkodzenie broni:
Dot. uszkodzenia broni – karabinu nr 6682.
Przy mającym miejsce 3.11.1943 r. wysiedlaniu Żydów w Trawnikach zostałem czynnie zaatakowany przez Żydówkę ciosem w twarz i lekko raniony. Ponieważ osoba ta zamierzała się do zadania następnego ciosu, poczułem się zmuszony co obrony i uderzyłem ją kolbą mojego karabiny w czaszkę, przy czym kolba została lekko uszkodzona. Samo uszkodzenie jest nieznaczne (lekka rysa na kolbie) i w najmniejszym stopniu nie wpływa ujemnie na siłę ognia i niezawodność [broni], czego dowodem może być użytek [zrobiony z niej] bezpośrednio po tym incydencie.
Miller[11]
Losy tego człowieka nie są znane.
Jedną z najdłuższych relacji spośród ocalałych pozostawiła Ludwika Fiszerowa, więźniarka obozu w Poniatowej, której udało się przeżyć masakrę:
Podnoszę głowę i widzę nagie kobiety z rękoma podniesionymi do góry, obracające się w kółko, jakby pokazujące swoje kształty. Myślę sobie: „cóż to, selekcja nagich kobiet. Jestem młoda, dobrze zbudowana, ale z dzieckiem nie przejdę selekcji”. Trzeba było szybko wejść do baraku i rozebrać się. Widziałam jeszcze, jak ze schodów zeskoczyła młoda kobieta, wołając do teściowej: „Mamo, do zobaczenia na tamtym świecie”. (…)
Groby dwumetrowej głębokości były już pełne nagich trupów. Sąsiadka moja z osiedla, z szesnastoletnią swoją córką, śliczną, jasnowłosą dziewczynką, o niewinnej i lekko uśmiechniętej twarzyczce, szukały jakby wygodnego miejsca. W chwili gdyśmy nadeszły SS-man nabijał rewolwer, lub może mu się zaciął, gdyż przy nim majstrował. Spojrzałam w jego stronę, a on mówi do nas: „Nicht so schnell”, mimo to położyłyśmy się szybko, aby nie patrzeć na trupy. (…)[12]
Kule niemieckie zraniły Ludwikę w rękę i zabiły jej córkę. Wkrótce Niemcy przyprowadzili kolejną kobietę z córką.
Padł strzał i krew jej bluznęła na moją głowę, oblewając mi kark i włosy, z tyłu prawdopodobnie wyglądałam jak trup. Jeszcze jakiś czas słyszałam strzały, aż wszystko ucichło. A więc żyję, nie jestem jednak w stanie myśleć, co dalej. Po godzinie słyszę głos SS-manów, jeden postawił mi nogę na plecach, w ten sposób strzela i mówi głośno: „Die Blonde, die Schwarze” [blondynka, brunetka]. Zrozumiałam, że przyszedł sprawdzić, czy jeszcze ktoś żyje. Były zapewne ranne, bo słyszałam jęki, a po tych strzałach wszystko ucichło. SS-mani odjechali, a ja od razu nie miałam odwagi głowę unieść. Febra trzęsła mnie z zimna. Trupy były już zimne, w rannych godzinach zaś nagie ciała jeszcze grzały. Wicher potrząsał trupami, jakby odmawiając po nas „kadysz”. Parę razy przychodzili Ukraińcy, słyszałam jak głośno pluli na nas mówiąc: „job twoja żydów” i znowu odeszli.[13]
Ludwika przez wiele godzin leżała wśród trupów, obserwując Ukraińców, którzy zasłali grób gałęziami drzew, i czekając na moment, kiedy nikt nie zauważyłby jej ucieczki. Słyszała wrzaski od strony baraków, zobaczyła pożar. „Dowiedziałam się później, że tam się broniła grupa młodych ludzi”[14]. Obawiała się spalenia żywcem. Z przestrzeloną ręką wyczołgała się z grobu.
W śmiertelnym strachu pogłaskałam plecki swojej córeczki, pocałować się bałam, przerażały mnie nagie pokrwawione ciała, zrzuciłam z siebie choinę, przerzuciłam się przez zwał trupów i pobiegłam w kierunku lasu. Po kilkunastu krokach na czworakach spotkałam dwie nagie kobiety, przyłączyłam się do nich, nie wiedząc co robię dotykałam je ręką i pytałam, czy żyją. One odpowiadają, że żyją, a ja niedowierzająco zaczęłam je głaskać.[15]
Poranione, pokrwawione, nagie kobiety dotarły do wsi. Od chłopów dostały ubrania – Ludwika zapłaciła im pieniędzmi, które miała w ukryciu. Chłopi bardzo bali się poszukiwania zbiegłych Żydów przez Niemców lub Ukraińców i nie chcieli przyjąć ocalałych w swoich domach. Błąkały się w lasach w deszczu i w zimnie. Napotkani „chuligani” przeszukiwali je, by zdobyć ukryte kosztowności; na szczęście nic nie znaleźli. Za pozostałe pieniądze kobiety kupowały od chłopów jedzenie. W okolicach Kazimierza nad Wisłą znalazły Polaków, którzy w końcu im pomogli. Na zmianę ukrywały swoje pochodzenie, podając się za Polki, i ujawniały je przed tymi Polakami, którzy wydawali się godni zaufania albo wymuszali na nich opowieść.
Ludwika Fiszerowa i jedna z jej towarzyszek, Estera Rubinsztejn, przeżyły wojnę. Podczas akcji „Erntefest” z rąk Niemców zginęły około 42 tysiące Żydów. Zwłoki pomordowanych na rozkaz Niemców spalili żydowscy więźniowie, którzy również zostali rozstrzelani. Po wojnie tylko jeden Niemiec, Jakob Sporrenberg, wyższy dowódca SS i Policji w dystrykcie lubelskim w czasie „Erntefest”, został skazany na śmierć za tę zbrodnię – wyrok wykonano w 1952 r. w Warszawie[16].
3 lub 4 listopada 1943 roku zamordowany został, prawdopodobnie w Trawnikach, Kalman Kalonimus Szapiro, cadyk z Piaseczna, więzień getta warszawskiego, jeden z ostatnich przywódców chasydów na ziemiach polskich. Jego kazania z okresu wojny należą do najważniejszych świadectw religijnych lat 1939-1945.
Zapraszamy do udziału w „Czwartku na Tłomackiem” 4 listopada poświęconym rabinowi Szapirze i tomowi jego kazań wydanych w ramach Pełnej Edycji Archiwum Ringelbluma
Czytaj więcej o „Kazaniach z lat gniewu” rabina Szapiry
Przypisy:
[1] Katarzyna Kuczyńska-Koschany, s. 450.
[2] Tamże, s. 453.
[3] Tamże, s. 454.
[4] Tomasz Kranz, Egzekucja żydów na Majdanku 3 listopaa 1943 r., w: Erntefest, 3-4 listopada 1943. Zapomniany epizod Zagłady, red. Wojciech Lenarczyk, Dariusz Libionka, Lublin 2009, s. 25-26.
[5] Alina Skibińska, 1943: z warszawskiego getta do obozów na Lubelszczyźnie w relacjach żydowskich, w: Erntefest…¸dz. cyt., s. 197-198.
[6] Piotr Weiser, „Poszli wszyscy: mężczyźni, kobiety, starcy i maleńkie dzieci. Poszli na zagładę”. „Erntefest” zmysłami polskich więźniów Majdanka, w: Erntefest…, dz. cyt., s. 122.
[7] Za: tamże, s. 140.
[8] Za: tamże.
[9] Tamże, s. 141.
[10] Erntefest…, dz. cyt., s. 457.
[11] Tamże, s. 412. Tłum. z niemieckiego Agnieszka Lenarczyk.
[12] Tamże, s. 436.
[13] Tamże, s. 436-437. Dodano podziały akapitów i unowocześniono pisownię.
[14] Tamże, s. 437.
[15] Tamże.
[16] Tamże, s. 324.