Menu
- Aktualności
- Wydarzenia
- Oneg Szabat
- Zbiory
- Nauka
- Wystawy
- Edukacja
- Wydawnictwo
- Genealogia
- O Instytucie
- Księgarnia na Tłomackiem
- Czasopismo „Tłomackie 3/5"
- Kwartalnik Historii Żydów
Karski urodził się w 1914 r. w Łodzi jako Jan Kozielewski w tradycyjnej polskiej rodzinie, o korzeniach na poły szlacheckich, na poły mieszczańskich. O jego drodze życiowej zadecydował znacznie starszy brat Marian, legionista i zdeklarowany piłsudczyk, człowiek, który w 20-leciu międzywojennym zrobił karierę w szeregach polskiej Policji Państwowej. Dla Jana był wzorem do naśladowania, uosabiał sens służby ojczyźnie i odzyskanemu po latach niewoli państwu. Był też jego protektorem. Karski skończył w 1931 r. gimnazjum im. Józefa Piłsudskiego w Łodzi. W młodości należał najpierw do Sodalicji Mariańskiej, a później, zapewne w czasach lwowskich, gdy studiował prawo i dyplomację na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza, do sanacyjnej organizacji młodzieżowej — Legionu Młodych.
We współczesnej pamięci historycznej spotykamy dwóch Karskich – jeden jest młodym, niezmiernie odważnym, wrażliwym na cierpienia współobywateli kurierem prolondyńskiej konspiracji, drugi – dojrzałym amerykańskim profesorem, który na kilka lat przed zbliżającą się emeryturą postanowił zdać rachunek ze swojego życia i przypomnieć światu wydarzenia, których nie tylko był świadkiem, ale w których czynnie współuczestniczył. Szczególne znaczenie przypadło tej części jego misji kurierskiej, która dotyczyła dokonującej się na ziemiach polskich Zagłady narodu żydowskiego.
Poinformowanie wolnego świata o dokonującej się zagładzie polskich Żydów nie było w latach wojny głównym zadaniem Jana Karskiego. Karski był żołnierzem polskiego antyniemieckiego podziemia i o jego problemach przede wszystkim informował zarówno polskie władze emigracyjne, jak i polityków alianckich. Władze londyńskie wysłały go do USA z pierwszą misją propagandową, przyjął go wówczas na audiencji 28 lipca 1943 r. prezydent Roosevelt, by opowiedział Amerykanom o szkodliwej działalności partyzantów sowieckich i dywersji wobec legalnych władz podziemia ze strony polskich komunistów. O losie Żydów mówił wprawdzie z własnej inicjatywy, ale całkowicie na marginesie głównego przesłania, które przekazywał w imieniu okupowanego kraju.
Karski był też w czasie wojny analitykiem, autorem wyczerpujących, dojrzałych raportów, specjalistą od spraw krajowych, a nie żadną – jak skromnie podkreślał po wojnie – taśmą magnetofonową, na której zarejestrowano głosy polityków i żołnierzy podziemia. Jego raporty miały niebywałe znaczenie. Czytano je z wielką uwagą zarówno w Angers, gdzie do klęski Francji w 1940 r. rezydował polski rząd emigracyjny, jak i później w Londynie, a przedstawione przez niego wnioski brano pod uwagę formułując zadania dla kraju.
Karski z pewnością nie jest w Polsce, w Stanach i Izraelu postacią nieznaną, jego książki i książki o nim są ciągle dostępne w księgarniach, sfilmowane wywiady zaś łatwo odnaleźć w internecie. Nie znaczy to, by był bohaterem tak dobrze rozpoznawalnym jak Eli Wiesel czy Raul Wallenberg.
Kariera publiczna Karskiego zaczęła się w październiku 1939 roku. Wtedy bowiem adwokat Marian Borzęcki w imieniu osobistego przyjaciela gen. Władysława Sikorskiego Ryszarda Świętochowskiego „Kalinowskiego” wysłał go z misją do polskiego rządu we Francji. W momencie wyjazdu z pierwszą misją do rządu we Francji Jan Karski (wtedy jeszcze Jan Kozielewski) w ogóle nie orientował się w strukturze podziemia wojskowego i politycznego. Niemniej jednak zarówno rząd, jak i krajowa konspiracja, potrzebowały zaufanych kurierów, inteligentnych, obdarzonych dobrą pamięcią i nienaganną postawą moralną, których mogłyby zaakceptować środowiska, do których mieli dotrzeć. O karierze Karskiego zadecydował jego przedwojenny życiorys – młody, piłsudczyk, gorliwy katolik, brat legionisty i wysoko postawionego policjanta.
Ważne były koneksje mecenasa Borzęckiego w policji, jest bardzo prawdopodobne, że znał dobrze brata Karskiego, Mariana Kozielewskiego, który od czerwca 1934 roku był komendantem Policji Państwowej na miasto stołeczne Warszawa. Współtowarzysze z konspiracji i historycy zgodnie podkreślają, że Kozielewski już 1 października oddał się do dyspozycji organizującego się dowództwa podziemnej Służby Zwycięstwu Polski (SZP) jako czynny komendant warszawskiej policji granatowej. Mniej więcej w tym czasie nawiązał również kontakty z Centralnym Komitetem Organizacji Niepodległościowych. Zapewne misję młodszego brata chciał wykorzystać także w interesie tworzącej się konspiracji policyjnej. Wszyscy policjanci, a Kozielewski jako komendant w szczególności, stanęli przed dylematem: jak pogodzić lojalność wobec polskiego państwa i rządu emigracyjnego z podległością służbową wobec władz okupacyjnych mogących zażądać przysięgi na wierność Trzeciej Rzeszy i jej Führera. Kozielewski prosił brata, by przekazał w Paryżu, że takiej przysięgi nigdy nie złoży.
Karski jadąc z misją brata do gen. Sikorskiego nie wiedział, że okupacja potrwa pięć lat i że zmusi tysiące osób do współpracy ze znienawidzonym okupantem. O tym, jak widział polskie społeczeństwo z francuskiej perspektywy w lutym 1940 roku, wiadomo z dwóch sporządzonych zaraz po dotarciu do celu raportów. Pierwszy był rutynowym sprawozdaniem z podróży emisariusza-kuriera; jedna z jego części nosiła tytuł „Sytuacja ogólna w kraju, kolejna „Wybrane zagadnienia polityczno-ideowe w kraju”. Drugi miał charakter szczególny i był poświęcony „zagadnieniu żydowskiemu” w kraju.
Karski poświęcił osobny raport „kwestii żydowskiej”, mimo że specjalnie przed wyjazdem tego zagadnienia nie studiował. Pomysł, by spisał swoje obserwacje wyszedł od Stanisława Kota, jednego z najbliższych współpracowników gen. Władysława Sikorskiego, który jako jeden z niewielu ministrów dostrzegał znaczenie stosunków polsko-żydowskich zarówno w polityce wewnętrznej, jak i na arenie międzynarodowej.
O położeniu ludności żydowskiej pod okupacją niemiecką Karski pisał z wyraźnym współczuciem – Żydzi zostali pozbawieni godności, wszelkich praw, wyzuci z majątku, pozbawieni możliwości zarobkowania – „żyją jakby ukradkiem, pod strachem, bezprawnie”. Katalog ograniczeń i poniżeń przedstawiony w raporcie jest bardzo obszerny. Żydem dla Niemców zaś był każdy, którego choćby jeden z rodziców należał do gminy wyznaniowej.
Szczególnie złe, według niego, było położenie wysiedleńców z tzw. ziem wcielonych do Rzeszy, których osiedlono w okolicach Lublina. Karski jako pierwszy pisał, że „robi to wrażenie, jak gdyby Niemcy chcieli tam stworzyć coś w rodzaju rezerwatu żydowskiego”. W Generalnym Gubernatorstwie Żydom wiodło się niewiele lepiej, ale Niemcy nie mieli ich stąd gdzie wyrzucić, a Polacy nie mogli stosować („nie okazują jednak jeszcze skłonności”, jak pisze Karski) metod niemieckich w swoich relacjach
z żydowskimi sąsiadami. W zasadzie obowiązują tu te same przepisy segregacyjne, eksploatacja ekonomiczna i poniżające prace fizyczne.
Raport Karskiego jest najczęściej cytowany w kontekście położenia ludności żydowskiej pod okupacją sowiecką, jej względnego awansu i postaw antypolskich. Druga część raportu dotyczy ważniejszej zdaniem autora kwestii stosunków polsko-żydowskich i polityki niemieckiego okupanta mającej na celu skłócenie obu grup narodowych. Szczerość autora nie spotkała się jednak z pełnym zrozumieniem i Karskiego poproszono o przeredagowanie kilku fragmentów raportu, by można go było wykorzystać w akcji propagandowej. Co ciekawe, zmiany dotyczą jedynie opisu wzajemnych stosunków pod okupacją niemiecką. To, co Karski napisał o okupacji sowieckiej, odbiorcom całkowicie odpowiadało. Raport Karskiego z lutego 1940 roku dotyczący losu polskich Żydów był jednym z pierwszych źródeł wiedzy o tych sprawach w kręgach rządowych. A rząd, wydaje się, był szczególnie zainteresowany tym, jak układały się relacje między Polakami i Żydami właśnie na Kresach Wschodnich.
Z ponad dwumiesięcznego pobytu we Francji Karski sporą część poświęcił przygotowaniom do misji powrotnej. Z Francji dotarł do Budapesztu a następnie do Zakopanego, skąd w pierwszych dniach maja pociągiem pojechał do Krakowa. Karski wyjechał z Krakowa do Warszawy 7 maja 1940 roku po ustaleniu przez Pilca szczegółów ppłk. Marianem Kozielewskim. Tragicznym zbiegiem okoliczności pułkownika tego właśnie dnia aresztowało gestapo, następne 11 miesięcy spędził w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Z Kozielewskim aresztowano 68 oficerów Policji Polskiej, której Niemcy niezbyt ufali.
Nie jest wciąż jasne, z kim najpierw Karski nawiązał kontakt w Warszawie, być może tą osobą był działacz ludowy Stefan Korboński (szef Kierownictwa Walki Cywilnej, a od 15 lipca 1943 roku działu oporu społecznego w Kierownictwie Walki Podziemnej), który o Karskim zachował bardzo dobre wspomnienie. Korboński odnotował w swoich wspomnieniach, że Karski zdając relację ze swojej misji, „zrobił duże wrażenie na wszystkich obiektywnością, z jaką przedstawiał wszystkie zagadnienia oraz doskonałą pamięcią, obejmującą nawet najdrobniejsze szczegóły”.
Do instrukcji rządu przekazanych przez Karskiego władze polityczne podziemia odniosły się pozytywnie. Na posiedzeniach stronnictw politycznych, na które wzywano Karskiego, dyskutowano o kandydatach na delegata rządu i „materiałach”, które przewiózł z Francji. Nie jest do końca jasne, jak długo Karski przebywał kraju i z kim jeszcze się kontaktował. W raporcie pisał jedynie: „kraj opuściłem w powrotnej drodze do rządu w drugiej połowie czerwca 1940 roku”.
Karski z Krakowa pojechał w maju 1940 r. do Nowego Sącza, gdzie zatrzymał się w domu Stefana Rysia. Ryś wraz ze stryjecznym bratem Zbigniewem organizowali od jakiegoś czasu przerzuty kurierskie na Węgry dla Organizacji Wojskowej płk. Tadeusza Komorowskiego. Jednym z bardziej doświadczonych kurierów-przewodników na szlaku do Budapesztu był Franciszek Musiał „Myszka”, piekarz z Piwnicznej, i to on właśnie miał poprowadzić naszego bohatera. Ryś wyznaczył marszrutę: z Nowego Sącza w kierunku Rytra i Kosarzysk, a stamtąd na Starą Lubownię na Słowacji. Czwartego dnia musieli zejść ze szlaku – Karskiemu odmówiły posłuszeństwa nogi, obtarte w niedopasowanych narciarkach – by przenocować w zaprzyjaźnionej melinie we wsi Demjata niedaleko Koszyc. Gospodarz zdradził ich. Wezwał żandarmów, którzy zabrali Karskiego i „Myszkę” do aresztu w Preszowie. Mikrofilm, który w Krakowie wręczył mu w imieniu Stronnictwa Narodowego Tadeusz Surzycki, udało się w momencie zatrzymania wrzucić do wiadra z pomyjami i szczęśliwie większa jego część uległa prześwietleniu.
Przesłuchujący Karskiego gestapowcy sporo wiedzieli o aktywności polskiego podziemia i ruchu kurierskim przez Słowację, nie dali więc wiary jego tłumaczeniom. A on mówił im, że ucieka ze Lwowa przed Sowietami, że zamierzał dotrzeć do Szwajcarii, by tam wśród genewskich przyjaciół przeczekać wojenną zawieruchę. W Warszawie spotkany przypadkowo szkolny kolega powierzył mu film ze zdjęciami ruin polskiej stolicy, który miał przekazać pod podany adres w Koszycach. Wszelkie próby zaprzeczenia, że nie jest kurierem podziemia, kończyły się silnymi uderzeniami gumowej pałki.
Gestapowcy nie byli wybitnymi śledczymi albo zlekceważyli swoją zdobycz, uznając przez jakiś czas Karskiego za zwyczajnego uciekiniera do polskiego wojska. W umywalni w słowackim więzieniu znalazł starą żyletkę, ukrył ją. Kolejne przesłuchanie poprowadził bardziej doświadczony oficer SS, który najpierw przedstawiał mu wizję nieuniknionej klęski aliantów i nowego porządku w Europie, po czym przeszedł do tortur. Po tym przesłuchaniu Karski podciął sobie żyły. On, gorliwy katolik, nie widział innego wyjścia. Z prześwietlonego mikrofilmu Niemcy odzyskali trzy klatki z fragmentem niezaszyfrowanego raportu podziemia. Nie było szansy, by oprawców oszukać, Karski bał się, że nie przetrzyma kolejnego przesłuchania.
Próba samobójstwa nie powiodła się, Karskiego odratowano. Karski odzyskał świadomość w szpitalu w Preszowie, przywiązany do łóżka pasami. Po tygodniu gestapo przewiozło go do szpitala sióstr szarytek w Nowym Sączu, by, gdy dojdzie do siebie, znów go przesłuchać. Tu jako pierwszy nawiązał z nim kontakt dr Jan Słowikowski. Poradził mu, by wezwał księdza, przez którego będzie mógł skontaktować się z podziemiem. Zapewne więc przez lekarza wysłał gryps do mieszkającej w Nowym Sączu siostry Stefana Rysia, Zofii. Odwiedziła go kilka dni później przebrana w strój szarytki. Podczas kolejnej wizyty oprócz owoców przyniosła mu truciznę, o co ją prosił.
Karski wymknął się Niemcom. Akcję zorganizowali przyjaciele, młodzi socjaliści, na osobiste polecenie kierującego krakowską organizacją Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS-WRN) Józefa Cyrankiewicza, który konsultował się w tej sprawie z płk. Tadeuszem Komorowskim. Aresztowanie groziło Karskiemu kilkakrotnie w Krakowie w czasie siedmiomiesięcznej pracy konspiracyjnej, tylko dzięki pomocy ludzi, u których mieszkał, udawało mu się w porę zmienić mieszkanie i tożsamość. Na wieść o pierwszych aresztowaniach Karski natychmiast opuścił miasto. W październiku 1941 roku zostałem przeniesiony do Warszawy. Przeniesienie nastąpiło w związku z aresztowaniami na wielką skalę na terenie Krakowa – pisał w raporcie z 1944 roku.
W stolicy Karski musiał zachować ścisłą konspirację, wiele osób znało go z pracy w MSZ, poza tym w mieście mieszkali jego trzej bracia i siostra, której męża Niemcy zamordowali w listopadzie 1939 roku. Karski objął funkcję kierownika referatu informacji politycznej przy Komendzie Głównej Związku Walki Zbrojnej, otrzymując jednocześnie zadanie łączności z Delegaturą Rządu i informowania jej w miarę potrzeby o obrazie życia podziemnego kraju. Trzecią funkcją było utrzymywanie łączności między Komendą Główną a poszczególnymi ośrodkami politycznymi w kraju. Łączność ta była o charakterze urzędowym, choć nieoficjalnym. Niezależnie od powyższego, Delegatura Rządu mu od czasu do czasu zadania nawiązania kontaktu z poszczególnymi mniejszymi grupami politycznymi. W tym charakterze pracował w kraju do października 1942 roku. „Funkcja kierownika referatu informacji politycznej przy Komendzie Głównej”, tak jak to ujął nasz bohater, mogła dotyczyć jedynie pracy w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Głównej ZWZ–AK. Od początku struktura BIP była zaprojektowana tak, by z jednej strony zdobywać i analizować informacje o polityce niemieckiej w kraju i reakcjach na nią społeczeństwa, z drugiej zaś za pośrednictwem konspiracyjnej prasy na społeczeństwo oddziaływać. Gdy Karski dotarł z Krakowa do Warszawy, po kilku dniach umówiono go na spotkanie z szefem BiP „Prezesem” Janem Rzepeckim, ten zaś oddelegował go do „Inżyniera”, czyli szefa Wydziału Informacji BIP inż. Jerzego Makowieckiego. Makowiecki przydzielił go do podwydziału badającego postawy polityczne społeczeństwa, a konkretnie do komórki badań nad prasą i wydawnictwami stronnictw politycznych. Zrażony lekturą wydawanego przez prawicę „Szańca” i skrajnie szowinistycznymi poglądami jego redaktorów, przeszedł Karski do nasłuchu radiowego.
Z kim z podziemia, poza bezpośrednimi przełożonymi, kontaktował się Karski, zanim zapadła decyzja o jego misji kurierskiej do Londynu? W powojennych opowieściach Karskiego pojawia się lekarz i żołnierz Legionów, a w latach trzydziestych starosta grodzki w Warszawie-Śródmieściu Tadeusz Miklaszewski – być może poznał go za pośrednictwem brata – od maja 1942 roku szef Wydziału Bezpieczeństwa Departamentu Spraw Wewnętrznych Delegatury. Miklaszewski miał go namówić na spotkanie z Romanem Knollem, dyplomatą (był posłem w Rzymie i Berlinie) i krótko w 1926 roku urzędującym wiceministrem spraw zagranicznych. W lutym 1943 roku powierzono mu zorganizowanie Departamentu Spraw Zagranicznych Delegatury, którym później kierował. Knoll pozostawał w bliskich stosunkach z delegatem rządu Cyrylem Ratajskim. Mieszkał pod Warszawą i wydaje się, że Karski u niego bywał i to on pierwszy zapytał go, czy jest zainteresowany misją do Londynu. On także przekonał do tego pomysłu delegata rządu.
Drugie środowisko, z którym Karski był w tym czasie blisko związany, skupiało się wokół Zofii Kossak-Szczuckiej, znanej pisarki i działaczki społecznej, oraz bliskiego jej politycznie działacza Frontu Odrodzenia Polski i Delegatury Rządu Witolda Bieńkowskiego „Jana”. Oboje wywarli na Karskim wielkie wrażenie. Właściwie nie wiemy, w jaki sposób ich poznał. Zapewne stało się to na początku 1942 roku, już po założeniu Frontu Odrodzenia Polski; może czytał wcześniej artykuły Kossak-Szczuckiej publikowane w piśmie „Polska żyje” wydawanym przez Komendę Obrońców Polski. Do wojny Kossak była nie tylko znaną autorką powieści historycznych, lecz i przekonaną antysemitką atakującą Żydów z pozycji ultrakatolickich.
Zofia Kossak-Szczucka od początku współpracy z „Polska żyje” interesowała się położeniem ludności żydowskiej, nasilającymi się wobec nich represjami oraz zmieniającymi się relacjami polsko-żydowskimi. Jak wiemy, nie był to temat obcy Karskiemu, przygotował obszerne opracowanie dla ministra Kota. Zapewne więc rozmawiali na ten temat, można przypuszczać, że to Kossak-Szczucka uczuliła go na tragedię żydowską. Przełomem dla działaczy FOP była z pewnością wielka akcja deportacyjna z getta warszawskiego do obozu zagłady w Treblince, która rozpoczęła się 22 lipca 1942 roku i trwała jedynie z kilkoma dniami przerwy do 21 września.
W sierpniu 1942 roku Jana Karskiego poznał Władysław Bartoszewski. Bartoszewski zachował wspomnienie o nim jako o pewnym siebie, stanowczym, ale i wnikliwym rozmówcy. Karski pytał go o pobyt w Oświęcimiu, o detale architektoniczne i stan budynków pokoszarowych – wiedział, o co pytać, gdyż był tam skoszarowany we wrześniu 1939 roku. Wydaje się, że to on zdecydował o późniejszej karierze Bartoszewskiego w dziale kolportażu FOP, a następnie redakcji „Prawdy”. Bliskie związki z Kossak-Szczucką zadecydowały o włączeniu się Bartoszewskiego do prac najpierw Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom, a następnie Rady Pomocy Żydom „Żegota”. Karski nie mógł już do tej akcji się włączyć, gdyż szykował się do misji kurierskiej do Londynu. Nie wiemy, czy Karski był członkiem Frontu Odrodzenia Polski. Z pewnością był to związek z FOP bardzo bliski i był konsekwencją jego przekonań i wyborów moralnych. Wciąż jednak pozostaje niejasne, czy nawiązał te kontakty z polecenia przełożonych z BIP, czy były to kontakty równoległe, niezależne od właściwych zajęć w konspiracji. Nie wiemy też, czy deklarację ideową FOP zabrał do Londynu z własnej inicjatywy.
Wiele wskazuje, że Karski mógł wyjechać z Warszawy do Paryża już między 12 a 18 lub 19 września 1942 r. 23 sierpnia Karskiego zaproszono na posiedzenie Politycznego Komitetu Porozumiewawczego. Posiedzenie otworzył delegat rządu. W części, która nas interesuje, dotyczyło ono „przekazania kurierowi Witoldowi materiałów dla rządu w Londynie oraz dla przedstawicieli stronnictw przy rządzie. Materiały dotyczą sytuacji w Polsce i ruchu podziemnym”. Politycy zakładali, że będzie kontaktował się także „z władzami państw sprzymierzonych” i że za zgodą rządu poinformuje aliantów o niemieckim terrorze i sile polskiego podziemia. Delegat zażądał obietnicy zachowania całkowitej bezstronności, podkreślił też, że misja ma charakter polityczny, a nie wojskowy. Miano mu też przekazać protokół obrad, który zaszyfrowano i zmikrofilmowano.
Karski z przedstawicielami żydowskiej konspiracji – Adolfem Feinerem i Menachemem Kirszebaumem – spotkał się oddzielnie w konspiracyjnym mieszkaniu nieopodal getta zapewne w ostatnich dniach sierpnia. Miało ono miejsce między 28 sierpnia a 2 września, a dzień później Karski odwiedził getto warszawskie. Niemcy zrobili wówczas przerwę w spędzaniu z ulic getta ludności żydowskiej na Umschlagplatz przy ulicy Stawki, skąd odjeżdżały transporty do Treblinki. W tych dniach przeprowadzali kolejno selekcję zdolnych do pracy w kolejnych zakładach – Brauera na Nalewkach, Schillinga na Nowolipiu, Hallmana na Nowolipkach 59, Frankego i Schultza na Smoczej 37. Mieściły się one w zachodniej części getta i można założyć, że w części wschodniej panował względny spokój. Karski dostał się do getta być może przez zbudowany przez Żydowski Związek Wojskowy tunel, łączący „aryjską” kamienicę przy ulicy Muranowskiej 6 z żydowską przy Muranowskiej 7. Była to narożna kamienica na placu Muranowskim, w sąsiednim nowoczesnym, betonowym budynku mieścił się w czasie powstania w getcie w kwietniu 1943 roku sztab Żydowskiego Związku Wojskowego, na jego dachu wywieszono słynne dwa sztandary – polski i żydowski.
Karski spotkać się miał z Feinerem i Kirszenbaumem na polecenie delegata rządu. W relacjach ustnych wiele lat po wojnie precyzował, że prosił go o to Cyryl Ratajski na ostatnim ich spotkaniu w domu Romana Knolla. Wydaje się, że spotkanie było inicjatywą Leona Feinera „Mikołaja”, który po powrocie w połowie 1941 roku spod okupacji sowieckiej (był więziony przez NKWD i zapewne wydostał się na wolność z powodu paniki w pierwszych dniach wojny niemiecko-sowieckiej) do Warszawy, zamieszkał poza gettem i służył pomocą towarzyszom z Bundu. On też w sierpniu 1942 roku jako pierwszy z działaczy getta nawiązał kontakt z Henrykiem Wolińskim z BIP, który kierował referatem żydowskim.
Kirszenbaum znał znacznie lepiej niż Feiner stosunki panujące w getcie, w którym mieszkał od początku, między innymi przy ulicy Leszno 56. Emanuel Ringelblum w Kronice getta warszawskiego wspomina go jako swojego znajomego, członka dyrekcji Jointu, z którym spotkał się kilkakrotnie, by omówić sprawy funduszy na pomoc społeczną dla najuboższych. Podobno należał do prezydium warszawskiej Komisji Koordynacyjnej Żydowskiej Samopomocy Społecznej oraz prowadzonej przez Żydowskie Towarzystwo Opieki Społecznej organizacji promującej kulturę hebrajską „Tkuma”. W imieniu tzw. syjonistów ogólnych Kirszenbaum wszedł w styczniu 1940 roku do Zespołu Przedstawicieli Stronnictw Politycznych, a w październiku 1942 roku do Żydowskiego Komitetu Narodowego (ŻKN), następnie zaś do Komisji Koordynacyjnej, czyli wspólnego politycznego przedstawicielstwa ŻKN i Bundu.
W prace Żegoty raczej się nie włączył i nie dając sobie rady po tzw. stronie aryjskiej, zgłosił się latem 1943 roku do Hotelu Polskiego, licząc, że dzięki paszportowi któregoś z państw Ameryki Południowej uda mu się wyjechać do francuskiego obozu dla internowanych w Vittel, a stamtąd poza Europę. Większość „ujawnionych” Żydów Niemcy wysłali między lipcem a październikiem 1943 roku do Vittel i do obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen, a stamtąd w kolejnych miesiącach do komór gazowych w Auschwitz (łącznie 1800 warszawskich Żydów). Około 300 mieszkańców Hotelu Polskiego gestapo rozstrzelało na Pawiaku.
Podczas spotkania z Karskim Feiner prosił o przekazanie w Londynie, że Żydzi są całkowicie bezradni, że „zagłada jest faktem” i dotyczy wszystkich Żydów, bez żadnych wyjątków, a polskie podziemie jest co najwyżej w stanie uratować nielicznych. Dlatego, mówił, „cała odpowiedzialność spoczywa na potężnych aliantach. Niech żaden przedstawiciel w Lidze Narodów nie śmie tłumaczyć, że nie wiedział, co się tu dzieje! Rzeczywista pomoc Żydom może nadejść tylko z zewnątrz!”.
Karski mocno podkreśla, że właśnie to miał „przekazać wolnemu światu”. Rozmówcy zapewniali go, że dane są ścisłe, że liczba prawie 2 mln dotychczasowych ofiar wyłania się z podsumowania niemieckich rozkazów deportacyjnych, że z samej Warszawy wywożono od lipca tego roku 5 tys. osób dziennie — nikt nie wracał, nikt nie dawał znaku życia. Getto jest całkowicie wyludnione.
W trakcie drugiego spotkania Karski pytał swoich rozmówców, o co konkretnie ma apelować w imieniu polskich Żydów. Kirszenbaum prosił o „bezlitosne bombardowanie miast niemieckich, a po każdym bombardowaniu zrzucanie ulotek informujących o losie Żydów”, o „egzekucję wszystkich Niemców, gdziekolwiek wpadną w ręce sprzymierzonych”. Feiner był sceptyczny, nie wierzył, by alianci zdecydowali się na bombardowania odwetowe, raczej pokładał nadzieje w dyplomacji, w jasnym poinformowaniu Niemców, że odpowiedzią na niemiecką politykę eksterminacji i zagłady narodu żydowskiego zostanie skierowana akcja przeciwko narodowi niemieckiemu. Karski wyruszył z Feinerem do warszawskiego getta dwa dni po drugim spotkaniu. Gdy wyszedł z tunelu, przebrał się w zniszczone ubrania i stanął na placu Muranowskim, pierwszym jego wrażeniem był tłok, masa ludzi na ulicach.
Obrazy z getta zawarł Karski w wydanej w Stanach w 1944 r. książce Story of the Secret State i połączył je z relacją z późniejszego spotkania w Londynie ze Szmulem Zygielbojmem, który z Warszawy wyjechał w 1940 roku. Spotkali się 2 grudnia w siedzibie polskiego MSW w Stratton House. Zygielbojm słuchał suchej opowieści w ogromnym skupieniu, nie zaskoczyła go też konkluzja Karskiego, że alianci, z którymi rozmawiał w sprawie pomocy lub ewentualnego odwetu, zachowają się tak, jak przewidywali warszawscy rozmówcy Karskiego – „Niemożliwe. Wykluczone. Absurd. Tego nie da się zrobić”. Przekazał mu też szczerze, czego umierający Żydzi żądają od swoich przedstawicieli: „Macie umierać powolną śmiercią na oczach całego świata. Może to wstrząśnie ludzkimi sumieniami”.
Zygielbojm 12 maja 1943 roku na wieść o klęsce powstania w warszawskim getcie popełnił samobójstwo. Zostawił list do prezydenta i premiera RP.
Chcemy pana wprowadzić do obozu w Bełżcu – taką zaskakującą propozycję złożył Karskiemu na kolejnym, trzecim już spotkaniu Feiner. W obozie miał panować całkowity chaos, strażnicy zaś byli zazwyczaj pijani. Karski miał tam wejść w przebraniu ukraińskiego strażnika. Nazwa Bełżec wcale nie była wówczas powszechnie znana, więcej wiedziano o Treblince i Sobiborze z powodu po części udanych ucieczek więźniów. Jeśli nie do Bełżca, to gdzie Karski pojechał? Wiele wskazuje na Izbicę Lubelską, choć wiele szczegółów jednak nie pasuje. Obszerny i niezmiernie dramatyczny fragment poświęcił Karski załadunkowi 30 wagonów towarowych, które następnie wyruszyły do Bełżca bądź Sobiboru. Niemieccy strażnicy strzelali w tłum, ludzie ławą ruszyli do przodu, krzycząc przeraźliwie. W jednym wagonie upychano nawet 140 osób, w potwornym ścisku. Dodatkową torturą było parujące wapno rozrzucone na podłodze, wielu więźniów dusiło się w czasie drogi. Pociąg odjechał, a esesmani dobijali strzałami z pistoletów pozostałych na peronie rannych.
Przed wyjazdem do Izbicy Karski w ramach przygotowań do wyjazdu odbył wiele ważnych spotkań politycznych. Na dworzec wyruszył prosto z porannej mszy w kościele Świętego Krzyża, gdzie żegnali go najbliżsi przyjaciele z FOP — Zofia Kossak-Szczucka, Witold Bieńkowski, ksiądz Edmund Krauze.
Od momentu dotarcia do Londynu Karski przez następne dwa lata pozostał w służbie dyplomatycznej. Z tego też powodu zapisał się w pamięci pokoleń przede wszystkim nie jako żołnierz powstańczej armii i odważny emisariusz podziemia, lecz jako dyplomata, który wpłynął na bieg toczących się na jego oczach wydarzeń. Tym wydarzeniem była jego misja przekonania wpływowych polityków, a także obywateli państw alianckich, że w Polsce ginie naród żydowski, misja, której oddał się z pełnym poświęceniem. Jej rezonans odczuwany jest do dziś dnia, a sam Karski dzięki swoim zasługom na tym polu stał się ikoną „prawego Europejczyka”, pierwowzorem późniejszych Sprawiedliwych wśród narodów świata nagradzanych od 1960 roku przez izraelski Instytut Yad Vashem prestiżowym medalem.
Oprócz pięciu najważniejszych partii politycznych działających w konspiracji w kraju, Karski był upoważniony również do reprezentowania Frontu Odrodzenia Polski, Bundu „w imieniu całego żydostwa” oraz warszawskiego kleru. W Londynie miał dotrzeć oprócz gen. Sikorskiego do sześciu ministrów, dziewięciorga polityków oraz biskupa Gawliny.
Do Londynu emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego przybył „okryty glorią męczeństwa”, jak wspomina jego przyjaciel jeszcze ze Lwowa Jerzy Lerski. Wicepremierowi Stanisławowi Mikołajczykowi Karski złożył pierwszy ustny raport. Mówił głównie o zagładzie Żydów i konieczności udzielenia im natychmiastowej pomocy. Mikołajczyk zadecydował, że emisariusz potrzebuje kilku tygodni spokoju, by spisać swoje zadania, odpocząć i, co zapewne było najważniejsze, doczekać powrotu gen. Sikorskiego z kolejnej wizyty w USA.
W ciągu miesiąca Karski przygotował „Tajny raport dla gen. W. Sikorskiego, dyktowany w styczniu 1943 roku w czasie jego podróży do USA, Kanady, Meksyku; notowała Walentyna Pacewicz, raport został wręczony p. Kułakowskiemu”. Wspominany raport to obiektywny opis sytuacji politycznej w kraju – już sama jego struktura wskazuje na hierarchię spraw, którymi żyło w tym czasie podziemie – ponadto pokazuje, jaką wagę przykładał Karski do formy tej narracji, chcąc wskazać politykom emigracyjnym optymalne z punktu widzenia kraju metody propagowania sprawy polskiej na arenie międzynarodowej. Odkrywa też dominujący rys jego osobowości: z każdego słowa, każdego zdania raportu przebija duma z osiągnięć polskiej konspiracji, postawy społeczeństwa, siły więzi obywatelskich, wiary w rychłe zwycięstwo nad Niemcami.
Raport otwierają uwagi dotyczące delegata rządu i jego działalności. Karski rozmawiał z Cyrylem Ratajskim co najmniej dwukrotnie. Kolejne zagadnienie dotyczyło „komendanta sił zbrojnych w kraju”. Wszystkie stronnictwa polityczne przekazały za pośrednictwem Karskiego swoje opinie. Karski zaczął od Stronnictwa Narodowego. Stronnictwu Pracy poświęcił tylko jedną stronę raportu. Socjaliści i ich spory zajęły aż osiem stron, z widoczną przewagą uwag o działalności ugrupowania o nazwie Polscy Socjaliści. Stronnictwo Ludowe bez żadnych specjalnych z jego strony starań stało się stronnictwem kluczowym w polskim wachlarzu politycznym, co wydaje się działaczom ludowym całkowicie uzasadnione, gdyż trzon polskiego społeczeństwa, jego najliczniejszą i najbardziej twórczą warstwę, stanowi polski chłop.
W raporcie Karskiego ważne miejsce zajmuje jedenastostronicowe opracowanie pt. Działalność agentur sowieckich na ziemiach polskich (rozdział XVII); Karski będzie tę część raportu intensywnie wykorzystywał podczas pobytu w USA. W pozostałej części raportu Karski pisze przede wszystkim o nasilającym się terrorze okupanta oraz o zmianie nastrojów w kraju – różne grupy społeczne coraz bardziej zdecydowanie żądają przejścia do czynnego oporu i walki partyzanckiej oraz wykazują znaczną radykalizację postaw w kwestiach socjalnych.
Każdy dzień Karskiego w Londynie był wypełniony pracą – przygotowywał swój raport polityczny z kraju, uczestniczył w ważnych spotkaniach politycznych. Według jego zapisków w grudniu, jeszcze przed powrotem gen. Sikorskiego z USA, spotkał się kilkakrotnie z Frankiem Saverym, pracownikiem ambasady angielskiej przy polskim rządzie. Podczas pierwszego spotkania rozmawiali głównie o sprawach wojskowych i o Żydach.
Na początku 1943 r. przyjął Karskiego wreszcie premier Władysław Sikorski w swojej rezydencji w Iver i ostro go przepytywał. W styczniu Karski dostał etat w sekretariacie premiera, wówczas też doszło do pierwszego spotkania z Hieronimem Retingerem, podczas którego wiele dyskutowano o sprawach żydowskich. Retinger przeegzaminował Karskiego z języka angielskiego, zakładając, że będzie prezentował sytuację w kraju politykom alianckim.
Jako pierwszy z ważnych polityków alianckich wysłuchał przygotowanego przez Karskiego komunikatu ambasador angielski przy rządzie emigracyjnym Owen O’Maley, który głównie dopytywał się o stosunki polsko-sowieckie. Kolejnym ważnym rozmówcą był ambasador Stanów Zjednoczonych Anthony Drexel-Biddle (przed wojną ambasador w Polsce). Omawiali głównie sprawy żydowskie i możliwości emigracyjne (ambasador uważał, że USA raczej kwot emigracyjnych dla Żydów nie zwiększy). Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Anthony Eden przyjął Karskiego na przełomie stycznia i lutego (Wood, Jankowski 1996). Eden interesował się organizacjami komunistycznymi działającymi w kraju, a Karski poinformował go, że polskie podziemie obawia się kontaktów z komunistyczną Polską Patrią Robotniczą, gdyż uważa działaczy tej partii za agentów NKWD walczących o 17 republikę sowiecką w miejsce niepodległej Polski. 4 lutego Karski otrzymał od Edena zaproszenie na kolejne spotkanie, tym razem z udziałem lorda Selbourna (Roundell Cecil Palmer), szefa brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE). Selbourn podpytywał o możliwe ustępstwa polskie wobec Sowietów co do przebiegu granicy wschodniej w zamian za ziemie zachodnie, na co usłyszał, że „przywódcy Podziemia wymówiliby posłuszeństwo rządowi i utworzyli tajny rząd w kraju”. Karski wyjaśniał swoim rozmówcom, że Polacy walczą z takim uporem, bo tak im nakazuje tradycja, ale nawet najsilniejsza wola walki nie wystarczy, jeśli zabraknie przywódców, a to może wkrótce nastąpić z powodu znacznego wyniszczenia inteligencji. Rozmawiali też na temat sytuacji Żydów w okupowanej Polsce. Karski mówił o „specjalnej organizacji przy Delegaturze Rządu”, która ma się zająć współpracą z konspiracją żydowską, Selbourne zaś tłumaczył, że żądanie odwetowych nalotów na Niemcy jest nierealne, ponieważ, po pierwsze, takie naloty źle wpłynęłyby na lotników, a po drugie byłyby wodą na młyn niemieckiej propagandy, głoszącej, że wojna światowa została wywołana przez Żydów. Również wykupienie jakichś grup zagrożonych eksterminacją jest niemożliwe, bo po wojnie z pewnością mówiłoby się, że alianci wspierali materialnie Niemców.
W maju 1943 roku zapadła decyzja o wyjeździe Karskiego z misją propagandową do Stanów Zjednoczonych. Od samego początku pobytu w USA stał się Karski główną atrakcją polskiej ambasady. Rolę ambasadora Jana Ciechanowskiego w organizacji swojego pobytu w USA Karski mocno podkreślił już w pierwszym raporcie z 24 lipca 1943 roku – dotarłem do najpoważniejszych ludzi świata administracyjnego, prasowego i dotrę również do świata politycznego. To Jan Ciechanowski, a nie wysyłający go z Londynu, kierujący propagandą minister Kot, określił priorytety wizyty – Karski miał pozyskać sympatię największych osobistości amerykańskiego establishmentu dla okupowanej Polski. Miał opowiedzieć Amerykanom o niemieckim terrorze, którego skala nie ma precedensu w dziejach, wielkim harcie ducha Polaków, wytrwale prowadzonej walce podziemnej i wierności dla rządu emigracyjnego i o tym, że Polacy – jako jedyni w podbitej Europie – zorganizowali Państwo Podziemne. Ale przede wszystkim miał im uświadomić, że zagrożeniem dla polskiej konspiracji jest nie tylko gestapo, ale też rodzimi komuniści wspierani przez sowieckich agentów i dywersantów.
Spotkanie Karskiego z prezydentem USA Franklinem Delano Rooseveltem odbiło się żywym echem w świecie polityki. Reakcje były niezłe, sekretarz stanu Cordell Hull miał chwalić Karskiego przed ambasadorem Ciechanowskim, że wręcz zauroczył prezydenta, który we wszystko mu uwierzył. W całej misji amerykańskiej było to niewątpliwie spotkanie najważniejsze, doszło do niego w środę 28 lipca 1943 roku, w obecności ambasadora Ciechanowskiego (Ibidem). Karski rozmawiał z Rooseveltem godzinę i piętnaście minut, czyli ponad pół godziny dłużej, niż planował prezydent, który spóźnił się z tego powodu na następne spotkanie. Rozmawiali w jego prywatnych apartamentach.
Po wyrażeniu wdzięczności, że prezydent zechciał go osobiście poznać, i zapewnieniu prezydenta, że jest w Polsce postacią znaną i popularną – „jako ten, który będzie i powinien organizować pokój na zasadach sprawiedliwości i ludzkości (human principles) – Karski zaczął odpowiadać na kolejne pytania.W pewnym momencie ambasador Ciechanowski zasugerował, by prezydent pozwolił Karskiemu na dłuższą i bardziej szczegółową wypowiedź na temat struktury polskiej konspiracji. Prezydent do uwag Karskiego odniósł się entuzjastycznie: Nigdy nie przypuszczałbym, że w takich warunkach można stworzyć tak starannie przemyślaną organizację. Chyba tylko Polacy mogli się na to zdobyć. Prezydent dopytywał się, jaką rzeczywistą siłą dysponują oddziały sowieckie działające na ziemiach polskich. Karski mówił o kilku tysiącach osób, i o tym, że łatwo można by je zlikwidować, gdyby nie racja stanu i względy humanitarne. Przeciwny takiej akcji był stanowczo gen. Sikorski, powołując się na przykład jugosłowiański. Następnie Karski referował znaczenie dla życia politycznego w kraju powstania PPR. Żegnając się z prezydentem, Karski zapytał, czy może tę rozmowę powtórzyć w Polsce. Roosevelt wyraził zgodę i życzył mu szczęśliwego powrotu do kraju.
Karski do Waszyngtonu wrócił po turze spotkań z Polonią w Chicago w końcu sierpnia, tu czekał nań już list od ministra Kota, wzywający go do powrotu do Londynu, miano mu tam powierzyć odpowiedzialne stanowisko w Ministerstwie Informacji i Propagandy. W pierwszej połowie września wypłynął do Londynu, gdzie dotarł 19 września.
W stolicy Wielkiej Brytanii nasz bohater przebywał prawie pół roku, nie zachowało się jednak zbyt dużo informacji, czym się tam zajmował. W Londynie najwyraźniej nie wiedziano, co z Karskim zrobić, jak wykorzystać jego talenty. Do kraju nie mógł wracać, gdyż jakiś niemiecki agent doniósł do Europy o jego publicznych wystąpieniach w USA, pisała o tym podobno niemiecka prasa. Otrzymał odmowę na prośbę, by skierować go do wojska, na przykład do szykującego się do walk we Włoszech 2. Korpusu. W samym Londynie na krótko skierowano go ponownie do radiostacji „Świt”, by podtrzymał morale pracowników.
Już w listopadzie zaczęto się zastanawiać czy odesłać go z powrotem do USA. Karski wyruszył ze Szkocji do Stanów z drugą misją 21 lutego 1944 roku. Nie wiadomo, czy Karski już w Anglii zaczął pracować nad Tajnym państwem, czy dopiero w Stanach pod wpływem działalności propagandowej, której się tam poświęcił. W marcu 1944 roku nagrał kilka programów radiowych i przygotował szkice artykułów o polskiej konspiracji i swoich przygodach dla najważniejszych amerykańskich pism – „Washington Post”, „Collier”, „Time” i „Life”. Na przełomie marca i kwietnia nawiązał także kontakt z Emerym Reevesem, agentem literackim, mającym w swoim portfolio edycje pism Winstona Churchilla
i Anthony’ego Edena. Reeves okazał się zainteresowany wydaniem.
Począwszy od maja 1944 roku, przez półtora roku Karski jako autor zapowiadanego, a od listopada faktycznego bestsellera miał ponad 200 wystąpień, na których było łącznie obecnych ponad 150 tys. osób. Pierwsze obszerniejsze fragmenty książki prasa amerykańska –„Collier”, „The American Mercury”, Harper’s Bazaar”, „Life” i „Jewish Forum” – opublikowała we wrześniu. W październiku 1944 roku Tajne państwo wybrano na książkę miesiąca (grudnia), decyzję ogłoszono podczas uroczystego wieczoru w nowojorskim hotelu Waldorf-Astoria. Karski przemawiał wówczas obok aktorki Shirley Temple i kongresmena J. Williama Fulbrighta.
Tajne państwo ukazało się drukiem 28 listopada 1944 roku, cztery dni po ogłoszeniu przez Mikołajczyka dymisji z funkcji szefa rządu. Absolutna większość recenzji, jakie w pierwszych tygodniach zebrała książka Jana Karskiego, była entuzjastyczna, być może po części z powodu fali współczucia dla Polaków – każdy dzień przynosił bowiem coraz to nowe dowody niemieckich, a później także sowieckich zbrodni. Amerykańska opinia publiczna stopniowo dowiadywała się, iż w Teheranie mocarstwa zachodnie oddały Polskę sowieckiemu sojusznikowi w zamian za obietnicę wypowiedzenia wojny Japonii.
Książka rozchodziła się wspaniale, w pierwszych dniach sprzedano 50 tys. egzemplarzy, wydawnictwo zdecydowało się na gigantyczny dodruk – 350 tys. egzemplarzy. Od razu też podpisano umowy na tłumaczenia na francuski, norweski i szwedzki. Sześć miesięcy Karski podróżował po Stanach, promując swoją książkę.
W maju 1945 roku były amerykański ambasador w Niemczech Hugh Wilson pozyskał go do organizowanej przez Herberta Hoovera misji zabezpieczenia dokumentacji akt rządów emigracyjnych działających w Anglii. (Umieszczono je później w nowo powstałym Hoover Institution on War, Revolution and Peace na uniwersytecie Stanforda w Palo Alto w Kalifornii). Karski cztery miesiące spędził w Europie, gdzie przekonał do pomysłu byłych polityków polskich, estońskich i łotewskich. Do Stanów wrócił pod koniec roku 1945.
Karski był z pewnością nietypowym zdemilitaryzowanym żołnierzem sojuszniczej armii, był znaną osobistością, autorem ważnej i nagrodzonej książki, znał wielu wybitnych polityków. Karski chciał jednak przede wszystkim definitywnie zamknąć wojenny rozdział swojego życia, niedawno skończył trzydziestkę i czuł, że wszystko jest jeszcze przed nim. Musiały jednak minąć trzy lata, zanim stanął przed kolejnym życiowym wyborem. Pomocną rękę podał mu ojciec Edmund A. Walsh, kanclerz Wyższej Szkoły Służby Dyplomatycznej na waszyngtońskim uniwersytecie Georgetown. Poznali się w 1943 roku podczas pierwszej amerykańskiej misji Karskiego. Zapamiętał on naszego bohatera nie tylko jako zdeklarowanego antykomunistę, ale i gorliwego katolika, co z pewnością ich do siebie zbliżyło. Niestety uzyskany przed wojną dyplom w Stanach był zupełnie bez wartości, Karski musiał studia zaczynać od nowa. Pozwoliło na to wysokie stypendium i zwolnienie z opłat za studia. W 1953 roku Karski obronił doktorat i rozpoczął pracę na macierzystej uczelni jako początkujący profesor.
Trzydzieści jeden lat, aż do emerytury, Karski był wierny swojej uczelni, wykładał na niej ciągle z trzykrotną przerwą na dłuższe wyjazdy zagraniczne. W 1955 i na przełomie 1966 i 1967 roku objechał na zlecenie Departamentu Stanu kilkanaście państw europejskich, azjatyckich i afrykańskich z turą odczytów o korzyściach płynących z wyboru „amerykańskiej drogi rozwoju”, czyli parlamentarnej demokracji połączonej z liberalizmem ekonomicznym. W swoich antysowieckich poglądach Karski był na tyle konsekwentny, że już jako amerykański obywatel (od 1954 roku) nie odmawiał współpracy ani z FBI (brał udział w kursach poświęconych wojnie psychologicznej), ani z CIA czy Pentagonem. W tej ostatniej instytucji wykładał przez wiele lat regularnie.
W 1954 roku Profesor tłumaczył przed komisją Kongresu Charlesa Kerstena zeznania uciekiniera z komunistycznej Polski pułkownika Urzędu Bezpieczeństwa Józefa Światły, a w 1956 roku przygotował raport na temat działalności węgierskiej sekcji Radia „Wolna Europa”. Problem był ważny, gdyż węgierscy uciekinierzy oskarżyli radio o wzywanie do walki zbrojnej z sowiecką interwencją i obiecywanie amerykańskiej pomocy militarnej. Raport Karskiego miał posłużyć szefowi CIA Allenowi Dullesowi w końcu listopada 1956 roku do odrzucenia tych oskarżeń jako bezpodstawnych.
Ostatnią sprawą, do której Karski bardzo długo nie wracał, była tragedia europejskich Żydów i ich zagłada w latach okupacji hitlerowskiej. Trudno powiedzieć ostatecznie, co o tym w pierwszych powojennych latach zadecydowało, poza oczywistą niechęcią wracania do okupacyjnych koszmarów. Od połowy lat 50. decydujący wpływ musiał odgrywać bliski związek, a od 1965 roku małżeństwo, z Polą Nireńską. Pola wojnę spędziła wprawdzie w Anglii, lecz jej dalsza rodzina została zamordowana w Polsce przez nazistów. Prawdziwy come back Jana Karskiego w powoli rozbudowującą się publiczną przestrzeń badania i upamiętniania Holokaustu wiąże się z Claudem Lanzmannem i jego pracą nad filmem Shoa. Wówczas Karski został ponownie odkryty dla amerykańskiej publiczności. Od tej pory aż do końca lat 90. był honorowym gościem wszystkich ważniejszych amerykańskich spotkań i konferencji dotyczących zagłady europejskich Żydów.
Wystąpienie Karskiego podczas Międzynarodowej Konferencji Oswobodzicieli 26–28 października 1981 roku stało się powszechnie znane dzięki inicjatywie Stephena J. Solarza, kongresmana z Nowego Jorku, który podczas posiedzenia Izby Reprezentantów 15 grudnia 1981 roku wystąpił z apelem: Panie Przewodniczący, zwracam się do pana z prośbą, aby przemówienie dr. Karskiego podczas Konferencji Oswobodzicieli zostało włączone do protokołu z dzisiejszej sesji Izby Reprezentantów. W 1982 roku o naszym bohaterze przypomniał sobie Izrael. W czerwcu zaproszono go z żoną na uroczyste wręczenie medalu Yad Vashem – Sprawiedliwego wśród Narodów Świata – i zasadzenie swojego drzewka oliwnego w parku Yad Vashem w Jerozolimie. Dwanaście lat później do tych zaszczytów doszło honorowe obywatelstwo Izraela.
Polskę Karski odwiedził po raz drugi po wojnie w 1991 roku (pierwszy raz był tu w 1974 r. jako stypendysta Fundacji Fulbrighta) z okazji przyznania mu doktoratu honoris causa przez Uniwersytet Warszawski. Podobny tytuł dostał również w Lublinie. Dwa lata później był w Polsce po raz kolejny, tym razem w delegacji wiceprezydenta USA Alberta Gore na uroczyste obchody powstania w getcie warszawskim. 3 maja 1995 roku prezydent RP odznaczył Jana Karskiego Orderem Orła Białego. Po raz ostatni nasz bohater odwiedził rodzinny kraj w 1999 roku. Promowano wówczas niezmiernie uroczyście na Zamku Królewskim w Warszawie pierwszą polskojęzyczną edycję Tajnego państwa. Wizyty w kraju nie tylko przypomniały Polakom jego zasługi, lecz także przyniosły pewne korzyści dla niego samego. W Warszawie był m.in. na inauguracji prezydenta Kwaśniewskiego i na zaproszenie marszałka sejmu Zycha.
W 2000 roku pisano: W Waszyngtonie odbył się pogrzeb emisariusza Armii Krajowej Jana Karskiego. W Waszyngtonie, w katedrze świętego Mateusza odprawiono mszę żałobną za duszę Jana Karskiego. Jan Karski zmarł w ubiegły czwartek w Waszyngtonie. Miał 86 lat. Żołnierz Armii Krajowej, dyplomata, w czasie wojny emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego starał się jako jeden z pierwszych zwrócić uwagę Zachodu na tragedię Żydów europejskich. We mszy wzięła udział delegacja władz polskich
z ministrem Markiem Siwcem. Prezydent Aleksander Kwaśniewski w liście odczytanym przez ministra Siwca nazwał Karskiego prekursorem walki o prawa człowieka. W czasie mszy odczytano także list prezydenta Stanów Zjednoczonych Billa Clintona, który napisał, że przesłanie Jana Karskiego nie zostanie nigdy zapomniane. Postać zmarłego przypomniał ojciec Leo Donovan, były rektor Uniwersytetu Georgetown. Rabin Michael Berenbaum odmówił żydowską modlitwę za zmarłych. We mszy żałobnej uczestniczył też Marek Edelman — ostatni z żyjących przywódców powstania w getcie warszawskim. Prochy profesora Karskiego spoczęły na cmentarzu Mount Olive w Bethesda pod Waszyngtonem u boku żony, Poli Nireńskiej”.
Tekst ukazał się pierwotnie w 2015 r.
Źródła:
Bartoszewski W., 2010, Środowisko naturalne. Korzenie, spisał M. Komar, Warszawa.
Bieniek J., 1985, 108 rajdów Rysia, Nowy Sącz.
Bułhak W., 2009, Wokół misji Józefa H. Rettingera w kraju, kwiecień-lipiec 1944, „Zeszyty Historyczne”, nr. 168.
Engel D., 1983, An Early Account of Polish Jewry under Nazi and Soviet Occupation Presented to Polish Government-In-Exile, February 1940, „Jewish Social Studies”, nr 45.
Engelking B., Leociak J., 2001, Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście, Warszawa.
Grabowski W., 2003, Polska tajna administracja cywilna 1940–1945, Warszawa.
Grabowski W., 2005, Organy bezpieczeństwa i wymiar sprawiedliwości Polskiego Państwa Podziemnego, Warszawa.
Haska A., 2006, Jestem Żydem, chcę wejść. Hotel Polski w Warszawie 1943, Warszawa.
Karski J., Tajne Państwo, 1999, Warszawa.
Kochanowicz T. 1979, Na wojennej emigracji. Wspomnienia z lat 1942–1944, Warszawa.
Komorowski T., 1985, Armia Podziemna, Londyn.
Korboński S., 1989, Polskie Państwo Podziemne. Przewodnik po Podziemiu z lat 1939–1945, Philadelphia.
Kunert A., 1987–1993, Słownik Biograficzny konspiracji warszawskiej 1939–1944, t. 1–3, Warszawa.
Kunert A., 1997, Rzeczypospolita Walcząca styczeń-grudzień 1940. Kalendarium, Warszawa.
Lerski J., 1989, Emisariusz „Jur”, Warszawa.
Libionka D., 2006, ZWZ-Ak i Delegatura Rządu RP wobec eksterminacji Żydów polskich, w: Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką 1939–1945. Studia i materiały, red. A. Żbikowski, Warszawa.
Libionka D., Weinbaum L., 2011, Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego, Warszawa.
Paczkowski A., 2009, Trzy twarze Józefa Światły. Przyczynek do historii komunizmu w Polsce, Warszawa.
Pomian J., 1990, Józef Retinger. Życie i pamiętniki pioniera jedności europejskiej, Warszawa.
Puławski A., 1999, W obliczu Zgłady. Rząd RP na Uchodźstwie, Delegatura Rządu RP na Kraj, ZWZ-AK wobec deportacji Żydów do obozów zagłady (1941–1942), Lublin.
Raczyński E., 1997, W sojuszniczym Londynie, Londyn.
Ringelblum E., 1983, Kronika getta warszawskiego wrzesień 1939-styczeń 1943, Warszawa.
Tonini C., 2008, Czas nienawiści i czas troski. Zofia Kossak-Szczucka – antysemitka, która ratowała Żydów, Warszawa.
Wood E.T., Jankowski S.M., 1996, Karski. Opowieść o emisariuszu, Kraków – Oświęcim.
Żbikowski A., 2011, Karski, Świat Książki, Warszawa.