Początki polskich i żydowskich Nalewek

Autor: dr Paweł Fijałkowski
Ulica Nalewki znajdowała się w miejscu, przez które przepływała niegdyś niewielka rzeczka Bełcząca, nazywana także Nalewką (Naliwką), ponieważ od średniowiecza pobierano z niej wodę dla mieszkańców Warszawy. Zbudowano tu zbiorniki, które podobnie jak inne urządzenia służące do gromadzenia i czerpania wody, zwano nalewkami. Początkowo wodę noszono i wożono, a później przesyłano do miasta rurociągiem. Z biegiem czasu miano Nalewek zyskała wiodąca wzdłuż rzeczki droga, przy której wraz z rozwojem warszawskich przedmieść zaczęto wznosić domy. Około 1770 r. było ich 23, należały do mieszczan i szlachty, a zamieszkiwali w nich zarówno chrześcijanie jak i Żydzi. W 1778 r. zarejestrowano 36 rodzin żydowskich, liczących w sumie 97 osób.
nalewki_fijałkowski_van_de_poll_3.jpg

Nalewki, ok. 1934 r. Zdjęcie Willema van de Polla, domena publiczna

 

Nalewki należały wówczas do miejsc o nie najlepszej reputacji, w których oferowano różnego rodzaju uciechy. Toteż postrzegano je jako oazę szulerów i rozpustników.

„Że po nocach na podejrzane miejsca, na Grzybów i Nalewki chodzisz, gdzie cnota i poczciwość niezmazaną odbierają plamę“ – stwierdza jeden z bohaterów komedii Dziedzic, granej w Warszawie w latach 70. XVIII w.

W 1792 r. Nalewki zostały włączone w obręb Warszawy, pozostały jednak ulicą położoną na uboczu, charakteryzującą się jeszcze w początkach XIX w. drewnianą, luźną zabudową, typową dla przedmieścia. „Nalewki, jak sięgam pamięcią, z rzadka gdzie drewnianemi dworkami zabudowane były; ulica niebrukowana, pełna na wiosnę i jesień błota i kałuży, ale za to pierś tu oddychała świeżem, wiejskiem powietrzem, bo każdy dworek otaczał mniejszy lub większy ogród owocowy i warzywny; nie brakło w nich bzu i kwiatów, które balsamiczną woń rozlewały“ – pisał folklorysta i historyk Kazimierz Władysław Wójcicki.

Do powyższych słów dodajmy wyjaśnienie, że Nalewki zostały wprawdzie wybrukowane już w 1783 r., ale tylko częściowo. Ponadto wiemy, że znajdowały się tu karczmy i zajazdy, w których zatrzymywali się podróżni przybywający do Warszawy. Bywali w nich także stali mieszkańcy stolicy, a jedni i drudzy wydawali na zabawę przy różnych trunkach sporo pieniędzy. W początkach XIX w. skłoniło to aktora i publicystę Alojzego Żółkowskiego do ułożenia takiej sentencji: „Kto ma w gardle Nalewki, pewno buduje Utratę w kieszeni“. Aby ta gra słów była w pełni zrozumiała dodajmy, że nazwę Utraty nosiła jedna z bardzo wówczas popularnych, podwarszawskich karczem.

Dalszy rozwój Nalewek wiązał się ściśle z obowiązującymi w Warszawie przez dużą część XIX w. przepisami zabraniającymi Żydom mieszkania i prowadzenia działalności gospodarczej w najważniejszych ulicach miasta, a jednocześnie zmuszającymi ich do osiedlania się, zakładania warsztatów i otwierania sklepów w arteriach położonych na uboczu. W efekcie rozwijały się one, koncentrowały znaczną liczbę mieszkańców i odgrywały coraz istotniejszą rolę w życiu gospodarczym miasta. W połowie XIX w. ulice Franciszkańska, Nalewki i Nowiniarska należały do głównych skupisk ludności żydowskiej. W 1852 r. spośród 36 posesji położonych przy Nalewkach 17 należało do Żydów. Niestety, zabudowa całej tej części miasta szybko zagęszczała się, w związku z czym cechował ją zły stan sanitarny. Dużym problemem było przeludnienie mieszkań i wyraźnie widoczne ubóstwo wielu mieszkańców. Powieściopisarz Adam Amilkar Kosiński pozostawił nam taki opis Nalewek i sąsiednich ulic:

„Nie zachodź tu bez potrzeby, ogłusza cię wrzask i szwargot, przywodzą o katar cuchnące wyziewy, szargasz się w błocie, razisz wzrok łachmanami wywieszonemi w tysiącu sklepów i rozwieszonemi na dziesiątku tysiącach chudych, wyżółkłych i chorobą strawionych istotach izraelskiego plemienia“.

Satyryczne, niechętne Żydom obrazy pogranicza ogrodu Krasińskich i Nalewek zapełniały postacie noszące prześmiewcze nazwiska takie jak Apfelgrin, Fiszelkrebs, Geszefter i Hackmesser. Postacie te zostały wykreowane przez dziennikarza i satyryka Zenona Rappaporta, który w 1861 r. w następujący sposób opisał położoną w narożu ogrodu Krasińskich cukiernię z ogródkiem i estradą dla orkiestry:

16.M._Kipnis._Ogro_d_Krasin_skich.jpg
W Ogrodzie Krasińskich.
Fotografia Menachema Kipnisa

„Ogródek ten i cukiernią nazwać by można przysionkiem giełdy, tyle tam jest gwaru, ruchu i spekulacyi, tyle się tam zawiera umów, układów, kontraktów i współek [!]; jednem słowem dość jest powiedzieć, że to jest miejsce zgromadzenia i mniemanego wypoczynku towarzystwa z Nalewek i ulic przyległych“.

Świat zewnętrzny postrzegał koloryt Nalewek w sposób tyleż samo nacechowany uprzedzeniami, co powierzchowny. Zauważano zróżnicowanie majątkowe, aktywność zarobkową i specyficzną obyczajowość ich mieszkańców, ale nie zdawano sobie sprawy z głębi i charakteru tych zjawisk. Tymczasem Nalewki były jednym z najbardziej wyrazistych przykładów wyspowego zróżnicowania kulturowego ówczesnej Warszawy. Od południa sąsiadowały z Tłomackiem, będącym od lat 70. XIX w. duchowym centrum judaizmu postępowego, wokół którego skupiali się asymilujący do polskości członkowie społeczności żydowskiej. Nieopodal znajdowało się Leszno z funkcjonującą od lat 70. XVIII w. parafią ewangelicko-reformowaną, której członkowie pochodzący z różnych rejonów Europy porozumiewali się i modlili po francusku, niemiecku i polsku.

Na Nalewkach rozbrzmiewał głównie język jidysz, ale mówiono tu także po polsku, rosyjsku i w innych językach Imperium Rosyjskiego. Na ulicy tej znajdowała się modlitewnia postępowa, czyli założona w 1852 r. synagoga zwana „Polską“, funkcjonowały modlitewnie ortodoksyjne i chasydzkie. Duchowość Nalewek była bogata i zróżnicowana, a niektóre jej przejawy zostały uchwycone w latach 80. XIX w. przez Henryka Nagla. Wprawdzie opisywał on głównie codzienność tej ulicy, ale napomykał także o obliczu, jakie przybierała w święta:

„Jakkolwiek bądź widok Nalewek prawdziwie jest wspaniały, czy w dzień powszedni, gdy wszystko wre pracą i ruchem, gotuje się i biegnie naprzód, czy bardziej jeszcze — w sabat. Wówczas sklepy zamknięte, turkot ładownych wozów ustał, wszędzie milczenie i spokój. Rankiem powoli, z powagą na ustach i zawiniątkami w ręku, przeciągają szeregi patryjarchów w powrocie z synagogi, a wieczorem, gdy księżyc osrebrzy skwer na Nowolipkach, suną w milczeniu pary pełne biblijnej ekstazy, ciche i takie jakieś powłóczyste, jak gdyby duchy ich przodków z dalekich krain Palestyny...“.

dr Paweł Fijałkowski   historyk, archeolog, pracownik naukowy Żydowskiego Instytutu Historycznego im. E. Ringelbluma. Zajmuje się m.in. dziejami Żydów w okresie staropolskim. Autor m.in. „Warszawska społeczność żydowska w okresie stanisławowskim. 1764-1795. Rozwój w dobie wielkich zmian", współautor „Warsze – Warszawa. Żydzi w historii miasta 1414-2014".