Menu
- Aktualności
- Wydarzenia
- Oneg Szabat
- Zbiory
- Nauka
- Wystawy
- Edukacja
- Wydawnictwo
- Genealogia
- O Instytucie
- Księgarnia na Tłomackiem
- Czasopismo „Tłomackie 3/5"
- Kwartalnik Historii Żydów
11 marca 1968 r. Nagłówek z „Trybuny Ludu" – jeden z artykułów, od których zaczęła się antysemicka nagonka. IPN
Od wojny sześciodniowej do czystki w wojsku
Kampania antysemicka 1968 roku swój właściwy początek miała w roku 1967. Pierwszym impulsem była tak zwana wojna sześciodniowa, trwająca od 5 do 10 czerwca 1967 roku. Podczas tego konfliktu – znanego też jako III wojna izraelsko-arabska – siły izraelskie dokonały uprzedzającego ataku na Syrię, Jordanię i Egipt, zajmując znaczne terytorium, m.in. półwysep Synaj. Wojna zakończyła się triumfem Izraela, korzystającego z pomocy (dostaw uzbrojenia) USA i innych państw bloku zachodniego. Z kolei państwa arabskie współpracowały ze Związkiem Radzieckim, który dostarczał im broń i informacje wywiadowcze oraz szkolił ich oficerów. Rząd PRL na polecenie Moskwy jednostronnie zerwał stosunki dyplomatyczne z Izraelem, podobnie jak większość krajów Układu Warszawskiego.
Jak notuje Michał Głowiński, już w połowie 1967 r. prasa zaczęła atakować Izrael i rzekomo popierających go „syjonistów” – wojna sześciodniowa doczekała się takich określeń, jak „zbrodnicza faszystowska agresja izraelska przeciwko krajom arabskim”[1]. Już 19 czerwca I sekretarz Komitetu Centralnego PZPR Władysław Gomułka stwierdził, że obywatele polscy należący do „syjonistycznych środowisk” mogą opuścić Polskę, oskarżył też osoby pochodzenia żydowskiego o bycie „piątą kolumną” i sympatyzowanie z przeciwnikami socjalizmu.
Wydarzenia z czerwca 1967 r. były początkiem czystki kadrowej w wojsku, której jednym z głównych organizatorów był generał Wojciech Jaruzelski. Jak pisze Tadeusz Pióro, „wielu oficerów żydowskiego pochodzenia nosiło polskie nazwiska i w niektórych wypadkach trzeba było sięgać do odległej przeszłości, by odszukać ich korzenie. Zajmował się tym Departament Kadr wespół z organami kontrwywiadu i okazało się, że był już do tego dobrze przygotowany”[2]. Służbę musiało opuścić około 150-180 oficerów pochodzenia żydowskiego[3] – rozbieżności co do liczby wynikają z tego, że jak w przypadku każdej czystki, usuwano także osoby powiązane z najbardziej „podejrzanymi” i osobistych wrogów. (Wśród zwolnionych byli Michał Friedman, późniejszy tłumacz z hebrajskiego i jidysz, czy Jan Rochwerger, późniejszy wieloletni pracownik ŻIH). Zwolnieni oficerowie otrzymali jednak wysokie emerytury i zachowali przywileje, takie jak służbowe mieszkania[4].
Niemniej, Służba Bezpieczeństwa nadal gromadziła informacje zarówno o osobach, które miały oboje żydowskich rodziców, jak i o osobach mających tylko w ¼ żydowskie pochodzenie. Inwigilowano środowiska kulturalne związane z mniejszością żydowską. Jesienią 1967 r. prasa zaczęła atakować za rzekomy antypolonizm Żydowski Instytut Historyczny, co w 1968 r. omal nie doprowadziło do jego likwidacji.
„Partyzanci” i walka o stanowiska
W latach 60. w partii komunistycznej nasilały się wewnętrzne napięcia. Coraz większa grupa członków partii, przede wszystkim urzędników średniego i niższego szczebla, 30- i 40-latków, nie miała możliwości awansu. Przyczyną było to, że w scentralizowanej gospodarce i państwowych urzędach aparatczycy na kierowniczych stanowiskach zajmowali je aż do śmierci. Do tych niezadowolonych członków partii starał się dotrzeć Mieczysław Moczar, szef MSW.
Moczar, podczas wojny jeden z dowódców Armii Ludowej, budował wokół siebie legendę bohatera walk z Niemcami. W 1964 r. został ministrem spraw wewnętrznych, czyli zwierzchnikiem Służby Bezpieczeństwa. Doprowadził do znacznego rozwoju bezpieki, tworzył też stronnictwo – zwane „partyzantami” – które miało być narzędziem nacisku na Gomułkę, a nawet umożliwić rywalizację z I sekretarzem. Moczar zabiegał o względy sfrustrowanych aparatczyków, byłych żołnierzy Armii Ludowej, a nawet Armii Krajowej. SB wykorzystywał do pozyskiwania współpracowników także dla swojej osobistej inicjatywy politycznej.
Żądza awansu nakładała się na stary podział frakcyjny w partii. Od lat 50. funkcjonowały w niej dwie nieformalne grupy: „natolińczycy”[5], stronnictwo złożone głównie z działaczy o ubogim chłopskim pochodzeniu, niechętnych inteligencji, zwolenników twardej linii i przywrócenia do władzy Gomułki, oraz „puławianie”[6], działacze o bardziej liberalnym kursie, spośród których wielu miało żydowskie i inteligenckie korzenie. W konsekwencji „natolińczycy” zajmowali pozycje antysemickie i antyinteligenckie. Gdy Gomułka wrócił na stanowisko I sekretarza w 1956 r., nieoczekiwanie poparł frakcję „puławian”, dzięki czemu zdobyli oni znaczne wpływy w aparacie władzy, zaś „natolińczycy” zostali zmarginalizowani. „Partyzanci” byli ich „ideowymi” spadkobiercami, ale wywodzili się w większości z kolejnego pokolenia. Na antysemicki profil tej grupy miały wpływ datujące się jeszcze z lat wojny osobiste utarczki Moczara z Leonem Kasmanem, a także z Romanem Zambrowskim, działaczami pochodzenia żydowskiego.
„Oficerów SB i sfrustrowanych aktywistów łączyło wiele: antysemityzm, niechęć do wszystkiego, co w życiu kulturalnym i naukowym uznano za niepolskie, nieufność wobec inteligencji, wreszcie sprzeciw wobec względnej nawet liberalizacji życia politycznego”[7] – pisze Piotr Osęka. Chociaż bardzo trudno określić rzeczywisty zasięg wpływów Moczara, nie można zaprzeczyć, że w latach 60. jego pozycja rosła, jak i znaczenie „partyzantów”. Mówiło się, że Moczar chce zastąpić Gomułkę na stanowisku przywódcy PZPR. Antysemickie czystki w armii i niektórych środowiskach nie mogły jeszcze być silnym impulsem, który pozwoliłby na próbę sił w partyjnym aparacie. Okazja nadarzyła się na początku 1968 roku.
Dziady, „wycieczkowicze”, eskalacja protestów
W listopadzie 1967 r. w Teatrze Narodowym wystawiono Dziady Adama Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka. Spektakl przygotowywany na 50-lecie, jak to oficjalnie nazywała propaganda, „wielkiej socjalistycznej rewolucji październikowej”, szybko zaczął być interpretowany jako wypowiedź antyrosyjska, antyradziecka, a wreszcie wymierzona przeciw komunizmowi. Minister kultury nakazał zaprzestać wystawiania Dziadów – ostatni spektakl miał się odbyć 30 stycznia 1968 r. Tego dnia do teatru przyszły tłumy, widownia stworzyła manifestację niepodległościową. Grupa studentów, tzw. komandosów, protestowała pod pomnikiem Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu.
Manifestacja została rozpędzona przez milicję, uczestników aresztowano i skazano na karę grzywny, przeciw niektórym studentom wszczęto postępowania dyscyplinarne. Studenci skierowali petycję do sejmu, w obronie aresztowanych stanęli m.in. Stefan Kisielewski i Leszek Kołakowski. 29 lutego Związek Literatów Polskich przyjął rezolucję pióra Andrzeja Kijowskiego nawołującą do zniesienia cenzury.
4 marca formalnie ogłoszono usunięcie z UW (z naruszeniem prawa) dwóch „komandosów” – Adama Michnika i Henryka Szlajfera. 8 marca studenci zorganizowali dużą manifestację na dziedzińcu uniwersytetu w obronie relegowanych – została ona rozbita przez milicję, oddziały ORMO (Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej) oraz zwiezionych przez władze autokarami robotników (czy raczej – agentów w cywilnym ubraniu). Michał Głowiński zanotował, że tych ostatnich nazywano „wycieczkowiczami”:
Dnia 8 marca A.D. 1968 w samo południe wjechało na dziedziniec uniwersytecki kilka autokarów z napisami „wycieczka”. Wysiedli z nich panowie w większości w średnim wieku, ubrani najczęściej w skórzane kurtki i kokieteryjne małe kapelusze (…). Najpierw mówili studentom, że są klasą robotniczą, która nie pozwoli…, po jakimś czasie pokazali główne narzędzie swojego działania – pałkę[8].
Od 9 marca protestowano przeciw cenzurze i akcjom milicji także w innych miastach uniwersyteckich – Krakowie, Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu, Łodzi, Lublinie, Szczecinie i Katowicach. Władze stłumiły protesty, ok. 2,5 tysiąca osób aresztowano, niektórych studentów usuwano z uczelni i karnie wcielano do wojska, a ponad 80 osób, m.in. Michnik, Jacek Kuroń, Irena Lasota i Karol Modzelewski, otrzymało wyroki więzienia. Minister szkolnictwa wyższego Henryk Jabłoński usunął z pracy profesorów, którzy poparli protesty – m.in. Kołakowskiego, Bronisława Baczko i Zygmunta Baumana. Represjonowano także pisarzy i innych intelektualistów – Kisielewski został pobity przez „nieznanych sprawców”.
Początek nagonki
Wstrząsem dla władz była skala protestu oraz udział w nich młodzieży, która w oczach PZPR powinna ulegle budować przyszłe kadry. Liderzy protestów, tacy jak Kuroń, Michnik, Lasota i Seweryn Blumsztajn, byli związani z tzw. Hufcem Walterowskim, istniejącym do 1961 r. odłamem komunistycznego harcerstwa. Również innych uczestników protestów – m.in. Jana Lityńskiego, Irenę Grudzińską, Jana Grossa, Józefa Dajczgewanda – łączyło przeważnie żydowskie pochodzenie, nierzadko przynależność do organizacji socjalistycznych (Związek Młodzieży Socjalistycznej, PZPR), pierwszych niezależnych kół studenckich (m.in. Klub Poszukiwaczy Sprzeczności) oraz ośrodków społeczności żydowskiej (Klub „Babel”).
Udział w protestach młodej inteligencji należącej do środowisk komunistycznych godził w wizję PRL jako idealnego państwa i stanowił poważne zagrożenie dla partii, zarówno jako bunt młodego pokolenia, jak i bunt ideologiczny. Dlatego w sposób typowy dla prowokacji i nagonek komunistycznych partia postanowiła zaatakować protestujących na łamach prasy, zarazem zupełnie deformując prawdziwy sens protestów.
11 marca, w poniedziałek, pojawiły się pierwsze – anonimowe – antysemickie artykuły. Tekst pod tytułem Do studentów Uniwersytetu Warszawskiego wydrukowano w „Słowie Powszechnym”, organie Stowarzyszenia Pax, współpracującej z PZPR organizacji katolickiej. Artykuł oskarżał Izrael i Niemcy Zachodnie o dążenie do przerzucenia na Polaków winy za Zagładę Żydów podczas wojny. „Syjoniści” zostali też oskarżeni o zbrodnie stalinowskie. Wymieniono nazwiska rzekomych spiskowców – oprócz osób już zaangażowanych w protesty, takich jak Michnik, Szlajfer, Blumsztajn, Dajczgewand i Grudzińska, wskazano także Romana Zambrowskiego (którego syn Antoni należał do krytyków władzy) i Stefana Staszewskiego, dwóch prominentnych działaczy komunistycznych pochodzenia żydowskiego. W artykule podano też, że rodzice „komandosów” w dużej części pracowali na „odpowiedzialnych” stanowiskach w rządzie i jego organach[9].
„Słowo Powszechne” było drugorzędnym czasopismem, ale drugi anonimowy artykuł opublikowano już w „Trybunie Ludu”, organie prasowym KC PZPR. Tekst miał ton mniej antysemicki, ale również zawierał listę rzekomych winowajców kryzysu politycznego i ich rodziców. Tezę o żydowskim spisku powtórzono także w rozpowszechnianej na UW ulotce Kogo popieracie, przygotowanej przez SB – ponownie padały nazwiska Michnika, Szlajfera, Grudzińskiej, Aleksandra Smolara, Barbary Toruńczyk i innych studentów[10].
Język propagandy marcowej
Michał Głowiński, twórca najbardziej znanych analiz języka Marca 1968, podkreśla, że w ówczesnej propagandzie władz PRL łączyły się „trzy sprzeczne z pozoru żywioły”: „1) język ortodoksji stalinowskiej w jej surowej postaci z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych, 2) język skrajnej prawicy, z typową dla niej metaforyką i wyobrażeniami, przede wszystkim w tym kształcie, w jakim uformował się w końcu lat trzydziestych (…), 3) język prasy brukowej, a więc tradycja pozwalająca stosować w napaściach wszelkiego rodzaju chwyty, uciekać się do taniej sensacji itp.”[11], apelować „do najniższych instynktów”[12].
Okazało się nagle, że komunista i nacjonalista mają sobie wiele do powiedzenia. Powstała nieoczekiwana dla wielu mieszanka dwóch języków, rodzaj deklaratywnego narodowego komunizmu. „Obcy klasowo” – pisze Głowiński – stał się „obcym narodowo”[13].
Osobliwe z dzisiejszego punktu widzenia mogą być elementy stylu brukowego, zastosowane w celu dotarcia z propagandą do masowego odbiorcy. Przykładem było słowo vel, nawiązujące jakby do kroniki kryminalnej, a służące tym razem do ujawniania „prawdziwych nazwisk” osób uznanych za Żydów – np. „Paweł Jasienica vel Leon Lech Beynar”[14]. Nie miało znaczenia, że Jasienica nie miał wcale żydowskiego pochodzenia. Artykuły prasowe zarzucały uczestnikom buntu młodzieży, że mają bogatych rodziców i noszą drogie ubrania z Zachodu, podkreślano ich rzekome ekstrawagancje – np. Ewa Zarzycka rzekomo „specjalizowała się w gaszeniu papierosów w dżemie”[15]. Protestujący mieli jeździć własnymi (drogimi) samochodami, narzekać na PRL mimo możliwości studiowania za granicą, być wiecznymi studentami, mieszkać w najlepszych mieszkaniach, spożywać drogi alkohol, utrzymywać nielegalne kontakty z Zachodem (np. z Radiem Wolna Europa, nazywanym nieraz w propagandzie „Freies Europa”).
Przez kreację wroga starano się doprowadzić do izolacji buntu młodzieży od innych grup społecznych, zwłaszcza od robotników[16] – jak podkreśla Jerzy Eisler, przeciw reżimowi protestowali również robotnicy i uczniowie szkół średnich[17]. Komuniści tworzyli widmo antypolskiego, żydowskiego inteligenta, knującego z Niemcami z RFN (w odróżnieniu od NRD, Niemcy zachodnie były w propagandzie PRL znienawidzone i traktowane jako potencjalny agresor).
Aby udowodnić rzekome poparcie dla swojej polityki, władze partyjne i zakładów pracy zorganizowały w całym kraju w marcu 1968 r. kilkanaście tysięcy tzw. masówek, czyli zebrań komunistycznego „aktywu”, robotników i szeregowych pracowników różnych zakładów pracy. Ludzie nie należący do PZPR byli przymuszani do uczestnictwa w wiecach i zebraniach, na których wyrażano poparcie dla polityki partii, potępiano studentów, inteligentów i „syjonistów”. Spędzonym na wiece wręczano przygotowane wcześniej transparenty z hasłami typu „Niech żyje Władysław Gomułka”, „Syjoniści do Izraela”, „Literaci do pióra, studenci do nauki”, „Niech żyje PZPR”, „Hutnicy stoją wiernie wokół swojej partii”, "Oczyścić partię z syjonistów".
„Zdecydowanie nie wszyscy uczestnicy wieców identyfikowali się z hasłami wypisanymi na wręczanych im transparentach. Na licznych zdjęciach z fabrycznych masówek widzimy przede wszystkim smutne twarze: trochę przestraszone, trochę nieobecne. Co naprawdę myśleli «przedstawiciele klasy robotniczej»?”[18] – pyta Piotr Osęka.
Zachowana z tego okresu korespondencja świadczy według badacza o różnych reakcjach – od zaskoczenia i oburzenia po akceptację propagandy władz. W samej Warszawie odbyło się kilkaset sterowanych odgórnie wieców poparcia. Masówki zorganizowano także np. w wielu kopalniach na Śląsku, a po przewiezieniu uczestników do Katowic 14 marca utworzono 100-tysięczną demonstrację[19], podczas której Edward Gierek atakował „Michników, Szlajferów, Grudzińskich, Grossów i im podobnych”[20].
Antysemickie treści wychodziły najczęściej spod pióra dziennikarzy, którzy wcześniej nie byli szerzej znani. Wśród autorów przodowali Ryszard Gontarz, wieloletni funkcjonariusz UB i SB, Kazimierz Kąkol, ekonomista i redaktor naczelny „Prawa i Życia”, a także Alina Reutt i Zdzisław Andruszkiewicz z „Walki młodych”.
Propagandziści korzystali z najosobliwszych środków. Zdarzało się, że na zebraniach aktywu odczytywano – dodrukowane doraźnie w Łodzi – Protokoły Mędrców Syjonu. Nawiązywano do przedwojennych antysemickich pism księdza Stanisława Trzeciaka. Pojawiały się „relacje” z okresu wojny, które przedstawiały Żydów jako tchórzy i wrogów Polaków, niewdzięcznych nawet wtedy, gdy Polacy ratowali im życie. Odwoływano się do stereotypów o tym, że Żydzi wyzyskują Polaków, nie podejmują się pracy fizycznej, a zajmują wyłącznie stanowiska kierownicze. Obwiniano ich o budowanie światowego spisku, nazywano „stalinistami", „imperialistami", „nacjonalistami" zdradzającymi Polskę dla Izraela, „wykorzenionymi kosmopolitami”. W tym samym tonie atakowano intelektualistów, którzy poparli protest studentów lub znani byli z kontestacji władz, takich jak Antoni Słonimski, Stefan Kisielewski, Paweł Jasienica, Leszek Kołakowski, Zygmunt Bauman – w propagandzie okazywali się oni „pseudotwórcami”, „kosmopolitami”[21].
Chociaż 19 marca, w swoim pierwszym po 8 marca publicznym wystąpieniu Gomułka zdystansował się wobec najostrzejszej propagandy antysemickiej, nagonka nie straciła tempa. Według notatek Głowińskiego, szczególnie intensywnie przez kolejnych kilka miesiący, a potem aż do 1970 r. pisano o „chuliganach syjonistycznych”, „Żydach z Polski” (zamiast „Żydów polskich”)[22], „trockistach” i „podżegaczach młodzieży”[23], „syjonotrockistach”[24]. Najpopularniejszym określeniem obok „syjonistów” byli „wichrzyciele”[25], pojęcie jeszcze z czasów carskich. Propaganda usiłowała przekazać, że protest studentów nie może być oddolny, że musi być kierowany przez jakiś spisek. Chodziło o to, żeby agresywna mowa prasy przeniknęła do języka i wyobrażeń zwykłych ludzi. Jak pisze Osęka, „[m]arcowi propagandyści zręcznie i z niewątpliwym wyczuciem społecznych nastrojów potrafili grać na emocjach i odwoływać się do płaskiej zawiści. Wyczerpująco opisywali utracjuszowski styl życia dygnitarzy i literatów, a zwłaszcza – studenckich kontestatorów”[26].
Propaganda w typowy sposób posługiwała się pojęciami o „płynnej treści”[27], zachęcając zarazem do donoszenia na osoby pochodzenia żydowskiego i ich rzekome przestępstwa.
„Jeszcze tydzień temu byłem obywatelem polskim". Przymusowa emigracja i skutki Marca 1968
Dlaczego władze PRL rozpętały antyżydowską kampanię? U źródeł nagonki – pisze Dariusz Stola – leżały „zarówno racjonalnie zdefiniowane interesy, jak i motywy irracjonalne, połączone z paranoiczną wizją świata”[28]. Czystka wynikała zarówno z pragnienia awansu społecznego, jak i – typowego dla pokonanego obozu (w wojnie sześciodniowej) – przekonania o konieczności tropienia „zdrajców”. Komuniści nie tylko dążyli do zduszenia buntu młodzieży, lecz również obawiali się „wybuchu niepokojów społecznych na tle poziomu życia i warunków pracy”[29] – pod rządami Gomułki miliony Polaków żyły w nędzy. Już w 1970 r. te przewidywania sprawdziły się – po podwyżce cen żywności przed Bożym Narodzeniem robotnicy Wybrzeża rozpoczęli strajki, a ich protest spacyfikowały oddziały milicji i wojska. W rezultacie Gomułka musiał ustąpić ze stanowiska I sekretarza PZPR na rzecz Edwarda Gierka.
Uruchomienie stereotypu „obcego”, przebiegłego i „antypolskiego” Żyda tworzyło wentyl bezpieczeństwa dla rosnącego niezadowolenia społecznego z rządów komunistów. Na licznych wiecach i zebraniach władze wręcz zachęcały do pośredniego krytykowania partii – przez krytykę „syjonistów”. „Polacy mogli po latach lękliwego milczenia mówić o klientelizmie i nepotyzmie w aparacie władzy, krytykować korupcję i arogancję urzędników – nie wszystkich co prawda, bo tylko żydowskich (…)”[30]. Marzec 1968 pozwolił też na czystkę w organach partii i umożliwił awans społeczny tysiącom osób, które zajęły zwolnione przez „syjonistów” stanowiska[31]. Wreszcie nagonka antysemicka stłumiła marzenia o liberalizacji życia politycznego podobnej do tej, której spróbowano w Czechosłowacji, co skończyło się interwencją w tym kraju wojsk Układu Warszawskiego w sierpniu 1968 r.[32]. Jak zauważa Głowiński, pogardliwa formuła o „dajczgewandach” została wkrótce zaadaptowana do mówienia o najbardziej znanych czeskich pisarzach i działaczach wolnościowych z okresu praskiej wiosny: „svitaki, lusztigi, prochazki, vaculiki”[33].
Osoby pochodzenia żydowskiego czy – mówiąc ściślej – uznane za Żydów zmuszano do emigracji. Przed opuszczeniem kraju wręczano im tzw. dokumenty podróży, stwierdzające, że nie są obywatelami polskimi. Deportowano na przykład prawie całą, wtedy największą w Polsce, społeczność żydowską w Łodzi (ok. 2,5 tysiąca osób). Niektóre osoby pochodzenia żydowskiego, jak wybitna aktorka Ida Kamińska, chociaż nie były bezpośrednio represjonowane, w proteście dobrowolnie opuściły kraj. Emigrować musieli też zaangażowani w protesty intelektualiści, m.in. Kołakowski, któremu odebrano prawo publikowania i wykładania.
Ogółem z Polski wyjechało ok. 14-25 tysięcy osób, „całkowicie zasymilowanych Żydów lub Polaków odległego żydowskiego pochodzenia (…). Byli wśród nich bardzo liczni dziennikarze, lekarze, inżynierowie, prawnicy, oficerowie i członkowie elity intelektualnej”[34]. Wyemigrowali, niejednokrotnie z całymi rodzinami, między innymi Aleksander Ford, Jan Kott, Krzysztof Pomian, Adam Bromberg, Alina Margolis-Edelman, Maria Pogonowska, Klara Mirska, Jerzy Toeplitz, Natan Tenenbaum, Łukasz i Maria Hirszowiczowie, Irena Lasota, Józef Dajczgewand. Chociaż nagonka medialna wyczerpała się w połowie 1968 r., emigracje trwały do 1970 r.
Jak wyglądały wyjazdy z Polski? Wspominał Michał Hochman, mieszkający do 1968 r. w Lublinie:
Jak doszło do odnawiania koncesji [na sklep – P.B.] i ojciec dowiedział się, że nic z tego nie będzie i nie będzie miał z czego żyć to zdecydował się wyjechać. Papiery chyba złożone były już w sierpniu. Tata złożył papiery i czekał przez chyba miesiąc. Nic się nie dzieje. I nagle przyszła informacja, że trzeba się zgłosić do wydziału paszportowego po dokumenty podróży. Data wydania była dużo wcześniejsza, czyli kiedy myśmy dostali dokumenty to już zostało chyba tydzień do wyjazdu. Czyli były przetrzymane w Lublinie, żeby dać nam do ręki w ostatniej chwili. No to nagle trzeba było wszystko w pośpiechu likwidować. Dlatego ja musiałem jeszcze zostać dwa tygodnie, bo nie zdążyliśmy. Dobrze, że była taka możliwość. Po otrzymaniu tego dokumentu podróży trzeba było też poświadczyć, ze się zrzeka obywatelstwa polskiego. To okazało się nielegalne, ten ruch ze strony wydziału paszportowego, bo zrzec się tylko można przez radę państwa, oficjalnie. To nie było zrzeczenie się obywatelstwa, tylko był odbiór dokumentów, który był równocześnie tym samym, co zrzeczenie się obywatelstwa, bo ten dokument podróży mówił, że posiadacz niniejszego dokumentu nie jest obywatelem polskim. Czyli tak potem pokazywałem kolegom „Widzisz? Zobacz. Jeszcze tydzień temu byłem obywatelem polskim, a teraz nie jestem”. (…)
Wyjeżdżający musieli przejść upokarzającą „odprawę celną”:
Musieliśmy zrobić listę rzeczy, które wywozimy. Tytuły książek, autorów książek, ilość majtek, skarpetek w sztukach oczywiście. I do tego dochodziło, że jak liczyli ilość skarpetek, napisane było, że dziesięć, a było jedenaście, to mówili „Tu jest dziesięć, a pan wiezie jedenaście par skarpetek”. Była taka popielniczka, która z tyłu miała coś napisane to jakiś numer był 1645. To on tak patrzy i mówi „No tak, to jest antyk 1665 rok”. A mój tata był już tak zdenerwowany, bo widział, że coś kombinują, żeby nam nie pozwolić wyjechać. Tak on wyczuł to, że coś kombinują. Wziął tą popielniczkę i rąbnął o ścianę. Powiedział „Weźcie to sobie, bo mnie to jest niepotrzebne”. Wszystko zbiło. I cały czas podejrzewał, że szukają czegoś, żeby zatrzymać nas. Mama kupowała w Empiku różne reprodukcje, to odrywali te reprodukcje, papiery i patrzyli, co jest za ramkami. To była żenada, koszmar, którego się nigdy nie zapomni. Nie znaleźli nic. Mało tego. Wtedy można było jeszcze wywozić komplet srebrny do pięciu kilogramów. To mieliśmy taki komplet rodzinny chyba na dwanaście osób, to odważyli te pięć kilogramów, no i tam część już nie znalazła się w tym komplecie, bo była powyżej. To odrzucili. To powiedzieli, to jak macie tu jakichś znajomych, to przekażcie znajomym[35].
Władysław Gomułka zdołał utrzymać się przy władzy. Mieczysław Moczar, inspirator czystek, został w lipcu sekretarzem KC, ale jednocześnie przestał być ministrem, co oznaczało de facto utratę wpływów i kontroli nad SB. „Partyzanci” zostali zmarginalizowani. W listopadzie 1968 r. na V Zjeździe PZPR Gomułka z cichym poparciem Moskwy zablokował kandydaturę Moczara do Biura Politycznego KC, doprowadzając do jego marginalizacji. Jednocześnie rosły wpływy Edwarda Gierka, który rok później zastąpił Gomułkę na stanowisku I sekretarza.
Kampania antysemicka Marca 1968 roku zrujnowała opinię Polski za granicą. Jednocześnie stłumiony strajk studentów – połączony z antysemicką nagonką, wymierzoną symbolicznie w liderów protestów takich jak Michnik – miał duży wpływ na powstanie opozycji demokratycznej.
Według historyków, Marzec 1968 pozostaje jednym z najbardziej tajemniczych „polskich miesięcy”. Jego właściwa genealogia pozostaje niejasna, zbyt skomplikowanie przenikają się wątki studenckiego protestu oraz rzutowanej na społeczeństwo walki frakcyjnej w PZPR. Pewne jest, jak pisze Piotr Osęka, że kampania antysemicka była zawczasu przygotowana przez Służbę Bezpieczeństwa, umiejętnie wykorzystującą obecny w polskim społeczeństwie antysemityzm, i kierowana przez rząd PRL[36].
Przypisy:
[1] Artykuł K. Sidora z „Życia Literackiego” nr 25, 1970, za: Michał Głowiński, Marcowe gadanie. Komentarze do słów 1966-1971, Warszawa 1991, s. 221.
[2] Tadeusz Pióro, Czystki w Wojsku Polskim 1967-1968, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego” nr 182, kwiecień-czerwiec 1997, s. 64.
[3] 150 osób według Anki Grupińskiej, źródło: https://sztetl.org.pl/pl/slownik/czystka-antysemicka-w-wojsku-polskim-1967-1968, dostęp 10.03.2021. 180 osób wg Pióro: T. Pióro, dz. cyt., s. 72.
[4] Tamże, s. 73.
[5] Nazwa pochodziła od pałacyku rządowego w warszawskim Natolinie, gdzie dochodziło do spotkań członków tej grupy.
[6] Nazwa pochodziła od luksusowych kamienic przy ul. Puławskiej 24 i 26 w Warszawie, gdzie po wojnie zamieszkali niektórzy najważniejsi działacze komunistyczni i gdzie dochodziło do zebrań obu frakcji.
[7] Piotr Osęka, Marzec ’68, Kraków 2008, s. 31.
[8] M. Głowiński, Marcowe gadanie, dz. cyt., s. 48-49.
[9] Dariusz Stola, Jak i dlaczego kampania marcowa stała się antyżydowska?, w: Społeczność żydowska w PRL przed kampanią antysemicką lat 1967-1968 i po niej, red. Grzegorz Berendt, Warszawa 2009, s. 108-109.
[10] Tamże, s. 110.
[11] M. Głowiński, Figura wroga (o propagandzie marcowej), w: tegoż, Nowomowa i ciągi dalsze, Kraków 2009, s. 93.
[12] M. Głowiński, Marcowe gadanie, dz. cyt., s. 32.
[13] M. Głowiński, Figura wroga, dz. cyt., s. 94.
[14] Tamże.
[15] P. Osęka, dz. cyt., s. 228.
[16] D. Stola, dz. cyt., s. 116.
[17] Jerzy Eisler, Prof. J. Eisler: W Marcu '68 antysemityzm znalazł się w mainstreamie, rozmowę przeprowadził Michał Szukała, https://dzieje.pl/aktualnosci/prof-j-eisler-w-marcu-68-antysemityzm-znalazl-sie-w-mainstreamie, dostęp 10 marca 2021.
[18] P. Osęka, dz. cyt., s. 249.
[19] Kazimierz Miroszewski, Stosunek władz województwa katowickiego do wydarzeń marcowych, w: Sylwester Fertacz, Kazimierz Miroszewski, Marzec 1968 roku w województwie katowickim, Katowice 2009, s. 84; książka dostępna online: https://www.wydawnictwo.us.edu.pl/sites/wydawnictwo.us.edu.pl/files/marzec1968.pdf, Śląska Biblioteka Cyfrowa, dostęp 10.03.2021 r.
[20] P. Osęka, dz. cyt., s. 218.
[21] Tamże, s. 225-237.
[22] M. Głowiński, Marcowe gadanie, dz. cyt., s. 243.
[23] Tamże, s. 223.
[24] Tamże, s. 221.
[25] Tamże, s. 34.
[26] P. Osęka, dz. cyt., s. 228.
[27] M. Głowiński, Marcowe gadanie, dz. cyt., s. 181.
[28] D. Stola, dz. cyt., s. 118.
[29] Tamże, s. 116.
[30] Tamże, s. 117.
[31] Tamże.
[32] Tamże, s. 118.
[33] M. Głowiński, Marcowe gadanie, dz. cyt., s. 36.
[34] Piotr Wróbel, Migracje Żydów polskich. Próba syntezy, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego” nr 186, styczeń-czerwiec 1998, s. 29.
[35] Formalności przy wyjeździe z Polski po wydarzeniach marcowych – Michał Hochman – fragment relacji świadka historii, Relacja mówiona zarejestrowana w ramach Programu Historia Mówiona realizowanego w Ośrodku "Brama Grodzka – Teatr NN" (www.historiamowiona.teatrnn.pl), https://biblioteka.teatrnn.pl/dlibra/publication/38516/edition/37122/content, dostęp 10.03.2021.
[36] P. Osęka, dz. cyt., s. 264-265.