Nad jednym słowem siedzieć całymi dniami. Rozmawiamy z tłumaczami Archiwum Ringelbluma. Część pierwsza

Autor: Anna Majchrowska
W projekt przełożenia na język polski ponad 35 tysięcy stron dokumentów zgromadzonych w Podziemnym Archiwum Getta Warszawy zostało na przestrzeni wielu lat zaangażowanych kilkadziesiąt osób. Efektem ich pracy jest 38-tomowe wydawnictwo dostępne dziś w formie drukowanej i cyfrowej. Z okazji Międzynarodowego Dnia Tłumacza poprosiliśmy tłumaczy, redaktorów i koordynatorów pełnej edycji Archiwum Ringelbluma, aby opowiedzieli o swojej pracy.
penclub.jpeg

dr Katarzyna Person w imieniu zespołu edytorskiego Pełnej Edycji Archiwum Ringelbluma odbiera Nagrodę Edytorską Polskiego Pen Clubu za rok 2016

 

Trzeba to mocno zaznaczyć: przetłumaczenie całego Archiwum Ringelbluma z języków jidysz, hebrajskiego, niemieckiego i in. jest dziełem bezprecedensowym. Jego rozmach, stopień trudności zarówno na poziomie merytorycznym, jak i czysto organizacyjnym, powodują, że mamy do czynienia z przedsięwzięciem translatorskim i edytorskim unikalnym na miarę światową.

Wysiłek ten został doceniony przez szacowne gremia: w 2016 roku zespołowi edytorskiemu została wręczona Nagroda Edytorska Polskiego Pen Clubu im. Juliusza Żuławskiego, w 2017 r. dr Eleonora Bergman i prof. Tadeusz Epsztein zostali laureatami nagrody im. Jana Karskiego i Poli Nireńskiej, a rok później dr Monika Polit otrzymała nagrodę Clio za edycję 31. tomu Pisma Pereca Opoczyńskiego. Wybór ten wydaje się oczywisty. Dzięki ich pracy czytelnicy – nie tylko naukowcy — dostali do rąk jeden z najważniejszych zasobów archiwalnych do dziejów Holokaustu w ogóle, a z całą pewnością do dziejów Holokaustu w Polsce. [1]

Praca ta – z punktu widzenia tłumaczy — była wyjątkowo trudna z kilku powodów. Dokumenty w większości zachowały się jako rękopisy tworzone przez wiele osób – nie tylko stałych współpracowników Emanuela Ringelbluma. Ich odczytanie jest niezwykle uciążliwe ze względu na charakter pisma (często były pisane w pośpiechu, na kiepskim papierze, ołówkiem) oraz zniszczenia, którym uległa pierwsza część Archiwum. To materiały o dużej rozpiętości tematycznej [2], pisane w wielu językach (głównie w jidysz, ale również po polsku, hebrajsku, niemiecku i in.), nawzajem się przenikających, a także w różnych stylach (od mowy potocznej po specjalistyczne teksty religijne). Ich przekład wymaga łączenia licznych kompetencji, nie tylko językowych, wszechstronnych konsultacji i dociekań źródłowych. Jeśli dodamy do tego identyfikowanie osób, miejsc, zdarzeń, rozszyfrowywanie skrótów, szyfrów, otrzymamy wstępną wizję tego, z czym musieli zmierzyć się autorzy tego przedsięwzięcia.

Ale to tylko ogólny obraz. Nałóżmy na to jeszcze ujednolicanie terminologii i przypisów konieczne w przypadku wielotomowego wydawnictwa ukazującego się na przestrzeni kilkudziesięciu lat, a także szybkie tempo prac — pierwszy tom wydano w 1997 roku, a po roku 2012, kiedy projekt otrzymał grant Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki, wychodziło po kilka publikacji rocznie.

Trudno objąć myślą wszystkie zawiłości i trudności towarzyszące tłumaczeniu i wydawaniu kolejnych tomów edycji. Dlatego postanowiłam zapytać tłumaczy, redaktorów i koordynatorów, jak ich praca wyglądała na co dzień, z jakimi konkretnymi wyzwaniami musieli się zmierzyć, na jakie napotykali problemy, jak je rozwiązywali i w końcu: co dało im najwięcej satysfakcji.

Trzeba pamiętać też o tym, że osoby przekładające poszczególne teksty nie są zawodowymi tłumaczami – to naukowcy, wykładowcy akademiccy, literaci, archiwiści, pracownicy Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma, którzy niejednokrotnie swój wkład w ten projekt przypłacali pracą w weekendy, dniami i nocami.

Słuchając ich wypowiedzi – mimo, że dotyczących głównie warsztatu pracy tłumacza — trudno nie ulec pokusie myślenia o członkach Zespołu Edytorskiego jako o kontynuatorach woli twórców Archiwum. Posłużę się tu słowami prof. Jacka Leociaka, który podczas wręczenia Nagrody Edytorskiej Polskiego Pen Clubu, powiedział w laudacji: W moim pojęciu jest to nagroda dla całej tej wielkiej i przez dziesiątki lat pracującej grupy ludzi, którą chciałbym nazwać mianem, jakim Emanuel Ringelblum obdarzył swych współpracowników: „Oneg Szabat był wspólnotą braterską, zakonem braci, którzy na swym sztandarze wypisali gotowość poniesienia najwyższej ofiary i dochowania wierności w służbie społeczeństwa”. (…) Podjęli testament zagrzebany w piwnicy domu na Nowolipkach 68. Lata pracy. Noce i dnie spędzane nad tekstami, aby litery zaczęły przemawiać. I przemówiły. Dziękujemy im za to.

Zespół liczy aż 58 osób — koordynatorów (dr Eleonora Bergman, dr Katarzyna Person, redaktor naukowy prof. Tadeusz Epsztein), tłumaczy zaangażowanych w prace w różnym stopniu: niektórzy przełożyli olbrzymie partie tekstu, inni podjęli wyzwanie przetłumaczenia konkretnych, czasem pojedynczych, materiałów tematycznych. [3] To również wielka praca redaktorska i edytorska, bo przy wydaniu pełnej edycji niejednokrotnie opierano się na starszych przekładach.

_en_Pe_na_edycja_small.jpg

Opowieść tę oddaję Państwu w formie polifonicznej, najpełniej oddającej niuanse tej żmudnej i trudnej pracy, o której jednak każdy z moich rozmówców mówi z błyskiem w oku. Jak się Państwo przekonacie, nie ma w tym sprzeczności.

W rozmowach wyłoniło się kilka obszarów tematycznych i według tego porządku została podzielona ta publikacja. Jej przedmiotem jest przekład Archiwum Ringelbluma na język polski, ale nie zapominajmy, że obecnie trwają prace nad tłumaczeniem angielskim – zostały już wydane 2 tomy, kolejne pojawią się wkrótce. Uznałam jednak, że jest to materiał na kolejną opowieść.

Bardzo dziękuję wszystkim osobom, które zgodziły się poświęcić mi swój czas i uwagę. To były pouczające i niezwykle serdeczne spotkania. Żałuję, że nie udało mi się porozmawiać ze wszystkimi – nie pozwoliły na to terminy i okoliczności. Nie mam również wątpliwości, że mimo wnikliwości i szerokiej palety tematów podjętych przez moich rozmówców, temat nie został wyczerpany.

Anna Majchrowska

 

-------------------------

[1] Feliks Tych w przedmowie do 1. tomu opublikowanego w 1997 roku i w całości przetłumaczonego przez Rutę Sakowską.

[2] Projekt zakładał przetłumaczenie ponad 35 tys. stron dokumentów o dużej rozpiętości tematycznej: relacji, dzienników, wspomnień i testamentów, dokumentów urzędowych, zestawień statystycznych, opracowań naukowych, utworów literackich, prasy getta warszawskiego i biuletynów prasowych, pism religijnych, notatek, sprawozdań, afiszy, ulotek, listów, dokumentów osobistych, ankiet i in. 

[3] Pełna lista tłumaczy znajduje się na końcu artykułu.

 

Pierwsze tłumaczenia powstały po wojnie

Od momentu wydobycia pierwszej części Archiwum nikt nie miał wątpliwości, że dokumenty powinny zostać jak najszybciej opublikowane. Już w 1946 r. pisał o tym m.in. Nachman Blumental, kierownik Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej, a w sprawozdaniu z działalności tejże komisji z 27 września 1947 r. czytamy: „należy przystąpić do opublikowania materiałów z Archiwum Ringelbluma, mających dokumentarne znaczenie”. Już w następnym roku rozpoczęto druk pierwszych dokumentów z kolekcji – notatek Emanuela Ringelbluma. W następnych dekadach prace edytorskie były kontynuowane, głównie na łamach czasopism ŻIH: „Bleter far Geszichte” i „Biuletynu ŻIH”. Ukazało się również kilka pozycji książkowych. W sumie jednak w pierwszych trzech dekadach powojennych opublikowano znikomą część ocalonych dokumentów. Do końca lat 70. ubiegłego wieku nie udało się podjąć szerszych prac na tym polu. Intensywne prace badawcze nad Archiwum Ringelbluma rozpoczęła w latach sześćdziesiątych Ruta Sakowska. [1]

Wasser-notatki-1942-785x1024.jpg [134.32 KB]
Hersz Wasser, Notatki / Archiwum Ringelbluma

Katarzyna Person Pierwsze tłumaczenia powstały po wojnie. Było ich niewiele, ale były bardzo dobre. Robili je ludzie osadzeni w tamtej epoce. Czerpali wiedzę z własnego doświadczenia. Ale dużo też dopowiadali od siebie. Często nie wiadomo, dlaczego rozszyfrowali pewne wyrazy tak, a nie inaczej. Wydając pisma Emanuela Ringelbluma jako podstawę wykorzystaliśmy tłumaczenie Adama Rutkowskiego z lat 60. (ostatecznie opublikowane w 1983 r.).

Joanna Nalewajko-Kulikov W tłumaczeniu Ringelbluma większość pracy wykonała dr Agata Kondrat, porównywała oryginał z wydaniem jidyszowym z lat 60. [2] i z tłumaczeniem Rutkowskiego. Wydanie jidyszowe bardzo nam tutaj pomogło, głównie ze względu na stopień zachowania oryginału i bardzo nieczytelne pismo Ringelbluma.

Monika Polit Pionierami tłumaczeń byli Adam Rutkowski i Ruta Sakowska – znali kontekst, nie musieli się z nikim konsultować ani domyślać wielu rzeczy, które dla nas są – i już pewnie zawsze zostaną — niejasne.

Katarzyna Person Świetnym przykładem pokazującym, jak bardzo to jest złożone, jest Dziennik Abrahama Lewina. Wykorzystujemy tłumaczenie Rutkowskiego z lat 50. jako podstawę, weryfikujemy je, czyli dokładamy fragmenty, które Rutkowski wyciął z różnych powodów oraz dodajemy teksty, które po wojnie zostały wysłane do JIWO przez Hersza Wassera. A z drugiej strony, w tłumaczeniu z lat 50. są dwa duże fragmenty, które zaginęły po wojnie i dziś nie mamy już dostępu do oryginału — musimy oprzeć się na pracy Rutkowskiego.

Lewin-380x1024.jpg [127.92 KB]
„Dziennik” Abrahama Lewina
Archiwum Ringelbluma

 

Nie możemy zapomnieć, że teksty te są cenzurowane na co najmniej trzech poziomach: politycznym, bo sytuacja w Polsce w tym czasie jest dynamiczna, a sytuacja ŻIH niepewna. Mamy tu do czynienia z cenzurą prewencyjną, do jakiej dochodzi w tym czasie we wszystkich instytucjach w Polsce. Cenzura jest związana również z tym, że ŻIH stara się kształtować pamięć Zagłady, postawę społeczności żydowskiej w czasie Zagłady. I to jest bardzo ciekawe, bo jest to inaczej cenzurowane w polskiej wersji, a inaczej w jidysz — trzeba brać to pod uwagę, jeśli chcemy dzisiaj wykorzystać te tłumaczenia. Trzecia warstwa cenzury jest związana z pamięcią wojny w ogóle, nie tylko w Polsce. Mam na myśli kwestie psychologiczne, obyczajowe — to, jak po wojnie pisało się m.in. o doświadczeniu wojny kobiet. Nie jest to wyłącznie sprawa Polski i społeczności żydowskiej, elementy dotyczące seksualności były wycinane zarówno w polskich, jak i w żydowskich dokumentach wszędzie na świecie. Z powojennych tłumaczeń usunięto wiele fragmentów, a jednocześnie ingerencje te nie były niezaznaczane albo zaznaczane jako nieczytelne. Czasem dawano czytelnikowi do zrozumienia, że teksty są ocenzurowane, pisząc np., że są problemy z czytelnością.

Joanna Nalewajko – Kulikov Fragmentów ocenzurowanych było u Ringelbluma mniej, niż by człowiek podświadomie oczekiwał. To też jest ciekawe, że polski przekład był bardziej cenzurowany od wydania jidyszowego. W tym ostatnim są pewne opuszczenia, ale mogą wynikać z pomyłki zecera. W Kronice getta warszawskiego z 1983 r. ocenzurowano np. zdanie o tym, że Witkacy popełnia samobójstwo, kiedy wchodzą Sowieci, natomiast w wydaniu jidyszowym tego nie usunięto. Może dlatego, że jest to dla innego czytelnika?

Agnieszka Żółkiewska Z różnych powodów zmieniało się po wojnie te teksty, nawet najbardziej niewinne jak wiersze, ponieważ niektórzy tłumacze lub redaktorzy nie akceptowali przekazywanej przez nie prawdy. W celu uniknięcia kontrowersji rugowało się z tekstów zbyt brutalne obrazy rzeczywistości gettowej, zbyt mocne sformułowania dotyczące fizjologii czy erotyki. Ale wygładzanie tych tekstów powodowało automatycznie wygładzanie tamtej rzeczywistości. A przecież ona była dużo bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać.

Ringelblum bardzo dbał o to, żeby materiały Archiwum odpowiadały pewnym jego wyśrubowanym standardom. Była powołana specjalna komisja, zespół składający się z kilku osób, które czytały teksty, zanim Ringelblum je zatwierdził i przyjął do Archiwum. W rzeczywistości wiele tekstów przeszło, które dziś są może bardziej kontrowersyjne, niż w tamtym momencie. Ringelblum jednak myślał w innych kategoriach, kategoriach historyka, który chciał oddać tę rzeczywistość jak najbardziej obiektywnie. Getto było jego rzeczywistością, więc nie miał tego problemu, który mieli powojenni historycy Holokaustu, zwłaszcza ci w komunistycznej Polsce i w NRD. Do końca nie wiemy, czy to był ich osobisty problem, czy może raczej problem rzeczywistości politycznej, która wtedy bardzo mocno oddziaływała.

Joanna Nalewajko-Kulikov W przypadku tekstów Ringelbluma tłumaczenie Rutkowskiego brzmi dziś nieco archaicznie, pewnych rzeczy się już nie mówi, bądź mówi inaczej. Agata Kondrat oddała przekład w stanie surowym, tak było ustalone, a ja się zastanawiałam, czy powinno się to jednak podszlifować językowo, czy mam prawo zmieniać język Rutkowskiego, który był z tego samego środowiska, co Ringelblum — polsko-żydowskiej inteligencji. Podejrzewam, że polszczyzna Ringelbluma była bliższa polszczyźnie Rutkowskiego, niż naszej. W końcu doszłam do wniosku, że to tłumaczenie brzmiałoby dzisiaj archaicznie. Gdyby to był tekst oryginału, to co innego. Ale tłumaczenie musi być jasne dla ludzi, którzy czytają tu i teraz. Poza tym tamten przekład był bardzo schrystianizowany, zamiast Pesach była Wielkanoc, zamiast bar micwy — konfirmacja. Dziś się już od tego odchodzi w tłumaczeniach.

--------------------

[1] Tadeusz Epsztein, Pełna edycja dokumentów z Archiwum Ringelbluma, Kwartalnik Historii Żydów, nr 4 (264), grudzień 2017. 

[2] Emanuel Ringelblum, Ksowim fun getto, 1939 -1943, wyd. Idisz Buch, t. I, Warszawa 1961, t. II, Warszawa 1963.

 

Planowanie pełnej edycji

Prace nad pierwszym tomem to połowa lat 90. W 1995 r. Ruta Sakowska opracowała koncepcję podziału dokumentów Archiwum na poszczególne tomy przyszłej edycji. W 1997 r. ukazał się pierwszy tom pełnej edycji, a także w krótkim czasie przygotowano do druku dwa następne. W celu przyspieszenia prac edytorskich Feliks Tych, dyrektor ŻIH od 1996 r., zdecydował o przygotowaniu w pierwszej kolejności nowego inwentarza kolekcji, powierzając to zadanie zespołowi, na czele którego stanął prof. Tadeusz Epsztein. Prace przygotowawcze nad nowym inwentarzem rozpoczęto w końcu 2000 r. Wiosną 2001 r. zostały wprowadzone pierwsze opisy archiwalne dokumentów z pierwszej części Archiwum. W maju 2003 r. zakończono opracowywanie indeksów do inwentarza. W latach 2009–2010 wprowadzono ostatnie dalsze uzupełnienia i poprawki do edycji inwentarza w jęz. polskim. Na początku 2007 r. dyrektorem ŻIH została dr Eleonora Bergman, która przystąpiła do stworzenia nowego zespołu redakcyjnego serii. [1]

 

Tadeusz Epsztein Nie mógłbym się tego podjąć bez pomocy Ruty Sakowskiej. Wiele rzeczy mnie nauczyła, m.in. wprowadziła w tajniki Archiwum Ringelbluma, nauczyła dostrzegać różne problemy w dokumentach, wreszcie zachęciła do opanowania podstaw jidysz. Ona opublikowała niewiele tekstów, gdzie jest podpisana jako tłumacz, ale to jest mylące, bo poprawiała również teksty tłumaczone przez innych. Jej udział w tym jest znaczny.

_en_ARG_1.png

Eleonora Bergman Pierwszy tom pełnej edycji Archiwum Ringelbluma został skomponowany przez dr Rutę Sakowską. To była jej idea, że trzeba zacząć wielotomową edycję od dokumentów, które najsilniej przemawiają do człowieka, czyli od prywatnych listów, mikrohistorii. Drugi tom — dokumenty dotyczące dzieci i tego, co się z nimi działo — też był jej autorskim pomysłem. Materiały do tomu trzeciego wybrał i ułożył prof. (wtedy jeszcze doktor) Andrzej Żbikowski, który był zainteresowany tym, co się działo na Kresach po wybuchu II wojny światowej. Z kolei tom czwarty obejmujący spuściznę Geli Seksztajn, zgodnie ze swoimi zainteresowaniami opracowała Magdalena Tarnowska.

Zrąb nowego inwentarza, nad którym pracował prof. Epsztein, był gotowy w 2000 r. Byłam już wtedy bardzo zaangażowana w te prace i doszłam do wniosku, że dysponując inwentarzem możemy inaczej podejść do planowania pełnej edycji. Początkiem tych prac było przygotowanie tomów terytorialnych (obejmujących dokumenty dotyczące całego terytorium Polski okupowanego przez Niemcy — czyli poza Kresami – Generalne Gubernatorstwo i tereny wcielone do III Rzeszy) przez Martę Janczewską, jeszcze pod okiem Ruty Sakowskiej.

Tadeusz Epsztein Osobą, która mnie wciągnęła do pracy nad pełną edycją była dr Eleonora Bergman. To nasz wspólny projekt. Najtrudniejsze było zorganizowanie siatki tłumaczy. Myśmy mieli z tym wielki problem, mimo że dysponowałem kontaktami do wielu osób, które pomagały w tłumaczeniach z jidysz i hebrajskiego podczas prac nad inwentarzem. Jednak przy opracowaniu dokumentów do inwentarza wystarczały podstawowe informacje, tutaj natomiast potrzebne były porządne przekłady. Naszym filarem była Sara Arm, nie była jednak w stanie przełożyć tak wielkiej liczby dokumentów. Współpracowała z nami cały czas, do końca.

Sara Arm Pierwszy raz usłyszałam o projekcie w Żydowskim Instytucie Historycznym, na korytarzu — to było bardzo dawno temu. Michał Friedman powiedział, że trzeba zacząć tłumaczyć Archiwum Ringelbluma. Wiedziałam, że mało kto w Polsce wie, co to jest. Pomyślałam sobie: ja muszę to tłumaczyć! Będę mogła nareszcie, robić coś, co uważam za bardzo ważne.

Eleonora Bergman W 2007 r. zabraliśmy się z Tadeuszem Epszteinem za planowanie pełnej edycji i zdobywanie na nią pieniędzy, ale już na innej zasadzie – dla materiałów wybranych systematycznie. W tym czasie Inwentarz był w fazie druku w Waszyngtonie. Powstała wtedy tabela obejmująca wszystkie materiały Archiwum Ringelbluma z adnotacją o typie materiału i innymi podstawowymi informacjami. Równocześnie udało się zdobyć pieniądze z Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej — dzięki temu mogliśmy przygotować tomy „terytorialne”. Z kolei dzięki funduszom uzyskanym z Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej mogliśmy podjąć systematyczne tłumaczenia. Te prace toczyły się równolegle. Wtedy też zaczęliśmy szukać tłumaczy, tworzyć bazę osób zaangażowanych w tę edycję. Dzięki temu, że część materiału była już przełożona przez Sarę Arm w ramach współpracy z „Kartą”, tom 5. (Getto warszawskie. Życie codzienne) mógł się ukazać w miarę szybko. Bardzo dla nas szczęśliwym zbiegiem okoliczności było powstanie Polskiego Towarzystwa Studiów Jidyszystycznych. Z tego kręgu pochodzi część naszych tłumaczy, m.in. Joanna Nalewajko-Kulikov, Bella Szwarcman-Czarnota, Agata Kondrat, Agnieszka Żółkiewska, Marek Tuszewicki, Karolina Szymaniak. To był prawdziwy przełom, jeśli chodzi o tłumaczenia — okazało się, że jest cała nowa grupa ludzi, którzy mogą się takich zadań podjąć, w tym także Monika Polit i Marcin Urynowicz. Dodatkowym ułatwieniem było to, że od 2008 r. wszyscy mogli już pracować na dokumentach zeskanowanych. To był fenomenalny zbieg okoliczności. Gdy na początku 2012 roku wystąpiliśmy o pieniądze na pełną edycję w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki, było już wiadomo, że mamy tłumaczy i redaktorów do kolejnych tomów.

Magdalena Siek To była bardzo intensywna praca przez parę lat, bo bardzo szybko szliśmy z tomami. Tłumaczy brakowało, na początku właściwie była tylko Sara Arm. Do redagowanych przeze mnie tomów (8. i 9.) tłumaczenia robiła Sara. Jako że w większości były to rękopisy, dobrze było, aby spojrzała na to jeszcze druga osoba – to pozwala rozwiać wiele wątpliwości, wprowadzić poprawki. Tak zostałam wciągnięta do tego projektu. Pracując nad redakcją swoich dwóch tomów, sprawdzając tłumaczenia Sary i porównując je z oryginałem, zapoznałam się na tyle dobrze z tekstami, że potem również zabrałam się za tłumaczenia dla innych.

Tadeusz Epsztein Goniły nas terminy, bo od samego początku zakładaliśmy pełną edycję. W zaplanowanym tomie musiały znaleźć się wszystkie dokumenty z danego zakresu tematycznego. Głównym problemem były tłumaczenia z jidysz, bo tych dokumentów jest najwięcej. Tłumaczy szukaliśmy w Polsce i za granicą. Wiele osób nie chciało pracować na rękopisach, a my przecież dysponowaliśmy głównie rękopisami bądź maszynopisami, które były zniszczone, wymagały ponadprzeciętnej znajomości języka.

Eleonora Bergman Spośród pracowników ŻIH Piotr Kendziorek tłumaczył teksty niemieckie, Magdalena Siek, która tłumaczyła teksty żydowskie (jidysz), zrobiła ogromną robotę, naprawdę fantastyczną. Tak tworzyła się grupa osób pracujących nad Archiwum. Większość dotrwała do końca w różnych konfiguracjach. Ci sami tłumacze pracując nad kolejnymi tomami musieli się wgłębić w różną problematykę. Bardzo ważna jest nie tylko sama znajomość języka, ale również znajomość realiów. Było po drodze kilka osób, które przetłumaczyły pojedyncze dokumenty, głównie z kręgu PTSJ.

-----------------

[1] Tadeusz Epsztein, Pełna edycja dokumentów z Archiwum Ringelbluma, Kwartalnik Historii Żydów, nr 4 (264), grudzień 2017.

 

Teksty w Archiwum są bardzo różnorodne

Magdalena Siek Teksty w Archiwum są bardzo różnorodne. Literatura piękna, pisma urzędowe, sprawozdania – napisane specyficznym językiem. Nie każdy, kto jest dobrym tłumaczem literatury pięknej, dobrze czuje realia historyczne.

_en_ARG_26.jpg

Marek Tuszewicki Oprócz tekstów literatury wysokiej, bądź aspirującej do wysokiej, mamy w 26. tomie (Utwory literackie z getta warszawskiego) teksty zbierane na ulicach, etnohumor, żarty, piosenki ludowe czy legendy. One wszystkie tworzą osobną kategorię źródła, są niezwykle interesujące ze względu na obraz społeczności zamkniętej w getcie, zwłaszcza grup, które były rzadko dopuszczane do głosu — Żydów ortodoksyjnych, Żydów prostych i nieznających za bardzo języka polskiego. Ich różne przeświadczenia, mity, powiązania symboliczne tego, co przeżywają z ich światem, wyobrażeniami, religią – to są rzeczy niezwykle ciekawe. Robi wrażenie obecność w ich języku faktografii, wydarzeń wojennych, które toczą się równolegle. Ich świadomość bitew rozgrywanych na Dalekim Wschodzie, czy w północnej Afryce, przy jednoczesnym fakcie pozostawania zamkniętymi w dzielnicy w Warszawie może zaskakiwać. Kruszy wizję getta jako miejsca odciętego od świata, kompletnie odseparowanego od rzeczywistości.

Marta Dudzik-Rudkowska Tłumaczyłam przedwojenne podręczniki Kalonimusa Szapiry, cadyka z Piaseczna, przeznaczone dla młodzieży chasydzkiej, która dopiero rozpoczyna swoją mistyczną drogę z judaizmem. Jest to próba uchronienia tej młodzieży przed pokusami zewnętrznymi, przywrócenia duchowości chasydzkiej wymiaru, który będzie do młodych trafiał.

Monika Polit Jestem z Łodzi, zajmuję się badawczo tym tematem, dlatego pierwszy tom, który powstał pod moją redakcją i w moim tłumaczeniu, był poświęcony Żydom łódzkim. Archiwum Ringelbluma gromadziło materiały, które powstały w Łodzi w 1939 r. i na początku 1940 r. Wielu mieszkańców, a właściwie więźniów, getta łódzkiego — przede wszystkim z warstwy urzędniczej, ale też akolitów Mordechaja Rumkowskiego — uciekło do Warszawy i zabrało ze sobą cenne dokumenty z okresu przed i tuż po utworzeniu getta. Są to przede wszystkim teksty zarachowania kancelaryjnego (ogłoszenia), ale również literatura dokumentu osobistego: reportaże, sprawozdania. Interesowało mnie to ze względu na moje prace, więc cel był i praktyczny i holistyczny – chciałam dopełnić wydawnictwa, nad którymi wcześniej pracowałam, wiedzą, której zdobycie umożliwia nam Archiwum Ringelbluma. Tak to się zaczęło.

W przypadku tomu poświęconego Perecowi Opoczyńskiemu było tak, że kilka lat wcześniej na prośbę Barbary Engelking przygotowałam Reportaże Pereca Opoczyńskiego — teksty, które uchodzą za ukoronowanie jego pracy dziennikarskiej i reportażowej. W związku z tym naturalnym było dla koordynatorów pełnej edycji Archiwum, że mogłabym zająć się opracowaniem spuścizny Pereca Opoczyńskiego.

Piotr Kendziorek W tekstach niemieckich miałem do czynienia z oficjalnymi pismami urzędowymi — Niemców, pismami rad żydowskich – i osobistymi – relacjami, listami, bo był taki przepis, że trzeba było listy wysyłać po niemiecku. W przypadku tych drugich występowały dwa typy tekstów: pisane przez osoby niemieckojęzyczne, zwykle Żydów z Niemiec, Austrii, czy z Czech — ludzi dobrze znających i na co dzień posługujących się językiem niemieckim. Były też teksty pisane przez polskich Żydów – korespondencja, podania, pisma urzędowe – w których zdarzały się błędy, problemy z gramatyką, nietypowe konstrukcje, jidyszyzmy.

 

Przyczynek do wielojęzyczności, która komplikuje zadanie tłumacza

Eleonora Bergman W Archiwum Ringelbluma większość dokumentów jest po polsku żydowsku, reszta – po niemiecku i hebrajsku. Ale np. w tomie o Kresach jest również rosyjski, ukraiński, białoruski i to pokazuje pewną specyfikę komunikacji na tych terenach.

Pracą bardzo trudną okazały się przekłady z hebrajskiego, np. przy tłumaczeniu przedwojennych opowiadań Pereca Opoczyńskiego. Otóż większość współczesnych Izraelczyków po prostu ich nie rozumie. Trochę wiemy o tym, jak ewoluował język hebrajski, ale to, że aż do tego stopnia nie potrafią tego języka sprzed kilkudziesięciu lat zrozumieć, to było dla mnie szokujące. Na szczęście pomogli nam przy tym Agnieszka Jawor-Polak, Daria Boniecka-Stępień i Karol Becker.

Tadeusz Epsztein Kolejna sprawa, z której początkowo nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę – jidysz to język bardzo zróżnicowany, złożony z różnego typu dialektów, np. teksty rabina Huberbanda mają równoległą warstwę hebrajską. Słownictwo hebrajskie jest związane z kręgiem kulturowym, w którym on funkcjonował. Takim językiem posługiwały się środowiska religijne, wykształcone. To jest warstwa, której tłumacz znający tylko jidysz, bądź mający jedynie podstawy hebrajskiego, w ogóle nie zrozumie. Bardzo kompetentną tłumaczką jest Ania Ciałowicz, która robiła dla nas Huberbanda i bardzo wiele pracy włożyła w ten przekład. Bardzo ważna była też pomoc Blanki Góreckiej, hebraistki świetnie znającej tę sferę kultury religijnej żydowskiej. Przekład może być poprawny, ale bez komentarzy dużo straci, nie będzie widać tej drugiej, równoległej i bardzo ważnej warstwy.

Do innych tekstów potrzebni byli tłumacze potrafiące wczuć się w język potoczny, pojawiający się często w relacjach. Pani Sara Arm i Ruta Sakowska wychowały się w kulturze jidysz, uczyły się jidysz jako dzieci, miały wyczucie języka. Potrafiły wyciągnąć niuanse. Mówiły: to nie jest to! To zupełnie coś innego! Dla kogoś młodego te rzeczy są nie do wyłowienia. Dużym przedsięwzięciem translatorskim była też prasa.

Kolejny temat to przekłady hebrajskie. Wbrew logice, bo z racji na to, że jest językiem funkcjonującym, powinno być nam łatwiej znaleźć tłumaczy. Tymczasem mieliśmy z tym ogromne problemy. Kilka osób pracowało z nami dłuższy czas, np. Agnieszka Jawor-Polak, która oddała wysokiej klasy tłumaczenie opowiadań Opoczyńskiego. Marta Dudzik-Rudkowska i Regina Gromacka przełożyły tekst niewiarygodnie trudny — pisma rabina Szapiro.

Marta Dudzik-Rudkowska Dla mnie było to ogromne wyzwanie, trudna praca, a jednocześnie bardzo ważna zawodowo. Dzieła Kalonimusa Szapiry są wyjątkowe pod wieloma względami: językowym, literackim, ale też poznawczym. Napisane są hebrajszczyzną rabiniczną, z którą tłumacz współczesnego hebrajskiego rzadko ma do czynienia i która nawet dla współczesnych Izraelczyków bywa niezrozumiała, ponadto pojawiają się fragmenty w jidysz i po aramejsku. Teksty traktują o pojęciach i zjawiskach, które w polskim mikrokosmosie nie występują – mistycyzm żydowski jest nam raczej obcy, więc trzeba szukać nowej formuły na ujęcie tego wszystkiego po polsku. Wiele zawdzięczam profesorowi Maciejowi Tomalowi, który wspierał moją pracę nad tym przekładem.

Agnieszka Żółkiewska Lwia część utworów literackich zamieszczonych w 26. tomie pełnej edycji po raz pierwszy ujrzała światło dzienne i ukazała się w języku polskim. Są to pionierskie tłumaczenia. Tym, co niewątpliwie ułatwiało nam pracę, zwłaszcza w przypadku tekstów jidysz, była bliskość tego języka i polszczyzny. W tekstach młodszych współpracowników Ringelbluma, literatów, polszczyzna pojawia się bardzo często, w zaskakujących miejscach i formach — przede wszystkim jako neologizmy, które nie istniały wcześniej w języku jidysz. Na przykład Skałow – to jest pseudonim prozaika, który nazywał się Lejb Truskałowski – stworzył szereg nowych słów, począwszy od czasowników, takich jak kurczen zich, czyli kurczyć się, po bardziej oczywiste zapożyczenia jak dlonies (dłonie), slojez (słoje). Jego jidysz jest bardzo głęboko zanurzony w polszczyźnie, widać wyraźnie, że te słowna nieuchronnie mu się nasuwały przy pisaniu, że funkcjonował w obu językach.

Przenikanie się tych języków widać także w tak zaskakującym tekście literackim jak Kuplety więzienne – jest on zapisany alfabetem łacińskim w jidysz, ale jeśli się przyjrzymy oryginałowi, widać wtręty polskie. Ten tekst powstał w Gęsiówce, słynnym więzieniu na terenie getta, gdzie spotykali się ludzie różnych języków i ich języki tam się mieszały.

Języki w Archiwum Ringelbluma pojawiają się też w roli komicznej – zabawa jidysz i polskim, relacjami między nimi, pojawia się w komedii Jurandota Miłość szuka mieszkania. W sztuce tej zostały ze sobą skonfrontowane dwie grupy językowe – mówiąca w jidysz i po polsku, i został także przeprowadzony „test” na tej mówiącej po polsku ze znajomości jidysz. Jest to humor językowy, ale specyficznie gettowy. I znowu, żeby go zrozumieć, trzeba znać realia. Bawić się tym tekstem i zrozumieć go w pełni można pod warunkiem znajomości obu języków. Komedia Jurandota jest również niezwykłym świadectwem stosunków panujących w getcie między zasymilowanymi i niezasymilowanymi Żydami.

 

Czytaj drugą część tekstu: Nad jednym słowem siedzieć całymi dniami

Anna Majchrowska