Warszawa to wspaniałe miejsce do spacerowania…

Autor: Anna Majchrowska
Z Agnieszką Kajczyk, Olgą Szymańską i dr. Bartoszem Borysem, edukatorami Żydowskiego Instytutu Historycznego – o letnich spacerach po Warszawie – rozmawia Anna Majchrowska.
spacer1.jpg

 

ŻIH oferuje różnego rodzaju zajęcia edukacyjne: warsztaty, wykłady, oprowadzania, akademie dla nauczycieli, także spacery po Warszawie. Co jest najcenniejszego w tej właśnie formie przekazywania wiedzy?

Agnieszka Kajczyk: Spacer jest jedną z najbardziej atrakcyjnych form edukacji, ponieważ odbywa się w przestrzeni miejskiej. Po II wojnie światowej niemal cała topografia Warszawy została zmieniona i bez pomocy przewodnika ciężko jest dziś uświadomić sobie, gdzie przebiegały dane ulice i stały poszczególne budynki. A my opowiadamy o historii Żydów nie dlatego, że zginęli, tylko dlatego, że tworzyli wielką cywilizację Żydów aszkenazyjskich, a Warszawa przed wojną stanowiła centrum kultury jidysz rezonujące na cały świat. Poprzez spacery przypominamy i uświadamiamy, że to, jak wygląda dzisiejsza Warszawa, jest pokłosiem wydarzeń w przeszłości. To wspaniałe miasto, jeśli chodzi o spacery, bo co chwila „potykamy” się o historię, nie tylko żydowską.

Bartek Borys: W przestrzeni miasta ludzie są u siebie, mieszkają tu dłużej lub krócej, przemierzają ulice, widzą różne budynki, pomniki, ale mogą nie wiedzieć, skąd one się tutaj wzięły, co upamiętniają. Zdobyta w ten sposób wiedza zostaje z ludźmi na dłużej – oni w końcu tą samą drogą idą do pracy, do szkoły czy na spacer. Plusem jest również to, że ludzie są w ruchu – w siedzibie muzeum pojawia się dużo nowej wiedzy ze strony przewodnika, ale nie ma tam zbyt wiele przestrzeni na interakcję. Natomiast w przestrzeni miejskiej łatwiej jest pytać, ta forma jest bardziej interaktywna. I może jeszcze dodatkowa uwaga: zauważyłem – choć to oczywiście duże uogólnienie, że o wiele więcej pytań mają osoby po 40-tce, nie wstydzą się wypowiadać na forum grupy, mają większą orientację, natomiast osoby młodsze, przed 30-tką, pytają indywidualnie, może wstydząc się swojej niewiedzy? Najrzadziej spotykam się z reakcjami ze strony uczniów gimnazjalnych czy licealnych, dla wielu z nich taki spacer jest po prostu kolejnym elementem dnia bądź wizyty w Warszawie.

Olga Szymańska: Spacery są najmniej formalnym spotkaniem z odbiorcą — jesteśmy w stanie nawiązać bezpośredni kontakt z uczestnikami, a oni mają sposobność, by zadawać pytania. Oczywiście podstawowa różnica jest taka, że wychodzimy na zewnątrz — w naszym przypadku w przestrzeń dawnej dzielnicy żydowskiej i getta warszawskiego. Dla nas jest to przede wszystkim praca z pamięcią i wyobraźnią. Opowiadamy o tym, jak wyglądałaby ta dzielnica, gdyby nie wydarzyła się wojna. Osoby, które urodziły się w Warszawie, mają okazję do poznania innej strony swojego miasta, studenci i młodzi ludzie, którzy do stolicy dopiero przyjechali, dowiadują się, czym było miasto, które wybrali na miejsce swoich studiów i prawdopodobnie przyszłej pracy. To pomaga ich tu osadzić, żeby nie czuli się tylko przybyszami z innych miast. Ja też jestem w takiej sytuacji, mieszkam w Warszawie od dziesięciu lat, więc dla mnie to też było nowe odkrycie i teraz cieszę się, że mogę to pokazywać innym.

Trzecia grupa to wycieczki, czyli osoby, które w Warszawie są tylko na chwilę…

spacer3.jpg

 

OS: To są najczęściej grupy szkolne, które kontaktują się z nami i zamawiają konkretny spacer. To najtrudniejsza – moim zdaniem – grupa, ponieważ nie znają nazw ulic w Warszawie, topografii miasta. Chcąc ich osadzić w granicach dzielnicy Północnej, czy w granicach getta, posługujemy się mapami. Nie wiedzą też wiele na temat przedwojennej Warszawy — tu pomocne są zdjęcia, na których można zobaczyć, jak wyglądały pewne budynki, jak toczyło się życie. Z drugiej strony trzeba im oczywiście nakreślić kontekst przedwojennej społeczności żydowskiej w Warszawie, bo bez tego niemożliwe jest opowiadanie o historii getta. Przyjeżdżają tutaj, aby dowiedzieć się o największej społeczności żydowskiej w przedwojennej Europie, drugiej po Nowym Jorku na świecie, społeczności, która oddziaływała, promieniowała na całą Polskę i w której, jak w soczewce, skupiała się cała Polska. Staramy się tłumaczyć, odczarować mity, z którymi mogą się spotykać w mniejszych miastach, np. mit Żyda z pejsami, brodą, ubranego w chałat…

Olga powiedziała, że spacery są najmniej formalną formą przekazywania wiedzy – ma to swoje plusy i minusy…

OS: Wymaga bardzo szczegółowego przygotowania – sprawdzenia trasy, miejsc, w których można się zatrzymać, aby uniknąć, bądź zminimalizować, szum ulicy. Jesteśmy też narażeni na zmienność aury. Minusem jest to, że odbiorcy pozwalają sobie na więcej, może do nas podejść zupełnie przypadkowa osoba i zainicjować niemiłą rozmowę, czy wtrącać swoje uwagi. Niestety zdarzały się takie sytuacje ze strony mieszkańców kamienic na terenie byłego getta. Staram się to jednak przekuć w zaletę. Kiedy jestem z uczniami, rozmawiam z nimi, dlaczego ktoś się tak zachowuje, czy łatwo jest żyć w miejscu, które jest jednym wielkim cmentarzem. Nie uciekam od takich sytuacji, zawsze staram się o tym porozmawiać.

Spacery odbywają się w centrum Warszawy, gdzie jeżdżą samochody, przechodzą ludzie, szczekają psy, a Wy jeszcze mówicie do dużej grupy osób. Musicie skupić ich uwagę, oderwać od tego, co dzieje się dookoła i sprawić, żeby chcieli podążyć za Waszym tokiem myślenia. Spacery po żydowskiej Warszawie to w końcu praca z wyobraźnią…

BB: To zależy od liczebności grupy. Dla grupy powyżej 35 osób jest to trochę bez sensu, nawet ze sprzętem nagłośnieniowym, bo większość nie usłyszy, co mówimy. Ale są takie spacery, np. na cmentarzu na Okopowej, gdzie przestrzeń jest zamknięta i łatwiej utrzymać koncentrację. Niektóre spacery odbywają się wzdłuż cichszych ulic, niektóre z kolei prowadzą np. Aleją Solidarności, gdzie jest o wiele trudniej. Bez względu na okoliczności, 25 to optymalna liczba uczestników spaceru. Inaczej też oprowadza się osoby, które zapisały się na spacer, bo chcą się czegoś dowiedzieć, a inaczej grupy szkolne, czy wycieczki, dla których jest to tylko część całodniowego, intensywnego programu. Ale zawsze dobrze jest mieć mapę i stare zdjęcia – one niezmiennie budzą duże zainteresowanie.

Zdarza się, że przychodzą ludzie już od początku źle nastawieni?

OS: Nie spotykam się z antysemityzmem, za to czasem z dyskryminacją wiekową. Jestem młodą kobietą, nie widać po mnie, że mam spore doświadczenie i wiedzę, więc niektóre osoby od razu kontrują to, co mówię. To jest uciążliwe i męczące, jeśli ktoś próbuje mi udowodnić, że się mylę i łapie mnie za słówka. Za każdym razem reaguje jednak grupa, której też to przeszkadza. Osoby nastawione antysemicko to przypadkowi przechodnie, którzy słyszą, że mówimy o Żydach — ale oni pokrzyczą i w końcu idą sobie, bo też grupa zawsze reaguje. Na spacery przychodzą osoby z własnej woli, poświęcają na to swój wolny czas, więc chcą go spędzić efektywnie.

BB: Często przed spacerem mam takie obawy. Nie spodziewam się co prawda agresji innej niż werbalna, ale prawdę mówiąc, nigdy nie miałem z tym problemów. Podczas spaceru jestem skupiony na pracy — szukaniem bezpiecznej przestrzeni, dbaniem o grupę i zapominam o swoich obawach.

spacer2.jpeg

 

AK: Czasem ktoś ma nam za złe, że opowiadamy tylko o historii społeczności żydowskiej, a nie mówimy o kwestiach związanych z historią polską, np. o Powstaniu Warszawskim. To wynika z tego, że jesteśmy edukatorami Żydowskiego Instytutu Historycznego i o tym nauczamy, natomiast oczywiście pamiętamy o tych wydarzeniach. Czasem, aby zarysować szerszy kontekst historyczny również o nich opowiadamy, ale to nie jest nasz główny temat.

To odwrócę pytanie: co w spacerach jest najcenniejsze dla Was, edukatorów?

AK: Spacery są dla nas zawsze niezwykle satysfakcjonujące. Możemy liczyć na wiele ciekawych pytań ze strony uczestników. One uświadamiają nam, jak ważna jest dla ludzi historia miasta, w którym żyją. To nas bardzo cieszy.

OS: To jest przede wszystkim możliwość zadawania pytań po drodze – ludzie dopytują między jednym i drugim punktem. Jest to bardzo miłe, ale wymaga od nas wysokiego poziomu skupienia. Tworzymy na ten moment jedną grupę osób, które razem spacerują, czyli zamieniamy się w taką nieformalną grupę ludzi, którzy spędzają razem czas. Kiedy są małe grupy, ten dystans zmniejsza się jeszcze bardziej, ludzie nie boją się wtedy zadawać pytań. Najciekawsze jest wchodzenie w nowe dla uczestników miejsca, zwracanie uwagi na rzeczy do tej pory dla nich niewidoczne. Dzięki takiemu spacerowi można zobaczyć miasto oczami osoby, która więcej o nim wie i odkryć coś ciekawego dla siebie.

BB: Poza tym, jest to ciekawy element pracy, przez część dnia siedzimy przy biurku, potem oprowadzamy po wystawie, natomiast wyjście w przestrzeń miejską jest zawsze czymś ekscytującym. Samo przygotowanie się to ciągły proces uczenia – lepsze poznawanie historii, topografii Warszawy obecnej i tej dawnej.

To jest pierwszy impuls do tego, aby pogłębiać tę wiedzę…

OS: Tak, uczestnicy spaceru bardzo często potem podchodzą, pytają o źródła, książki. Odsyłamy ich do Centralnej Biblioteki Judaistycznej i portalu Delet, uświadamiamy, że wszystkie dokumenty są dostępne online i można je obejrzeć po powrocie do domu.

Zdarza się, że dowiadujecie się czegoś nowego od uczestników?

BB: Oczywiście. Pojawiają się pytania, na które nie umiem odpowiedzieć, mogę co najwyżej polecić literaturę przedmiotu. Ktoś dopowiada ciekawostkę, ktoś inny polemikę. Najczęściej są to jednak prośby o doprecyzowanie czy rozwinięcie konkretnego tematu.

Macie swoje ulubione spacery?

OS: To każdy spacer, nad którym pracuję w danym momencie. Przygotowanie spaceru zawsze jest wyzwaniem, trzeba przeczytać kolejne książki, relacje i dokumenty, zmierzyć z historiami, które nie są łatwe i które nie mają szczęśliwego zakończenia. Ogromna wartość tych spacerów polega na tym, że opowiadamy o konkretnych losach, osobach, które znamy głównie dzięki Archiwum Ringelbluma. Wyciąganie poszczególnych historii pomaga zrozumieć dramatyzm życia w getcie. Staramy się przywrócić twarze anonimowym ofiarom i topograficzną pamięć temu miastu.

Moim pierwszym autorskim spacerem była „Nadludzka medycyna” przygotowana dwa lata temu wokół „Marszu Pamięci 22 lipca” dedykowanego służbie zdrowia. To historia bardzo osobista, dotycząca losu kobiet – lekarek, pielęgniarek, które pracowały w getcie. Opowiadam o służbie medycznej w getcie, o różnych wyzwaniach, przed którymi stawano każdego dnia, ale też o kontaktach ze stroną aryjską – szmuglowaniu krwi, szczepionek na tyfus. Jest to spacer dla osób, które są świadome, jak wyglądało życie w dzielnicy zamkniętej. Pytaniem, na które próbuję odpowiedzieć, jest: na czym polegała ta nadludzkość? Punktem wyjściowym przy pracy nad tym spacerem była książka Adiny Blady-Szwajger, dzięki której zrozumiałam clue tej historii: dramaty, wybory ludzi, którzy przysięgali ratować życie, a później podawali truciznę, aby ktoś mógł otrzymać to, co było najcenniejsze w tamtym momencie, czyli śmierć w szpitalnym łóżku.

Jest też spacer na rowerach?

OS: To był mój pomysł, aby pokazać większy teren getta: jego północne granice, czyli Śliską, Sienną, Szpital Dziecięcy Bersohnów i Baumanów, pomnik Korczaka przy PKiN, Umschlagplatz i Pomnik Bohaterów Getta. Na spacerze opowiadam historię getta poprzez biografię Janusza Korczaka. Trasa prowadzi też w okolice siedziby Małego Przeglądu na Nowolipiu, Ogrodu Saskiego, z którym związane było jego dzieciństwo, ul. Bielańskiej, Placu Teatralnego, ul. Miodowej, Krakowskiego Przedmieścia, ostatniej siedziby domu dziecka na ul. Siennej i Jaktorowskiej, czyli domu sierot na dawnej Krochmalnej 92.

Podczas tego spaceru pytam uczniów: z czym wam się kojarzy Korczak? Odpowiadają: poszedł na Umschalgpatz, nie zostawił dzieci. I moim zadaniem jest, aby całą tę historię odwrócić, pokazać, że ten ostateczny wybór został tak naprawdę dokonany wiele lat wcześniej, kiedy postanowił być pedagogiem, lekarzem i poświęcił swoje życie opiece nad dziećmi. Ostatniego aktu nie można odczytywać w oderwaniu od jego biografii.

A spacer na cmentarzu na Okopowej?

OS: Ja go nazywam „wehikułem czasu”. Na cmentarzu zatrzymał się czas. Możemy tam opowiedzieć o zniszczonym mieście, ludziach, którzy zginęli, ale możemy też prześledzić całą historię społeczności żydowskiej w Warszawie. Opowiadamy o osadnictwie na Pradze, historii XVII i XVIII wieku, Ludwiku Zamenhoffie, pokazujemy kwatery Żydów zasymilowanych Wallenbrergów, Kronnenbergów, rozkwicie przemysłu w XIX wieku, żydowskich bankierach, donatorach, instytucjach i organizacjach. Mówimy też o polsko-żydowskiej kulturze: Perecu, An-skim, Ester Rachel Kamińskiej, a także o historii Oneg Szabat w nawiązaniu do wiersza Henryki Łazowertówny „Mały szmugler”. Nie sposób wspomnieć o wszystkim, ale można się w ten wehikuł czasu przenieść. Na cmentarzu historia jest wykuta w kamieniu. Tutaj, w mieście, wszyscy są w ciągłym biegu, a tam wszystko mamy jak na dłoni – postaci, historie.

BB: Najczęściej prowadzę spacery „Impresja o Dzielnicy Północnej” i „Niezatarte ślady getta” – podczas tego drugiego idziemy od ul. Tłomackie wzdłuż dawnej ulicy Leszno do budynku sądów, na ulicę Chłodną i Waliców, gdzie pokazuję kilka ostańców pamiętających czasy getta. Cała ta przestrzeń jest dziś zabudowana nowymi budynkami, ale jest kilka wyjątków, które można przeoczyć i które przypominają nam o przedwojennej żydowskiej Warszawie. Natomiast spacer „Impresja o Dzielnicy Północnej” jest zupełnie inny, gdyż musimy wszystko sobie wyobrazić – idziemy wzdłuż pomników, dawnych ulic, po których zostały np. tylko tory tramwajowe lub nazwa i tam mamy duże pole do wyobraźni. Pokazuję więcej zdjęć, pracuję z mapą, co jeszcze bardziej angażuje uczestników spaceru.

Agnieszka, opowiedz jeszcze o wystawach plenerowych…

Nalewki_male.jpg

 

AK: W 2017 r., w 75. rocznicę akcji Reinhardt, zorganizowaliśmy wystawę plenerową poświęconą Nalewkom, czyli najsłynniejszej przed wojną ulicy żydowskiej. Vis a vis Ogrodu Krasińskich stanęła instalacja „Nalewki. Opowieść o nieistniejącej ulicy”, na której pokazaliśmy, jak ta ulica wyglądała przed i w czasie wojny, gdy znajdowała się w obrębie getta warszawskiego (dodam tylko, że w granicach getta znalazła się tylko część Nalewek), a także jej całkowite zniszczenie po wojnie. Wokół wystawy zorganizowaliśmy cykl spotkań, które zatytułowaliśmy „Niedziele na dawnych Nalewkach”.

Planujecie otwarcie podobnej wystawy plenerowej w najbliższym czasie?

AK: W planach mamy bardzo ciekawy projekt poświęcony ulicy Chłodnej — znanej najbardziej z tego, że podczas wojny Niemcy nad aryjską ulicą Chłodną przerzucili drewniany most dla pieszych łączący tzw. „duże” i „małe” getto. Chcielibyśmy, aby wystawa była poświęcona przede wszystkim historii ulicy w czasie okupacji. Wybierzemy fotografie, które będą pokazywać jej dynamikę, mieszkańców, oczywiście przypomnimy również, jaką funkcję pełniła przed wojną. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że przed 1939 r. Chłodna była bardzo ruchliwą ulicą pełną lokali gastronomicznych, kin, tam kwitło życie kulturalne mieszczaństwa. Podczas wojny zaś na Chłodnej mieszkały osoby na eksponowanych stanowiskach. Ostał się też do dnia dzisiejszego bardzo ważny budynek — kamienica pod numerem 20., gdzie mieszkał Adam Czerniaków, prezes Judenratu.

Wystawę chcielibyśmy otworzyć w przyszłym roku w okresie wiosenno-letnim. Towarzyszyłby jej spacer, który rozpocznie się na ulicy Elektoralnej, a zakończy przy wystawie zlokalizowanej na skwerku na ulicy Chłodnej. Obecnie znajduje się tam instalacja Tomasza Leca przypominająca, że to miejsce było newralgicznym punktem getta warszawskiego.

Podczas obchodów rocznicy buntu więźniów w Treblince oprowadzacie również po terenie byłego niemieckiego obozu zagłady.

BB: Ten spacer jest wyzwaniem, ponieważ na terenie byłego obozu nie ma pozostałości po zabudowaniach. Są jedynie pomniki, które upamiętniają poszczególne elementy obozu, takie jak rampa czy ruszt, na którym kremowano ciała. Uczestnikom spaceru trudno jest uwierzyć, że na przestrzeni 400x600 metrów można było zamordować nawet milion ludzi w ciągu 13 miesięcy. Podczas oprowadzania pokazujemy zdjęcia, ale też dajemy ludziom więcej przestrzeni na refleksję między poszczególnymi punktami. W przestrzeni miejskiej jest bardzo dużo bodźców, tam tych bodźców nie ma – to wszystko bardzo oddziałuje i paradoksalnie intensyfikuje doznania ludzi, którzy są tam po raz pierwszy.

Od 15 lipca rusza wakacyjny cykl spacerów. Czy są wśród nich nowe spacery?

OS: Mamy dwa nowe spacery. Pierwszy z nich zatytułowany „Pisarki, historycy i listonosz. Członkowie grupy Oneg Szabat w przestrzeni getta warszawskiego” został pomyślany jako uzupełnienie naszej wystawy stałej, na której prezentujemy dokumenty z Archiwum Ringelbluma, opowiadamy o losach członków grupy Oneg Szabat. Na spacerze pokazujemy ich przedwojenne biografie, czym się zajmowali, z jakich rodzin i środowisk pochodzili, jakie mieli wykształcenie.

Drugi spacer będzie o Irenie Sendlerowej. Jest to oczywiście ukłon dla najsłynniejszej polskiej Sprawiedliwej w związku z rokiem Ireny Sendlerowej, ale przede wszystkim próba pokazania rzeczywistości, w której przyszło jej funkcjonować. Codzienność życia w getcie, z którą musiała się skonfrontować, miała kluczowy wpływ na zakres pomocy udzielanej Żydom. Opowiadam o siatce osób z wydziału opieki, które współpracowały z Sendlerową, o tym, jaka była fizyczna i psychiczna kondycja Żydów, którzy wychodzili z getta, jak musieli się do tego przygotować, co ich spotykało po stronie aryjskiej. Z drugiej strony staram się odczarować postać Sendlerowej pokazując, z czym ona sama musiała zmierzyć się w życiu prywatnym. Spacer jest próbą spojrzenia na temat ratowania Żydów przez pryzmat konkretnych sytuacji i osób, indywidualnych decyzji, wyborów – z jednej strony ludzi, którzy zastanawiali się, czy oddać dziecko, z drugiej tych, którzy przeprowadzali dzieci. A także, z jakimi sytuacjami musiały się mierzyć polskie rodziny, które ratowały. Moim celem jest umieszczenie Sprawiedliwych w kontekście getta i okupacji.

Kr_l_Dawid_Konferencja_Program-v5-page-002.jpg

 

Jaki jest przepis na udany spacer?

OS: Podczas przygotowania spaceru musimy tak rozplanować narrację, aby była spójna, logiczna i równomiernie rozłożona. Wyzwaniem dla nas jest to, że są to tematy nieobecne w dyskursie publicznym. Na spacery otwarte przychodzą przede wszystkim mieszkańcy Warszawy, którzy później podchodzą i – to jest zawsze bardzo miłe — mówią: bardzo pani dziękuję, ja się urodziłam tutaj, czy mieszkam trzy ulice dalej, ale nie miałam pojęcia, że coś takiego się wydarzyło.

BB: Spacery edukacyjne są świetną okazją, aby się czegoś dowiedzieć o mieście. Sam często korzystam podczas podróży z free walking tours. Spacer daje szansę na dialog, interakcję z osobą, która oprowadza.

AK: Podczas konstruowaniu spaceru należy wziąć pod uwagę dwa aspekty: topografię miasta – trasa musi być tak wyznaczona, aby była możliwa do przejścia przez większą grupę osób i musi mieć optymalną długość. A druga rzecz to korpus źródeł, z których korzystamy. Nie chcemy mówić rzeczy oczywistych, dlatego prócz podstawowej literatury przedmiotu czytamy literaturę wspomnieniową, dokumenty osobiste itp., szukamy ciekawostek i na ich podstawie budujemy jak najciekawszą narrację. Posługujemy się mapami, zdjęciami pokazującymi, jak poszczególne ulice, budynki i ludzie wyglądali przed wojną i w czasie wojny – w momencie funkcjonowania getta warszawskiego. Bardzo cenne jest, że w Żydowskim Instytucie Historycznym pracuje wielu wybitnych ekspertów — varsavianistów, jidyszystów, specjalistów od tematów dotyczących Zagłady – dzięki temu na bieżąco konsultujemy z nimi różne kwestie. Mamy też na miejscu bardzo bogate archiwum i zasoby biblioteczne. A przepis na spacer? To wszystko, co przed chwilą powiedziałam plus nasza wytrwałość, chęć pracy i pasja.

 

Dział edukacji oferuje dwa rodzaje spacerów: otwarte (np. cykl spacerów letnich, spacery w ramach Festiwalu Singera, Festiwalu Nauki) i spacery dla szkół, które można zamówić z dwutygodniowym wyprzedzeniem pisząc na adres edukacja@jhi.pl.

W najbliższych miesiącach zapraszamy na Cykl Letnich Spacerów ŻIH „Odkryj żydowską Warszawę“!

Zapraszamy również na spacery wirtualne na naszej stronie internetowej pod adresem: http://spacery.jhi.pl.

 

 

 



Anna Majchrowska