Żyd, który zburzył świątynię?

Autor: Zuzanna Benesz-Goldfinger
Kolejna część cyklu „Ilustracje Izaaka Celnikiera do opowiadań Abrahama Rajzena” autorstwa Zuzanny Benesz-Goldfinger z Działu Sztuki ŻIH.
Z_yd__kto_ry_zburzy__s_wia_tynie_.png

 

W kolekcji muzeum ŻIH znajduje się zbiór kilkudziesięciu rysunków autorstwa Izaaka Celnikiera z drugiej połowy lat pięćdziesiątych XX wieku. Prace zostały zatytułowane opisowo przez kustoszy działu sztuki, ponieważ w chwili ich przekazania przez spadkobierców nieznana była ich proweniencja czy tytuły. Dzięki informacjom zawartym w spuściźnie pierwszych kuratorów muzeum ŻIH, Józefa i Ernestyny Sandlów, udało się ustalić proweniencję niektórych rysunków. Są to szkice do ilustracji opowiadań Abrahama Rajzena (1876–1953) opublikowanych przez wydawnictwo „Idysz Buch” po śmierci pisarza w 1957 r. pod zbiorczym tytułem Ojsgewejłte werk (jid. Dzieła wybrane). Opowiadania te nigdy nie zostały w całości przetłumaczone na język polski. Pozostający w zbiorach ŻIH rysunek do opowiadania Der jid wos hot chorew gemacht dem templ (jid. Żyd, który zburzył świątynię) został opublikowany w części książki zatytułowanej Nowele nowojorskie. Nowele te były wydane po raz pierwszy w 1929 r.

_en_Z_yd__kto_ry_zburzy__s_wia_tynie_.png

 

 

Wykonany piórkiem, swobodnie improwizowany portret mężczyzny budują kontrastowe linie. Delikatny rysunek samej postaci odróżnia się intensywnością od wyrazistych plam tuszu akcentujących głównie przedmioty kultu religijnego.

Ten starszy, brodaty mężczyzna przytrzymuje narzucony na ramiona tałes, który można rozpoznać po charakterystycznych, ciemnych pasach. Na czole artysta zasugerował obecność tefilin. [1] Drugiego pudełeczka, mocowanego na lewym ramieniu, nie widać, zapewne zakrywa je szal modlitewny. Mężczyzna ma skupiony wyraz twarzy, być może przygotowuje się do modlitwy będącej w judaizmie odpowiednikiem ofiary składanej niegdyś w Świątyni Jerozolimskiej.

Naraz odczytujemy tytuł rysunku i już nic się nie zgadza. Żyd, który zburzył świątynię? Obraz i jego tytuł wydają się stać w sprzeczności, podobnie jak skontrastowane linie rysunku nakładane z różną intensywnością. Dlaczego ten pobożny Żyd miałby burzyć świątynię? Przedstawiona postać z pewnością odwołuje nas do przeszłości, ale jak dalekiej?

Jedna z interpretacji odnosi się do czasów Zagłady, wszak wiadomo, że rysunek Celnikiera powstał po II wojnie światowej. Przedstawiony na rysunku mężczyzna, choć ubrany jak religijny Żyd z czasów dwudziestolecia wojennego, czuje się skrępowany, a nawet nieswój. Tałes służy mu do zakrycia swojego nagiego, umęczonego ciała. O jego przeżyciach świadczą zaznaczone przez artystę cienie pod oczami. Choć przygotowuje się do modlitwy, przemożnie odczuwa zerwanie ciągłości tradycji wywołane tragedią Szoa.

Kiedy jednak zestawimy tytuł opowiadania z wizerunkiem mężczyzny naszkicowanym przez Celnikiera, pojawiają się również skojarzenia ze starożytnością. Można przypuszczać, że gdyby artysta narysował całą postać, mężczyzna miałby na nogach sandały. Sens dotyczący Zagłady jest więc wynikiem wkładu artysty, który w dramatycznych okolicznościach przeżył II wojnę światową.

W chwili pisania opowiadania Abraham Rajzen nie mógł mieć na myśli czasów Szoa, jako że Nowele nowojorskie ukazały się po raz pierwszy pod koniec lat dwudziestych XX w. [2] Tytuł opowiadania zdaje się odnosić czytelnika do znacznie dawniejszych wydarzeń z historii narodu żydowskiego, chociaż treść opowiadania koncentruje się na współczesnej problematyce asymilacji wynikłej z życia w diasporze, pośród chrześcijan. Pomiędzy tytułem opowiadania i jego treścią zachodzi dysonans. Mamy więc do czynienia z alegorią.

Być może ten metaforyczny tytuł odnosi się do Jezusa z Nazaretu i szerzej – chrześcijaństwa, które stawiając swój fundament na judaizmie niejako burzyło wcześniejszy porządek? To właśnie na czas kształtowania się chrześcijaństwa przypada jedno z najdramatyczniejszych wydarzeń w historii narodu żydowskiego. Dokonane przez pogan zburzenie drugiej Świątyni Jerozolimskiej pod wodzą późniejszego cesarza Tytusa Flawiusza w 70 r. n. e., zadecydowało o rozproszeniu Żydów po całym ówczesnym świecie. W konsekwencji zburzenia Świątyni i przymusowego opuszczenia Jerozolimy Żydzi zaprzestali składania ofiar. Zastąpiła je modlitwa. Bibliści wskazują, że do ostatecznego rozłamu pomiędzy judaizmem a chrześcijaństwem doszło dopiero wtedy, gdy w szeregi chrześcijan zaczęto przyjmować na tych samych zasadach pogan i Żydów. [3] Frakcja judeochrześcijan zalecała nadal przestrzeganie zasad Tory ze szczególnym zaleceniem świętowania szabatu i obowiązku obrzezania chrześcijan wyznających wcześniej kulty pogańskie (Dz 15,1). W czasie soboru jerozolimskiego ostatecznie uznano jednak, że w łonie Kościoła zbawienie wiernych pochodzenia pogańskiego i żydowskiego opiera się tylko i wyłącznie na łasce Jezusa. Dla Żydów to zrównanie ich statusu ze statusem pogan było niemożliwe do przyjęcia.

Powróćmy do portretu mężczyzny przedstawionego w modlitewnym skupieniu. Sam akt odmawiania modlitwy zastępujący złożenie ofiary w Świątyni przypomina o jej zburzeniu.

W opowiadaniu pobrzmiewa spór o to, czy w warunkach współczesnej diaspory, tytułowej świątyni bliżej jest do synagogi, czy do amerykańskiej temple przeznaczonej dla chrześcijan różnych obrządków. Metaforycznym burzeniem świątyni zdają się być próby zatarcia różnicy pomiędzy (S-)synagogą a (K-)kościołem, tak w sensie architektonicznym, jak i teologicznym. Na końcu nie wiadomo czy tym, który burzy świątynię, jest tradycyjny, ortodoksyjny Żyd modlący się w nowoczesnej, amerykańskiej temple, czy może zasymilowani Żydzi, którzy oddalili się od ortodoksji. W finale autor opowiadania z dużą dozą humoru opisuje powrót zasad funkcjonowania tradycyjnej synagogi w żydowsko-amerykańskiej temple i obronę jej odrębności.

Swoistym językiem ezopowym w opowiadaniu Rajzena jest przywołanie modlitwy Alejnu leszabeach (winniśmy chwalić). Jej interpretatorzy doszukiwali się w części Al ken nekawe (dlatego mamy nadzieję) krytyki chrześcijan, którzy z punktu widzenia Żydów zbyt ochoczo przyjmowali w swoje szeregi pogan, a więc bałwochwalców, zwalniając ich z zasad wynikających z nakazów Tory (zob. dalsze przypisy).

 

 

 

 

Abraham Rajzen, Żyd, który zburzył świątynię

W małej village [4], gdzie znalazłem się na wakacjach, moim sąsiadem był pewien amerykański obywatel, pan Henry Rose. Jego dom stał tuż obok mojego hotelu. Pan Rose mieszka tu już od dobrych kilku lat i ma dużo wolnego czasu. Co prawda nie z każdym ma ochotę ten czas spędzać. Jest bardzo dumny ze swojej amerykańskości. Zna niemal na pamięć tekst amerykańskiej konstytucji, zna imiona wszystkich senatorów oraz szacownych, republikańskich kongresmenów i nawet podczas rozmowy w cztery oczy używa wobec nich tytułu honorable. [5]

 

Oczywiście bardzo ceni Amerykę i o amerykańskich instytucjach nie pozwoli powiedzieć złego słowa. Na szczęście panu Henry’emu Rose’owi łatwiej jest jeszcze mówić w jidysz niż po angielsku, dlatego rozmawia ze mną w mame-loszn. [6] Jednak jeśli rozmowa odbywa się na zewnątrz i akurat tak się zdarzy, że obok przechodzi „prawdziwy” Amerykanin, pan Rose przerywa rozmowę i wita się bezbłędną angielszczyzną: „How do you do Mr. Nelson! Very nice day… but maybe will rain later” [7]. Wypowiedziawszy tę kwestię i otrzymawszy od „prawdziwego” Amerykanina potwierdzenie: „Yes, maybe” [8], zwraca się z powrotem do mnie w jidysz i wyjaśnia mi, kim jest ów przechodzień i jaką przyjaźnią się darzą. Opowiada mi, że żyje bardzo dobrze z Amerykanami. To są bardzo przyzwoici ludzie i szepcząc mi na ucho, mówi „znacznie lepsi niż nasi Żydzi…”.

 

Gdyby ktoś, nie daj Boże, pomyślał, że pan Henry Rose jest antysemitą, to muszę go prędko wyprowadzić z błędu. Przeciwnie, jest on filosemitą, ale właśnie mimo swojej miłości do Żydów potrafi dostrzec ich wady. Przede wszystkim problemem jest to, że tak trudno się amerykanizują… „Z wielkim trudem!” wzdycha i rzeczywiście widać, że kosztuje go to dużo zdrowia. Proszę go zatem o przykład, bo mi się zdaje, że Żydzi z village są już wręcz za bardzo zamerykanizowani. Wtedy to opowiada mi historię o temple. [9]

W village zebrało się kilkadziesiąt rodzin żydowskich, które ustaliły, że trzeba wygospodarować przestrzeń na gotesdinst. [10] Ci, którzy tam uczęszczają, nie muszą być zbyt pobożni, ale nie wypadałoby wobec gojów nie mieć własnej świątyni. Oni mają swój kościół, to i my będziemy mieć swój. Oczywiście Henry Rose nie mówi o klojzie [11], takim, jak tam –
w Europe ale o małej tempele – świątynce. Zamiast chazana [12] będzie śpiewał tam kantor, a zamiast rebego – będzie modlił się rabbi, i tak dalej [13]. Kupiono zatem kawałek placu od ważnego, amerykańskiego obywatela, który na cele żydowskiego church sprzedał teren bardzo tanio. Wybudowano małą, ładną świątynię. Z zewnątrz wyglądała zupełnie jak „ich” amerykańska świątynia, jednak wewnątrz urządzono ją jak synagogę. Tylko pan Rose nazywał ją temple – pamiętał, że takiego określenia używało się w wyższych sferach dużych europejskich miast.

 

– Jaka jest różnica między temple a klojz? – pyta mnie Henry Rose i zaraz sam odpowiada: – W klojzie wszyscy modlą się na głos, a w temple zostawia się to kantorowi. Zgromadzenie albo milczy, albo, jeżeli ktoś nie chce całkiem polegać na kantorze, śpiewa razem z nim, ale cicho, żeby nie powstał harmider.

I tak było w naszej temple przez parę dobrych lat. Obawiano się podczas nabożeństw otworzyć usta. Nie wypada, to w końcu jest świątynia… Jednak pewnego pięknego lata przybywa do village Żyd z brodą – taką, jak u „prawdziwych”, europejskich Żydów. Osiedla się w village
i otwiera stationery. [14] Nie jest obywatelem, ale mieszkańcem, rozumiecie? Już ja rozumiem, że ten Żyd nie przyniesie nam szacunku. Cóż, broda jak broda, prawdziwi jankesi też noszą brody, ale te ich brody są bardziej szacowne…

 

No, ale co potem? Tenże Żyd przychodzi do temple. Na próżno byłoby go pytać o różnicę między świątynią a synagogą… Kantor zaczyna swój śpiew, a ten Żyd rusza z takim nigunem [15], jakim niegdyś śpiewano w Ejszyszkach. [16] – Zrobiło mi się ciemno przed oczami – opowiada pan Rose – on burzy świątynię! Podchodzę do niego po nabożeństwie i zwracam mu grzecznie uwagę w jidysz: – Mister – mówię – to jest świątynia, nie besmedresz…[17] Tu nie ma zwyczaju głośno się modlić. On się uśmiecha i odpowiada: – Skoro w Ameryce można zrobić church z synagogi, to tym bardziej ze świątyni – besmedresz.

I sądzicie, że tego nie zrobił? Taką już miał w sobie siłę, gdy ruszał ze swoim domowym nigunem borech szeumar [18], że najpierw w jednych budziła się chęć, potem w trzecich i w czwartych; najpierw ostrożnie, trochę ciszej, potem głośniej i głośniej, aż doszło do Halelujes i Kriszme [19] i zrobiło się zawodzenie jak w prawdziwym besmedresz. Podczas chazures haszac [20] nawet kantor się zapomniał, że powinien był czytać z modlitewnika Sulzera [21] i ruszył na domowy sposób z nigunem.

 

I tak skończyła się świątynia, wszyscy modlą się jak w domu, krzyczą, kiwają się, a przy Alejnu [22] nawet spluwają…

 

 

Opracowanie:

Tłumaczenie z języka jidysz na potrzeby niniejszej publikacji: Magdalena Wójcik.

Analiza i opracowanie: Zuzanna Benesz-Goldfinger.

Konsultacje: dr Magdalena Bendowska, prof. Jan Doktór, Anna Duńczyk-Szulc, Michał Krasicki, rabin Samuel Rosenberg.

Korekta: Marta Wojas.

Czytaj także: Zuzanna Benesz-Goldfinger, Dwie czy trzy matki?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przypisy:

[1] Tefilin (hebr.), tfiłn (jid) — najczęściej skórzane, pomalowane na czarno dwie szkatułki w kształcie sześcianu (jedna mocowana za pomocą dwóch rzemyków na czole, a druga na lewym przedramieniu) zawierające cztery oddzielne paski pergaminu z wypisanymi ręcznie cytatami z Tory (Wj 13, 1–10 i 11–16 oraz Pwt 6,4–9 i 11, 13–21). W dni powszednie zakładają je mężczyźni po ukończeniu 13 roku życia podczas porannej modlitwy szacharit.

[2] Zob. hasło dot. Abrahama Rajzena w Polskim Słowniku Judaistycznym

[3] Zob. Waldemar Chrostowski, Między Synagogą a Kościołem. Dzieje św. Pawła, Wydawnictwo Apostolicum, Kraków 2015, s. 137–149.

 

[4] Tam, gdzie autor używa zapożyczeń z języków angielskiego i jidysz, w polskim tłumaczeniu również pozostawiono je w wersji oryginalnej. Tu village (ang.) – wioska.

 

[5] Honorable (ang.) – szanowny/-a.

 

[6] Mame-loszn (jid.) – język matki, język ojczysty.

 

[7] „Jak się pan ma, panie Nelson? Bardzo miły dzień…, ale może później padać”.

 

[8] „Tak, może”.

[9] Temple (ang.) – świątynia.

 

[10] Gotesdinst (jid.)nabożeństwo. Określenie używane jest raczej w odniesieniu do terminologii chrześcijańskiej, a nie żydowskiej. Jest to wyraźna wskazówka autora, że „nabożeństwa” będą przeznaczone dla środowiska zasymilowanych Żydów.

 

[11] Klojz (jid.) – niewielki, chasydzki dom modlitwy, jedna z tradycyjnych instytucji żydowskich.

 

[12] Chazan (hebr.) – kantor prowadzący modlitwy.

 

[13] Rabbi (ang.) – rabin.

[14] Stationery (ang.) – sklep z materiałami papierniczymi i biurowymi.

 

[15] Nigun (hebr.) – melodia,w chasydzkiej muzyce pieśń bez słów, nucona melodia o emocjonalnym, natchnionym, poważnym lub radosnym charakterze. Nigun przenika do najgłębszych uczuć religijnych; stanowi swojego rodzaju melodyjną zadumę, szczególnie dla talmudystów. PSJ, autor hasła: Marian Fuks.

 

[16] Ejszyszki – miasteczko na Litwie położone na południe od Wilna, w rejonie solecznickim, tuż przy granicy z Białorusią.

 

[17] Besmedresz (jid.), Bejt midrasz (hebr.) – dom nauki, jedna z tradycyjnych instytucji żydowskich, najczęściej związana z miejscem sprawowania kultu.

 

[18] Borech szeumar (jid.), Baruch sze-amar (hebr.) – błogosławiony ten, który powiedział, błogosławieństwo poprzedzające część modlitw porannych.

 

[19] Kriszme (jid.), Kriat Szma (hebr.) – zmawianie (czytanie) modlitwy Szma Israel (słuchaj Izraelu), jednej z najważniejszych modlitw żydowskich, zaczynającej się od słów: „Słuchaj Izraelu! Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym!” (Pwt 6,4).

 

[20] Chazures haszac (jid.), Chazarat ha-Szac (hebr.) – głośne powtórzenie modlitwy Amida przez chazana, po odmówieniu jej przez minjan. Amida (hebr. stanie, inaczej: szmone esre – osiemnaście błogosławieństw) – najważniejsza modlitwa żydowska, stanowiąca główną część modlitw zarówno codziennych, jak i szabatowych oraz świątecznych, odmawiana na stojąco, z twarzą zwróconą w kierunku Jerozolimy, ze złączonymi stopami. Przed rozpoczęciem modlitwy należy symbolicznie stawić się przed oblicze Boga, stąpając trzy kroki do tyłu, a następnie trzy kroki do przodu. W Misznie Amida nazywana jest po prostu Tfila, czyli „modlitwa”, co wskazuje, jak bardzo była już wówczas rozpowszechniona. Początkowo – zgodnie ze swą nazwą – składała się z osiemnastu błogosławieństw, ale za czasów Gamaliela II (I/II w.), któremu zawdzięczamy ostateczną jej redakcję, zostało wprowadzone jeszcze jedno, Birkat ha-minim (hebr. błogosławieństwo [dotyczące] heretyków), skierowane prawdopodobnie przeciw judeochrześcijanom, gnostykom i in. członkom „sekt”. PSJ, autorki hasła: Magdalena Bendowska, Zofia Borzymińska. Treść Birkat ha-minim: „Dla oszczerców niech nie będzie nadziei i wszyscy, którzy czynią niegodziwość niech natychmiast przepadną, niech wszyscy oni zostaną prędko odcięci. Rychło wykorzeń przewrotnych, rozbij [ich], pokonaj i poniż, szybko, za naszych dni. Błogosławiony jesteś Ty, Haszem, który rozbija wrogów i poniża zadufanych”. Zob. Modlitewnik żydowski Pardes Lauder, red. Rabin Sacha Pecaric, Fundacja Ronalda S. Laudera, Kraków 2005, s. 92.

 

[21] Salomon Sulzer (1804–1890) – postępowy kantor austriacki, klasyk współczesnej muzyki synagogalnej, kompozytor i aranżer.

[22] Alejnu leszabeach (hebr. Winniśmy chwalić) – początkowo modlitwa dodatkowa, przeznaczona do odmawiania w czasie święta Rosz ha-Szana, ale ze względu na swoje znaczenie od początku XIV w. stanowi zakończenie wszystkich modlitw synagogalnych. Tradycja przypisuje ją Jozuemu. Alejnu leszabeach składa się z dwóch części; pierwsza zaczynająca się od słów Alejnu leszabeach wyraża jedność i najwyższą władzę Boga, druga – rozpoczynająca się słowami Al ken nekawe (hebr. Dlatego mamy nadzieję) – mówi o ustaniu bałwochwalstwa, poddaniu się wszystkich ludzi woli Bożej, panowaniu sprawiedliwości i prawdy. Chociaż nie była ona skierowana przeciwko chrześcijanom, w wersecie: „Oni bowiem oddają pokłon marności i pustce i modlą się do Boga, który nie może wybawić” doszukiwano się ataku na chrześcijaństwo. W 1703 r. w Prusach wydano nawet edykt zabraniający odmawiania tego fragmentu modlitwy. Alejnu leszabeach, podobnie jak Szma Israel, wielokrotnie odmawiali przed śmiercią męczennicy za wiarę. PSJ, autorka hasła: Magdalena Bendowska. Treść drugiej części Alejnu leszabeach (Al ken nekawe): „Dlatego pokładamy w Tobie nadzieję, Haszem, nasz Boże, że ujrzymy prędko, w pięknie Twojej chwały, usunięcie bałwochwalstwa z ziemi i ostateczne wyniszczenie bożków, naprawienie świata poprzez Królestwo Wszechmogącego. Wszystkie stworzenia wezwą Twojego imienia, by nawrócić ku Tobie wszystkich złoczyńców ziemi. Poznają się i dowiedzą się wszyscy mieszkańcy ziemi, że przed Tobą ugnie się każde kolano, przysięgnie każdy język. Przed Tobą, Haszem, nasz Boże, skłonią się i padną. I oddadzą cześć chwale Twojego Imienia. Przyjmą wszyscy jarzmo Twojego królestwa i rychło będziesz królował nad nimi na wieki. Bo do Ciebie należy Królestwo i na wieki będziesz królował w chwale, jak jest napisane w Twojej Torze: Haszem będzie królował na wieki. I jest powiedziane: Haszem będzie Królem nad całą ziemią, tego dnia on będzie Jedyny i Jego Imię będzie Jedyne”. Zob. Modlitewnik żydowski…, op. cit., s. 142–143.

 

 

Bibliografia:

Abraham Rajzen, Der jid wos hot chorew gemacht dem templ [jid. Żyd, który zburzył świątynię], w: idem, Ojsgewejłte werk [Dzieła wybrane], t. II, red. S. Friedman, Wydawnictwo „Idysz Buch”, Warszawa 1957.

Modlitewnik żydowski Pardes Lauder, red. Rabin Sacha Pecaric, Fundacja Ronalda S. Laudera, Kraków 2005.

Waldemar Chrostowski, Między Synagogą a Kościołem. Dzieje św. Pawła, Wydawnictwo Apostolicum, Kraków 2015.

Polski Słownik Judaistyczny





Zuzanna Benesz-Goldfinger