Łódzkie getto – największy obóz pracy niewolniczej

Autor: Żydowski Instytut Historyczny
81 lat temu, 8 lutego 1940 roku, Niemcy utworzyli w Łodzi getto. Stopniowo stało się ono najbardziej izolowanym gettem dla ludności żydowskiej w okupowanej Polsce. Dla Niemców był to olbrzymi obóz pracy przymusowej.
getto_lodzkie_krawcy_bundesarchiv_cut_20210205082919.jpg

Getto łódzkie, robotnicy w jednej ze szwalni / Bundesarchiv, Bild 101I-133-0719-05 / Zermin / CC-BY-SA 3.0

 

81 lat temu, 8 lutego 1940 roku, Niemcy utworzyli w Łodzi getto, które od reszty miasta odizolowano już 30 kwietnia tego samego roku. Wiosną 1941 roku jeszcze bardziej odcięto je od świata poprzez ustawienie podwójnych zasieków i zwiększenie liczebności sił policyjnych, które miały strzelać do każdej osoby zbliżającej się do granic getta, co – po likwidacji łączności pocztowej – doprowadziło z początkiem 1942 roku do izolacji ludności tej części miasta w stopniu niespotykanym w innych gettach.

łódzkie_getto_kładka_bundesarchiv.jpg [244.34 KB]
Kładka w łódzkim getcie. Rok 1940.  /  Bundesarchiv, R 49 Bild-1733 / Holtfreter, Wilhelm / CC-BY-SA 3.0

"[E]wakuacja wyglądała następująco" – pisze Jerzy Roland. – "Do wyznaczonej ulicy przychodzili Niemcy – wchodzili do mieszkań zamieszkałych przez Żydów - kazali zabierać niektóre rzeczy i udać się na punkt zborny. Oczywiście o zabraniu mebli lub większych pakunków nie było mowy. Z punktu zbornego prowadzili zbiorowo do getta. Jak wyglądała ta droga pod gradem ciosów, uderzeń nahajką, strzelania i wrzasków hitlerowskich może tylko niestety opowiedzieć nieliczna garstka Żydów pozostałych przy życiu. Na granicy getta transport przejmowali urzędnicy gminy i tam udzielano nieszczęśliwym pierwszej pomocy lekarskiej. Następnie przybysze udawali się do stworzonego w tym czasie Urzędu Mieszkaniowego przy ul. Lutomierskiej 13, gdzie otrzymywali przydział na mieszkanie, w którym nie znajdowało się nic prócz czterech ścian. Kierownikami tego Wydziału zostali: [Henryk] Naftali i [Herbert] Grawe. Ponieważ w tym czasie gmina nie miała żadnych dochodów, została utworzona przy Urzędzie Mieszkaniowym rada, składająca się z członków tzw. «Beiratu» ["rady przybocznej" przy szefie Judenratu Chaimie Rumkowskim], która pobierała specjalne opłaty za przydział mieszkania. W skład tej rady wchodzili: Zazujer, J. Lipski i inni. Wysokość opłaty była uzależniona od stanu majątkowego petentów. Ludność niezamożna otrzymywała mieszkanie gratis.

Niestety zbyt prędko znudziło się Niemcom prowadzić w ten sposób ewakuację, schwycili się ostrzejszych środków, wynikiem ich była tzw. krwawa środa, noc z 12 na 13 marca, noc w której zginęło ponad 200 osób. (...)

Do akcji Niemcy zmobilizowali tzw. «Totenkopfbatalion». Wszyscy byli kompletnie pijani.

Hitlerowcy wchodzili do klatki schodowej, kopnięciem nogi otwierali drzwi wołając «Alles mi Gepäck raus», następnie powtarzali to z przeciwległą stroną i natychmiast wracali do poprzedniego mieszkania. Kto natychmiast wybiegł, był uratowany, gdyż Niemcy momentalnie strzelali z rewolwerów do pozostałych i zamykali drzwi nie patrząc, czy ludzie ci żyją czy nie. Niejednokrotnie zdarzało się, że ludzie zdążyli opuścić mieszkanie jedynie w bieliźnie i musieli w tym stanie przetrzymać kilka godzin na dużym mrozie. W ten sposób szedł dom za domem a liczba ofiar stale się powiększała. Bywały również i wypadki, że Niemcy wybierali parę osób spośród zebranych na ulicy ludzi, wprowadzali ich za bramę i rozstrzeliwali.

Większe ilości osób zginęły w domach Piotrkowska 45, 9 i 5. W domu przy ul. Piotrkowskiej 45 zginął znany w Łodzi właściciel «Domu Bankowego» Wajnberg. Przy ul. Piotrkowskiej 9 została zamordowana cała rodzina Joskowiczów, a przy ul. Piotrkowskiej 5 urzędnicy Banku Depozytowego. Niedobitki ludności w strasznym stanie zostały doprowadzone do bram getta, gdzie została zmobilizowana większa ilość lekarzy, którzy pracowali do białego rana. Gdy następnego dnia rano udaliśmy się pod wiadome adresy, niestety, nie zastaliśmy już żadnych trupów. Niemcy zdążyli już uprzątnąć ślady swej brudnej roboty. (...)"[1].

 

"Łódzkie getto stało się najbardziej niedostępnym gettem w Europie" – pisze w swoich wspomnieniach uwięziona w nim z rodziną Eva Libitzki, której udało się przeżyć Zagładę. – "Niemcy wyburzyli wszystkie otaczające je domy, zostawiając niebezpieczną strefę niczyją między płotem a stroną aryjską. W porównaniu, na przykład, z Warszawą, gdzie można było przynajmniej nawiązać jakiś kontakt z członkami «podziemia», po zamknięciu naszego getta nie przemycano do niego żadnej żywności ani broni. Praktycznie żadnym Żydom nie udało się też z niego uciec. Przez teren getta przebiegały dwie z najważniejszych arterii miasta – Zgierska i Limanowskiego. Jeżdżące po nich tramwaje woziły Polaków i Volksdeutsche’ów. Nas od tych ulic odgradzał drut kolczasty. Chcąc przejść na drugą stronę musieliśmy korzystać z drewnianych kładek biegnących niemal 8 metrów nad nimi. Zrobiono wszystko co można było, żeby odgrodzić nas od reszty Łodzi. (…) Brak kanałów uniemożliwiał szmugiel i ucieczki, jak to miało miejsce w getcie warszawskim"[2].

W czerwcu 1940 roku w łódzkim getcie zamkniętych było ok. 200 tys. osób. W listopadzie i grudniu 1941 r. przybywały tam transporty Żydów z Niemiec (z Berlina, Düsseldorfu, Duisburga, Kolonii, Frankfurtu n. Menem, Hamburga), Austrii (głównie z Wiednia), Czech (z Pragi), Holandii i Luksemburga. Przywieziono także 15 tys. robotników wykwalifikowanych z Kraju Warty. 

Szef łódzkiego Judenratu, Chaim Rumkowski, zwany „królem getta”, wprowadził rządy autorytarne. Wykorzystał przyznany mu przez Niemców stosunkowo szeroki zakres autonomii, m.in. rozbudowując aparat administracyjny wraz z policją, utworzył nawet tajną służbę do zwalczania opozycji i drukował własną walutę, nie posiadającą wartości poza granicami dzielnicy zamkniętej. Głosił zasadę „ratowania się przez pracę na rzecz Niemców”.

"Rumkowski rozumiał w jak trudnej znaleźliśmy się sytuacji" – pisze w swoich wspomnieniach Eva Libitzky. – "Zawarł więc z Niemcami wyjątkowy układ, który obowiązywał przez kolejne cztery i pół roku: zaproponował, by getto z jego wieloma budynkami fabrycznymi i wykwalifikowanymi rzemieślnikami, stało się ośrodkiem produkcji na potrzeby Niemców. (…) Uważał, że nie ma innego sposobu, byśmy mogli przeżyć. «Naszą jedyną drogą jest praca», powtarzał raz za razem. (…) Do pewnego stopnia mu się udało. W obliczu groźby śmierci staliśmy się jednym z największych ośrodków przemysłowych w Rzeszy, działającym jeszcze lata po likwidacji gett w Warszawie, Krakowie, Białymstoku i większości innych miast"[3].

lodz_getto_2.jpg
Getto łódzkie. Ruch uliczny na nieistniejącym współcześnie odcinku Oststraße (ul. Wschodnia - dawna Józefa Piłsudskiego).
W głębi Synagoga Alte Szil (aktualnie nie istnieje). Bundesarchiv, Bild 137-051639A / CC-BY-SA 3.0 / Wikipedia

Równocześnie powstała, związana z Rumkowskim, elita gettowa (jej członków nazywano „jachsenami”; por. jachsan), korzystająca z willi i pensjonatów w Marysinie. Getto stopniowo zmieniło się w największy obóz pracy. Na początku 1943 roku istniało w nim 119 zakładów przemysłowych, w których pracowało przeszło 89% ludności, liczącej wówczas ok. 87 tys. osób.

Produkcja w getcie łódzkim była tak obfita i opłacalna dla Wehrmachtu oraz firm niemieckich, że zlikwidowano je jako ostatnie getto w Polsce. Opór przeciwko Niemcom podjęła Komunistyczna Komisja Międzyzwiązkowa, przekształcona jesienią 1940 w Lewicę Związkową – tworzyli ją działacze lewicowych związków zawodowych, głównie członkowie Bundu i PS-L oraz byli członkowie KPP. Jej działania skupiły się na sabotażu pracy dla okupanta. Parokrotnie doszło też do akcji protestacyjnych i wystąpień ulicznych (30 VI 1940 roku; koniec sierpnia i 8 IX 1940 roku; styczeń i marzec 1941 roku).

rumkowski.jpg
Jedno z przemówień Rumkowskiego na Placu Strażackim / Wikipedia

Jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń, jakie rozegrały się w łódzkim getcie, było przemówienie Rumkowskiego, które wygłosił 4 września 1942 roku i jego tragiczne następstwa. Stojąc na zaimprowizowanej mównicy ustawionej na tzw. Placu Strażackim (przed siedzibą Oddziału Strażacko-Kominiarskiego w getcie) przy ul. Lutomierskiej 13 (wówczas Telegrafenstrasse) „król łódzkiego getta” wezwał mieszkańców dzielnicy zamkniętej, aby na żądanie Niemców oddali do transportów swoich najbliższych – dzieci i osoby starsze:

"Na nasze getto spadło wielkie nieszczęście. Żądają od niego, by oddało najlepsze, co posiada – dzieci i starych ludzi. (…) Nigdy nie wyobrażałem sobie, że moje własne ręce będą musiały złożyć je jako ofiarę na ołtarzu. Na moje stare lata muszę wyciągnąć ręce i błagać: Bracia i Siostry, oddajcie mi je! Ojcowie i Matki, oddajcie mi wasze dzieci! (…) Ja muszę przeprowadzić tę ciężką i krwawą operację. Muszę poświęcić członki, by ratować ciało. Muszę zabrać dzieci, gdyż inaczej, nie daj Boże, mogą zostać zabrani także inni".

Dramatyczną reakcję zebranych na placu Żydów i później mieszkańców całego getta, w większości domyślających się, że dzieci pojadą na śmierć, przedstawił w swych wspomnieniach Michał Mosze Chęciński:

"Z piersi tysięcy ludzi wydobył się przejmujący krzyk, rozpacz matek i ojców była niemal fizycznie dotykalna. Tego dnia całe getto płakało i z każdego jego kąta płynęło wołanie do Boga"[4].

Jak pisze Andrzej Rukowiecki, w dniach 5-12 września 1942 roku do ośrodka zagłady w Chełmnie nad Nerem wywieziono 15 681 osób – "dzieci do 10 roku życia, chorych i osoby starsze powyżej 65 roku życia”[5]. Akcji wysiedleńczej towarzyszył wydany przez Niemców zakaz opuszczania domów przez Żydów (niem. Allgemeine Gehsperre), stąd nazwano ją „Wielką Szperą”.

Deportacje w 1942 r. ostatecznie złamały wszelkie formy oporu. W okresie eksterminacji pośredniej w getcie łódzkim, głównie z powodu głodu (choroba głodowa) i innych chorób, zmarło: w 1940 – 6 197 osób, w 1941 – 11 378 osób. W czasie Akcji Reinhard, od połowy stycznia do września 1942, ok. 116 tys. mieszkańców getta łódzkiego zostało zamordowanych w ośrodku zagłady w Chełmnie nad Nerem. 

1 VI 1944 w getcie łódzkim znajdowało się jeszcze 76 701 osób, z których – od 2. połowy czerwca 1944 do września 1944 roku – 60 tys. wywieziono do Oświęcimia-Brzezinki, 5 tys. do obozów Stutthof i Ravensbrück. Była to ostatnia likwidacja getta na ziemiach polskich. Na miejscu, w tzw. brygadzie porządkowej (niem. Aufräumungskommando) pozostało ok. 880 osób. Niemcy zamierzali wszystkich wymordować, lecz członkowie brygady ukryli się, co pozwoliło im przeżyć. 19 I 1945 roku, kiedy Armia Czerwona zdobyła miasto, było w nim 877 Żydów.

 

Źródła:

Rafał Żebrowski, Getto łódzkie, w: Polski Słownik Judaistyczny.

Eva Libitzky, Fred Rosenbaum, Out on a Ledge. Enduring the Lodz Ghetto, Auschwitz, and Beyond, Wicker Park Press, River Forest 2010.

Andrzej Rukowiecki, Łódź. 1939–1945. Kronika okupacji, Księży Młyn, Łódź 2012.

Świadectwa z getta łódzkiego, red. Michał Czajka, "Kwartalnik Historii Żydów", nr 211, wrzesień 2004, s. 403-410.

 

Przypisy:

[1] Jerzy Roland, Relacja Jerzego Rolanda, w: Świadectwa z getta łódzkiego, red. Michał Czajka, "Kwartalnik Historii Żydów", nr 211, wrzesień 2004, s. 405-406.

[2] Eva Libitzky, Fred Rosenbaum, Out on a Ledge. Enduring the Lodz Ghetto, Auschwitz, and Beyond, Wicker Park Press, River Forest 2010, s. 43–44.

[3] Tamże, s. 44–46.

[4] Andrzej Rukowiecki, Łódź. 1939–1945. Kronika okupacji, Wydawnictwo Księży Młyn, Łódź 2012, s. 125.

[5] Tamże.

Żydowski Instytut Historyczny