Menu
- Aktualności
- Wydarzenia
- Oneg Szabat
- Zbiory
- Nauka
- Wystawy
- Edukacja
- Wydawnictwo
- Genealogia
- O Instytucie
- Księgarnia na Tłomackiem
- Czasopismo „Tłomackie 3/5"
- Kwartalnik Historii Żydów
Fot. Grzegorz Kwolek (ŻIH)
Od października 1939 r. żydowską administracją podlegającą Niemcom okupującym Łódź kierował Mordechaj Chaim Rumkowski. Obwieszczenia rozwieszane na murach łódzkiego getta były jedyną formą przekazywania wiadomości o decyzjach podejmowanych przez Przełożonego Starszeństwa Żydów – piszą autorzy publikacji Rok za drutem kolczastym.
8 lutego 1940 r. szef niemieckiej policji w okupowanej Łodzi, Johannes Schäfer, utworzył w mieście getto dla Żydów. Na obszarze Starego Miasta i dzielnicy Bałuty, obejmującym ok. 4 km kw., zamknięto ponad 160 tys. osób.
Niemieckie władze cywilne zarządzały terenem dzielnicy za pośrednictwem tzw. Zarządu Getta (Gettoverwaltung) – jednego z wydziałów okupacyjnego urzędu miasta. Instytucji tej podlegała żydowska administracja getta, którą od października 1939 r. kierował Mordechaj Chaim Rumkowski. Ten przedwojenny działacz społeczny i członek partii syjonistycznej w dzielnicy żydowskiej objął funkcję Przełożonego Starszeństwa Żydów. Dzięki nadanym przez okupantów szerokim kompetencjom utworzył rozbudowany system administracji, regulujący najważniejsze aspekty życia w getcie. Rumkowski, przez mieszkańców dzielnicy nazywany Prezesem, komunikował się z nimi głównie przez obwieszczenia, zarządzenia i okólniki, wydawane od marca 1940 do sierpnia 1944 r.
Krzysztof Banach: Rozszerzony tytuł waszej najnowszej książki brzmi: Rok za drutem kolczastym. Na marginesie obwieszczeń P. Prezesa Ch. Rumkowskiego. Obwieszczenia Przełożonego Starszeństwa Żydów z getta łódzkiego (1940–1944). Czy tak złożone podtytuły miały być sygnałem dla czytelników odnośnie do zawartości książki?
Adam Sitarek: Nasza publikacja, oprócz głównego tytułu, ma dwa podtytuły, ponieważ składa się z dwóch części. Pierwotnie pomysł zakładał wydanie jedynie obwieszczeń Przełożonego Starszeństwa Żydów z łódzkiego getta. W toku prac nad dokumentacją okazało się, że w Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego odnalazł się bardzo ciekawy materiał zatytułowany przez swoich autorów Rok za drutem kolczastym. Dokument ten idealnie wręcz wpasował się w zgromadzony przez nas wcześniej materiał archiwalny. Jest to skrócona historia pierwszego roku istnienia getta, spisana na podstawie wspomnianych obwieszczeń Chaima Rumkowskiego, prawdopodobnie przez jednego z urzędników administracji dzielnicy. Postanowiliśmy, że te dwa źródła powinny ukazać się razem w jednym tomie.
Ewa Wiatr: Podsumowując, w naszej książce czytelnicy odnajdą dwa dokumenty, które są zespolone jednym tytułem: Rok za drutem kolczastym. Przy czym ten wspólny tytuł został nadany na podstawie oryginalnego tytułu rękopisu, o którym mówi Adam. Pierwszy raz usłyszałam o tym materiale kilkanaście lat temu, w czasie pracy nad wydaniem Kroniki getta łódzkiego. Dzięki ówczesnemu dyrektorowi Archiwum Państwowego w Łodzi udało się dotrzeć do fragmentu rękopisu, notatek i części maszynopisu znajdującego się w tym archiwum. Z czasem okazało się, że pełniejsza kopia znajduje się w ŻIH-u.
Jaki był właściwie cel spisania tego tekstu i skąd wynikło założenie przedstawienia w nim jednego roku z ponad czteroletniej historii getta?
AS: Tekst ten został odnaleziony w jednostce zawierającej różnego rodzaju spisy dotyczące obwieszczeń. Mówiąc „spisy”, mam na myśli zestawienia grup obwieszczeń sporządzane przez urzędników w getcie w formie regestów, prawdopodobnie w celach dokumentacyjnych, statystycznych lub innych, urzędowych. Myślę, ale jest to moja hipoteza, że któryś z urzędników pracujących przy tworzeniu tych spisów, zdał sobie sprawę z tego, że jest to bardzo dobry materiał, żeby go przetworzyć i opracować. To, co jest na samym końcu tego tekstu, czyli zdanie: „Tak właśnie minął pierwszy rok”, sugeruje, że ta praca prawdopodobnie miała być kontynuowana. Wydaje mi się, że sama inicjatywa powstania Kroniki getta i później jego Encyklopedii[1] zdominowała wszelkie pomysły na dokumentowanie rzeczywistości gettowej. Zrezygnowano więc z opisywania kolejnych lat historii dzielnicy na bazie obwieszczeń.
Po samym stylu tekstu Roku za drutami widać, że jego autorem musiał być któryś z urzędników. Ktoś, kto liczył się z tym, że jego tekst mógł być przeczytany przez Rumkowskiego albo kogoś z „wyższych”. W tekście są używane zwroty często tożsame ze zwrotami, które występowały w Kronice czy przemówieniach Prezesa. To na pewno nie było tworzone w jakimś ukryciu i sekrecie. Język mówi tu bowiem co innego, a sformułowania są na tyle specyficzne, że raczej to nie przypomina tych spisywanych w ukryciu informacji.
Jeśli nie w ukryciu, to może na polecenie?
EW: Mamy hipotezę, że autorem tekstu Roku za drutami mógł być Józef Klementynowski, który był członkiem zespołu Kroniki getta łódzkiego. W marcu 1941 r. przeszedł do pracy do sądu w getcie jako protokolant. Na tym etapie jest to tylko hipoteza, ale wyjaśniałaby ona, dlaczego tekst opisuje tylko pierwszy rok funkcjonowania getta. Musimy też pamiętać o tym, że dynamika wydawania obwieszczeń w getcie z czasem bardzo zmalała. Nabrała też zupełnie innego charakteru, bardziej informacyjnego. Oprócz obwieszczeń niezwykle ważnych, do których możemy zaliczyć np. te dotyczące wysiedleń czy zarządzenia związane z funkcjonowaniem dzielnicy w czasie likwidacji, większość dotyczyła aprowizacji. Getto żyło już pewnym rytmem i niepotrzebne stały się obwieszczenia o charakterze ogólnym.
AS: Według przeprowadzonych obliczeń w pierwszych 21 miesiącach istnienia getta wydano 370 obwieszczeń. A zaledwie 80 w latach 1942–1944, czyli w kolejnych 36 miesiącach. Tak więc dysproporcje w częstotliwości ukazywania się obwieszczeń są tu bardzo widoczne.
EW: I tu nawet już sens znika trochę takiego pisania, jak to zrobiono w Roku za drutami.
Zwracacie uwagę na to, że tekst dokumentu Rok za drutem kolczastym ma specyficzny styl. Rzeczywiście, już w nagłówku dokumentu (Na marginesie obwieszczeń Pana Prezesa) widać szczególny stosunek autora do osoby Rumkowskiego. Co jeszcze możemy powiedzieć o języku tekstu?
AS: W tekście występują oczywiście sformułowania charakterystyczne dla języka getta. Jest to ten sam język, który staje się później językiem Kroniki i Encyklopedii getta. Trudno jednak doszukiwać się tu jakichś konkretnych informacji. To, co jest charakterystyczne, to m.in. stosunek do osoby Rumkowskiego. Wyróżnia się wstęp do tekstu – bardzo podobny do wstępu, który opublikowaliśmy prawie 10 lat temu w Księdze przemówień…[2]. Oba teksty są bardzo oficjalne, pisane w sposób „asekuracyjny”, niewychodzący poza pewną panującą normę. To rodzaj swoistej autocenzury. Widać, że intencją autora było przypodobanie się Rumkowskiemu, bo osoba, która to pisała, wiedziała, że może on przeczytać dokument. Oczywiście nie wiemy, czy w ogóle do niego dotarł. Ale gdyby tak się stało, na pewno „nie miałby się do czego przyczepić”. Dokument ma pokazywać, że jednak getto jest tworem wspaniałym w porównaniu z tym, co było wcześniej, zostało świetnie zorganizowane. Pod tym względem tekst powiela więc schemat przywołanej Księgi przemówień.
EW: Rzeczywiście, tego typu narracja jest bardzo charakterystyczna. Weźmy na przykład próbę tłumaczenia niedoborów aprowizacyjnych. Są paskarze, tak? Jeśli będziemy walczyć z tymi paskarzami, to będzie lepiej. Tak, jakby brak paskarzy spowodował, że będzie od razu dostatek chleba. Tutaj faktycznie przyjęto oficjalny sposób tłumaczenia rzeczywistości.
Czy można powiedzieć, że to sposób kształtowania wypowiedzi charakterystyczny dla języka propagandy?
AS: Tak, jest to język charakterystyczny dla systemu totalitarnego czy autorytarnego. To nie jest tekst neutralny, jest pisany w pewnej kontrze do rzeczywistości. Chodzi o sam styl wypowiedzi, ale też wspomniany sposób zwracania się do przywódcy – „Pan Prezes” pisane wielkimi literami. W naszym wstępie podkreślamy: o Rumkowskim mówi się, że był to „człowiek, który święcie uwierzył w urzeczywistnienie planu stworzenia getta”, człowiek „z wiarą w swe posłannictwo”.
EW: Myślę, że warto też zwrócić uwagę na to, jak w rzeczywistości getta nastąpiło swoiste odczarowanie negatywnego wydźwięku słowa „getto”. Administracja żydowska dzielnicy w pewien sposób je oswoiła. Bo to słowo pojawia się tak naprawdę na każdej stronie omawianego tekstu. Można powiedzieć, że nastąpiło zneutralizowanie jego znaczenia – podobnie jak w przypadku „żółtej łaty”. Kiedy pojawiło się zarządzenie o konieczności noszenia przez Żydów żółtej łaty z Gwiazdą Dawida, odebrano je jako wielkie upokorzenie. Wyobraźmy sobie teraz, że w getcie powstawała biżuteria, np. broszki i plakietki do klap, w kształcie „tarczy Dawida”. Modne były też ozdoby w postaci metalowych kart chlebowych, wisiorki w kształcie menażki. W Encyklopedii poświęcono ozdobom z „motywem gettowym” osobne hasło. Nastąpiła próba zmiany negatywnego znaczenia symboliki getta, oswojenia się z myślą, że Żydzi mają swoje getto, które powinno być dla nich pewnego rodzaju państwem. Taką właśnie rzeczywistość oferowała propagandowa narracja.
Do tej pory rozmawialiśmy o dokumencie Rok za drutem kolczastym. Przejdźmy teraz do samych obwieszczeń Rumkowskiego. Wyłania się z nich specyficzna postać Przełożonego Starszeństwa Żydów. Człowieka, który mówi o instytucjach gettowych: „moje sklepy, moje magazyny, moi urzędnicy”. Albo stosuje osobowe sformułowania w oficjalnych komunikatach: „postanowiłem”, „zarządzam”… Myślę, że to fascynujący materiał nie tylko dla historyka.
AS: Temat przemówień Rumkowskiego pod kątem ich języka analizował już w swoich artykułach Paweł Spodenkiewicz[3]. Badał sytuacje, w których Rumkowski zwracał się charakterystycznym protekcjonalnym tonem do mieszkańców getta, i zastanawiał się nad tym, z czego to wynikało. Według Spodenkiewicza duże znaczenie miało przedwojenne doświadczenia Rumkowskiego jako dyrektora domu dla sierot, opiekuna słabych. Rumkowski decydował w getcie niemal o wszystkim, oczywiście w granicach nadanych mu przez okupantów kompetencji. Widoczne jest to w obwieszczeniach, poza tymi z okresu likwidacji getta, pod którymi podpisywały się władze niemieckie – Gestapo i szef Zarządu Getta, Hans Biebow. Wydaje mi się też, że często w sytuacjach, w których te obwieszczenia nie dotyczyły wykonywania zarządzeń władz niemieckich, Rumkowski celowo wyolbrzymiał swoją sprawczość. Mimo że pewne rzeczy po prostu działy się niezależnie od niego, przypisywał sobie podjęcie decyzji. Możemy to uznać po prostu za element jego autorytarnego stylu rządzenia, którego obwieszczenia są doskonałą ilustracją. Kopiował styl, który pojawił się w Europie w drugiej połowie lat 20. i przed wybuchem wojny był już dosyć popularny.
Obwieszczenia powstawały w trzech językach: polskim, żydowskim i niemieckim. Od wielu lat badamy trójjęzyczność jako jedną z unikalnych cech łódzkiego getta. Fakt, że komunikowano się, nawet w oficjalnej korespondencji wewnątrz administracji żydowskiej, właśnie w tych trzech językach, jest wyjątkowy. Nie było jednego oficjalnego języka, chociaż Niemcy chcieli wprowadzić niemiecki jako jedyne narzędzie oficjalnej komunikacji. W kontaktach między działami, kierownikami poszczególnych wydziałów czy resortów pracy, używano takiego języka, w jakim ktoś się wychował, którym posługiwał się w domu i w którym spisywał odręczne notatki. Policjanci żydowscy spisywali raporty w notatnikach głównie po polsku i czasami po niemiecku. W innych kręgach administracji teksty były pisane między komórkami po niemiecku, ponieważ urzędnicy pochodzili z grupy deportowanych z Rzeszy i Protektoratu Czech i Moraw jesienią 1941 r. Niektóre komunikaty były też spisywane po żydowsku. I ten niesamowity fakt ilustrują właśnie obwieszczenia. Trójjęzyczność getta znajduje w nich pełne potwierdzenie, bo obwieszczenia były docelowo drukowane początkowo w trzech, później w dwóch językach.
Rozumiem, że materiały, które znalazły się w książce, były do niedawna rozproszone? Jak wyglądała praca nad ich gromadzeniem?
AS: Nasza pierwsza styczność z obwieszczeniami to moment, kiedy w zasadzie dopiero rozpoznawaliśmy całe bogactwo materiałów dotyczących łódzkiego getta. Zaczęło się wtedy ustalanie priorytetów: co jest do zrobienia „na teraz”, a co można odłożyć. I wtedy odnaleźliśmy naprawdę wiele niesamowitych źródeł. Reportaże, opisy różnych wydziałów, sytuacji w getcie. Wiele z nich zamierzamy opracować później. Jeśli chodzi o same obwieszczenia, to część z nich przytaczali kronikarze z getta, więc odnajdywaliśmy je przy okazji pracy nad Kroniką i innymi publikacjami. O ile dobrze pamiętam, w aktach Przełożonego Starszeństwa Żydów w Archiwum Państwowym w Łodzi znajduje się kilka jednostek z obwieszczeniami, np. to najsłynniejsze obwieszczenie mówiące o „Szperze” [deportacji z września 1942 r.]. Było wielokrotnie reprodukowane w różnych publikacjach i stąd wiedzieliśmy, że znajduje się też w innych archiwach. Podobnie zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że niektóre obwieszczenia znajdują się w Archiwum ŻIH-u. Nie wiedzieliśmy, że jest ich aż tyle, ale mieliśmy świadomość, że pochodzą z różnych momentów w historii getta. Praca polegała początkowo na zbieraniu tych materiałów, których lokalizację znaliśmy. Przeglądaliśmy więc to, co jest w ŻIH-u, i to, co jest w Archiwum Państwowym w Łodzi.
Bardzo pomocne były zbiory zdigitalizowane, dostępne w różnych archiwach. Wiele jednostek jest już zeskanowanych, opisanych, zindeksowanych. Mogliśmy z nimi pracować bez wychodzenia z domu. Wystarczyło usiąść, poszukać. Podstawowymi źródłami były ŻIH, łódzkie archiwum i kolekcja Nachmana Zonabenda, znajdująca się w YIVO[4]. Odnalezione skany musieliśmy następnie ze sobą zestawić. Później okazało się, że część znanych nam obwieszczeń znajduje się w jeszcze innych archiwach. Dokumenty istniały też w różnych formach, odnajdowaliśmy je w postaci maszynopisów czy drukowanych afiszy. W czasach getta obwieszczenia były nie tylko rozplakatowywane na ścianach, ale także rozsyłane w korespondencji wewnętrznej do różnych wydziałów, jednostek. Więc tych kopii było bardzo wiele.
Dysponując tak zebranym materiałem, ułożyliśmy obwieszczenia chronologicznie i sprawdziliśmy dokładniej przypadki, w których wystąpiły luki. Tam, gdzie jakiś dokument był zniszczony, staraliśmy się odnaleźć jego kopię pochodzącą z innego źródła – w wersji bardziej czytelnej. Co ciekawe, pewne treści różniły się w różnych wersjach obwieszczeń. Trzeba więc było sprawdzić, która wersja była naszym zdaniem wersją ostateczną. Ku naszemu zdziwieniu w co najmniej dwóch przypadkach obie wersje były ostatecznymi. Ze względu na sytuację w getcie wydano te same obwieszczenia pod tym samym numerem, tylko z minimalnie zmienioną treścią. W obu przypadkach nastąpiło to wskutek interwencji władz niemieckich. Podobnych interwencji mogło być więcej.
Czy możemy mówić, że ta kolekcja obwieszczeń jest zamknięta w sensie kompletności samego materiału? Czy mogą się pojawić obwieszczenia, o których nie wiedzieliście w czasie pracy nad książką?
EW: Zdecydowaliśmy się opublikować wszystkie obwieszczenia numerowane. Na szczęście mamy zgromadzony pełen ich zbiór, od 1. do 429. Dzięki temu nie dostajemy zawału, kiedy podczas nowych kwerend archiwalnych odnajdujemy kopię któregoś z dokumentów. W takich sytuacjach wiemy, że dany dokument został uwzględniony w naszej publikacji, a jego nowa reprezentacja, to może być np. odpis na innym nośniku, a jedyne różnice to np. przestawione wyrazy. Pewną trudność sprawiły nam za to trzy języki, w których funkcjonowały obwieszczenia – polski, niemiecki i jidysz. Nie zawsze byliśmy w stanie dotrzeć do finalnej wersji danego tekstu, za którą uznaliśmy afisze. Taką właśnie formę miała bowiem większość obwieszczeń, które zawisły gdzieś na murach getta. Czasem jednak zachowywał się maszynowy odpis, na przykład w języku niemieckim. Wersja w języku polskim albo zaginęła, albo w ogóle nie powstała. W przypadku zachowania jedynie wersji niemieckich podajemy więc czytelnikowi tłumaczenie wykonane współcześnie przez panią Małgorzatę Półrolę. Może się okazać, że w przyszłości znajdziemy jednak wersję polską, zawierającą różnice w stosunku do tej tłumaczonej współcześnie, mimo podejmowanych starań ujednolicania nazewnictwa. Różnice w tłumaczeniu nazw instytucji i pojęć były widoczne już w dokumentach powstałych w getcie, stąd też pełna konsekwencja jest praktycznie niemożliwa. W jednym przypadku jedynym źródłem obwieszczenia stała się gettowa gazeta („Getto-Cajtung”), tekst został więc przetłumaczony z jidysz.
Bardzo nas natomiast kusi, ale byłoby to niezwykle karkołomne przedsięwzięcie, zmierzenie się z tymi obwieszczeniami, które wyszły poza serię dokumentów numerowanych. Są to zarówno niezwykle ważne, jak i doniosłe odezwy, najczęściej Rumkowskiego, które zachowały się w różnych miejscach w formie zapisanej. Były to też odezwy władz niemieckich, które czasami, zupełnie nie wiadomo z jakich powodów, nie pojawiały się z numerami. Być może była to czasami zwyczajna pomyłka, bałagan, trudno nam to teraz oceniać. Kolejną, nienumerowaną grupą są obwieszczenia, które były wydawane przez inne instytucje, np. Służbę Porządkową, Centralne Biuro Resortów Pracy, Wydziały Kuchen czy Wydziały dla Wysiedlonych – te ostatnie odpowiadały za przeszło 20 tys. osób deportowanych do getta z Europy Zachodniej i Kraju Warty. Obwieszczenia te mogły być kierowane jedynie do pewnych grup w getcie i z pewnością znajdowały się niżej niż te przygotowywane w Centralnym Sekretariacie Rumkowskiego, niemniej miały istotne znaczenie porządkujące różne aspekty gettowej rzeczywistości.
Okólniki kierowane przez administrację niemiecką do kierowników poszczególnych wydziałów w getcie zdają się bardzo ciekawym materiałem. To pewien zapis tworzenia ram funkcjonowania dla administracji, budowy struktury organizmu, którym było getto. Domyślam się, że skompletowanie tego materiału może być dużo trudniejsze i trudne mogą się okazać same jego poszukiwania?
AS: Akurat gdzie szukać, to my wiemy. Problemem jest to, że po wojnie ten materiał został dosyć mocno rozproszony i często nierzetelnie opracowany przez instytucje, w których go zdeponowano. Pewne dokumenty są błędnie przypisane do jednostek i nie znajdują się tam, gdzie powinny być. Zwłaszcza okólniki wydawane np. przez jakiś jeden wydział, niekoniecznie można odnaleźć w dokumentacji tego wydziału, a w innego rodzaju dokumentacji związanej z gettem. W tym momencie mamy taki bałagan, że dotarcie do tego wszystkiego, porównanie różnych wersji wymagałoby naprawdę sporo wysiłku.
Obwieszczenia prezentowane w książce mają chronologiczny porządek. Sugeruje on, że mogą stanowić swoistą mapę faktograficzną historii pierwszego roku getta. Należy je chyba jednak czytać dosyć krytycznie?
EW: Zdecydowanie tak – mogą stanowić mapę faktografii. W obwieszczeniach pokazane są wprost pewne działania, decyzje, które często pozostawały dosyć krótko aktualne, na przykład przez tydzień czy dwa tygodnie. Są to jednak informacje wprost odwzorowujące postępowanie administracji żydowskiej, z Rumkowskim na czele. Opisujący je kronikarz (myślę tu o tekście Rok za drutem kolczastym) interpretował je wyłącznie w pozytywnym świetle, starając się pokazać genialność rozwiązań Rumkowskiego. Często były to rzeczywiście posunięcia potrzebne i przynoszące korzyści – i wówczas, i dziś zasługujące na dobrą ocenę. Oczywiście oprócz tego podejmowano też działania, i widzimy ich odbicie w obwieszczeniach, których celem było zaklinanie rzeczywistości i stwarzanie pozorów.
Przykładem może być tutaj niedobór jedzenia, z którym getto borykało się naprawdę przez cały czas. Rumkowski podejmował więc pewne inicjatywy, które miały na celu skłonić ludność getta do wiary w to, że będzie lepiej. Kilkukrotnie zmieniano zasady dystrybucji żywności. Weźmy na przykład informację o tym, że posiłki nie będą już przygotowywane w zbiorowych kuchniach, a gotowane w domach. Oficjalnie – miało być oszczędniej. W ślad za tym pomysłem poszło rozporządzenie, które likwidowało kuchnie. Pojawiała się narracja, że będzie dzięki temu więcej jedzenia, bo nie dość, że gospodyni żydowska będzie oszczędnie gospodarować, to jeszcze wyeliminuje się panoszące się w kuchniach kradzieże. Oczywiście wkrótce okazało się, że jest to system niewydolny, bo brakuje opału i bardziej ekonomicznie, z punktu widzenia wykorzystywanych produktów, będzie przygotowywać jedzenie w zbiorowych kuchniach. Znowu wprowadzono zmianę. Działania administracji żydowskiej były w tym przypadku zgodne z zasadą, że ruch jest wszystkim, cel niczym. W rzeczywistości bowiem tego jedzenia i tak nie było, dostawy były uzależnione od władz niemieckich i zawsze za małe. Zmianą systemu dawano jednak nadzieję, że może się poprawi. Obwieszczenia pokazują nam dokładnie cały ten proces – to, jak przebiegał on w danym momencie.
AS: Trochę przewrotnie odpowiadając na pytanie, musimy zauważyć, że wiele najważniejszych wydarzeń w historii getta nie pojawia się w obwieszczeniach wprost. Obwieszczenia często są tylko reakcją aparatu administracyjnego na pewne wydarzenia czy odpowiedzią na zarządzenia niemieckie. Dodatkowo w obwieszczeniach często widzimy nie przełomowe momenty w historii getta, takie jak jego utworzenie, deportacje Żydów zachodnioeuropejskich, pierwsze wysyłki do obozu zagłady w Chełmnie, ale pewne płaszczyzny normalnego, codziennego życia.
Pojawiają się na przykład informacje o szczepieniach dla dzieci, rejestracji zwierząt domowych, dzięki temu wiemy, że te zwierzęta w getcie były. Pojawiają się kwestie związane z życiem religijnym, kilkakrotnie podejmowanymi próbami jego zorganizowania tak, żeby jakoś zaspokoić potrzeby mieszkańców. Więc tutaj „wielkiej” historii getta jest w sumie niewiele. Bardziej widoczne jest życie społeczne i gospodarcze. Zresztą to widać w samym indeksie przedmiotowym książki umieszczonym na jej końcu. Jeśli zestawimy na przykład liczbę obwieszczeń dotyczących racji żywnościowych i aprowizacji, z tymi dotyczącymi deportacji, to widać, że te najważniejsze z punktu widzenia badaczy i osób upamiętniających Zagładę dokumenty, dotyczące wymordowania i deportowania mieszkańców getta, nie są aż tak szeroko reprezentowane w opracowanym zbiorze.
Wspomniałeś o tym, że w opisach obwieszczeń jest wiele wydarzeń, które często są pomijane w historiografii. Dzięki waszej publikacji można zmienić punkt widzenia i przyjąć perspektywę zwykłego mieszkańca getta. Dla badaczy uprawiających historię z perspektywy społecznej taka zmiana optyki jest często konieczna, prawda?
AS: Rzeczywistość ukazana w obwieszczeniach to często zbliżenie na życie codzienne getta. Świetną ilustracją mogłyby tu być obwieszczenia, które mówią o tym, jak miały być zorganizowane sklepy spożywcze. Jeden z punktów zwraca uwagę na to, że sprzedawca powinien mieć czyste paznokcie. To już jest skala absolutnie mikro. W tym znaczeniu jest to moim zdaniem znakomity materiał do historii społecznej i gospodarczej. I to nawet bardziej, niż do uprawiania historiografii politycznej, opisywania „wielkiej historii”.
EW: Pewne kwestie gospodarcze to rzeczywiście zagadnienia często pomijane przez badaczy. Te zwyczajne problemy ludzi, którzy mieli, na przykład, niedobór przedmiotów codziennego użytku. W jednym z obwieszczeń znajdujemy informację o tym, że został otwarty punkt skupu, w którym można było sobie kupić wycieraczki, talerze, stolnice i wałki do ciasta. Wiele tego typu informacji nie znalazło się w Kronice, która w pewnym sensie jest dla nas „biblią” historyczną. A te obwieszczenia zawierają takie drobiazgi. Możliwe, że ktoś, czytając, korzystając z tych obwieszczeń, nawet nie będzie szukał tam takich informacji, tylko po prostu się na nie natknie. Zadawałam sobie nawet pytanie – jak korzystać z tego źródła? Bo tak naprawdę należałoby usiąść i przeczytać książkę od deski do deski, aby móc ją później w pełni wykorzystywać.
Jednym z pierwszych zdjęć, które pojawiają się w książce, jest archiwalna fotografia obwieszczeń rozplakatowanych bardzo gęsto w przestrzeni getta. Wiemy, że obwieszczenia były dominującym środkiem przekazu, ale czy rzeczywiście były dla mieszkańców dzielnicy jedynym źródłem informacji o wydarzeniach w getcie i świecie zewnętrznym, czy może istniały jakieś inne kanały informacyjne?
EW: To ciekawe pytanie, które wymaga dosyć długiej odpowiedzi i chyba wciąż nieco spekulacyjnych przemyśleń. Wiemy na pewno, że oficjalnie nie wolno było posiadać radia, choć były nielegalne odbiorniki. Była gazeta, którą Rumkowski miał prawo wydawać przez kilka miesięcy. Nazywała się „Getto-Cajtung” i ukazało się jej ogółem 18 numerów. Była to tuba propagandowa, w której zresztą przedrukowywano obwieszczenia. Wydawano ją w języku jidysz, a dla wielu osób był to język obcy, w którym nie byli w stanie czytać. Kiedy już skończyła się możliwość publikowania „Getto-Cajtung”, to oficjalnie jedynym źródłem informacji pozostały mowy Rumkowskiego. Miały zwykle publiczny charakter i były adresowane do wszystkich mieszkańców. Kolejną formą kontaktu z ludnością ze strony Rumkowskiego były konferencje. Namiętnie organizował konferencje z kierownikami jednego wybranego wydziału bądź ze wszystkimi. Zarówno konferencje, jak i delegacje idące do Rumkowskiego na różne spotkania były dla mieszkańców kolejnym kanałem informacyjnym.
Na obwieszczenia możemy patrzeć jak na pewien „dziennik ustaw”, oczywiście z zachowaniem proporcji i świadomością okoliczności. Co prawda można się zastanawiać nad tym, czy kontrolowano spójność wprowadzanych za pomocą obwieszczeń zasad, czy jedynie nowsze wypierały starsze. Domyślamy się, że ludzie musieli przyjmować do wiadomości nowe rozwiązania, ignorując wcześniejsze.
Warto też zwrócić uwagę na wykorzystywanie przez Rumkowskiego obwieszczeń do bezpośredniego zwracania się do mieszkańców getta. Pojawiają się w nich charakterystyczne formy: „Drodzy Bracia, Drogie Siostry, ja Wam to mówię” czy też „Przy okazji życzę Wam wszystkiego najlepszego, bo są Święta”. Zawieszane na budynkach obwieszczenia stały się dla Rumkowskiego oficjalnym sposobem komunikacji.
AS: Bardzo istotne były też nieoficjalne kanały komunikacji. Mam tu na myśli m.in. pogłoski i plotki. Mówię o tym również w kontekście materiału, z którym pracowaliśmy podczas przygotowywania książki. Z samych obwieszczeń oficjalnych wynika, że plotka była dla Rumkowskiego istotną konkurencją, jeżeli chodzi o przekazywanie informacji. Prezes dążył do posiadania monopolu na informacje, aby sterować nastrojami w getcie. Bardzo nie pasowało mu to, że nie miał takiego monopolu. O pogłoskach i plotkach krążących po getcie dowiadujemy się z Kroniki, a także z innych dokumentów osobistych, ze źródeł, dzienników czy pamiętników. Te wiadomości często wyprzedały oficjalne przekazy Rumkowskiego. Weźmy na przykład informacje na temat przeprowadzanej w obozie zagłady w Chełmnie masowej zbrodni. Najpierw docierały one do getta właśnie jako nieoficjalne pogłoski, plotki, a dopiero później zostały potwierdzone przez Rumkowskiego w oficjalnym przekazie[5].
EW: Bardzo ciekawe jest to, że samo słowo „pogłoski” pojawia się w obwieszczeniach. Podkreślano, że osoby, które będą szerzyły pogłoski, zostaną surowo ukarane. Czasami znajdowaliśmy informacje o walce z pogłoską i był to dla nas sygnał, aby szperać w innych źródłach i sprawdzić, co takiego się wydarzyło, że Rumkowski straszył karami za szerzenie plotek.
Jesteśmy obecnie zamknięci w domach z powodu kwarantanny, mamy jednak dostęp do mnóstwa kanałów informacyjnych – telewizji, internetu, telefonów. Aż trudno sobie wyobrazić, jak mogli bez nich funkcjonować Żydzi zamknięci w przestrzeni getta.
AS: Myślę, że takie porównania do współczesności są jak najbardziej zasadne. Żyjemy w czasach informacyjnych i odczuwamy to szczególnie teraz, kiedy pozostajemy w izolacji. Tak jak dziś, w czasach łódzkiego getta informacja była towarem niezwykle cennym. Z tą tylko różnicą, że wtedy nieuprawniony dostęp do wiedzy mógł być karany śmiercią. Takim obostrzeniom podlegała, między innymi, kwestia nielegalnych nasłuchów radiowych. Wiemy na przykład o tzw. sprawie Wekslera – wpadce w 1944 roku nielegalnego nasłuchu radiowego[6]. Organizowanie takich nasłuchów mimo zagrożenia pokazuje, jak istotna była w getcie informacja.
Czy wasza książka jest przeznaczona tylko do zawodowych historyków, czy może również czytelnik niebędący specjalistą znajdzie w niej coś dla siebie?
AS: Ku naszej radości pojawiają się coraz częściej inicjatywy, również amatorskie, popularyzujące historię getta, takie jak m.in. oprowadzanie wycieczek po jego terenie. Mówiąc „amatorskie”, nie chciałabym oczywiście nikogo urazić, bo to są często ludzie o szerokiej wiedzy na temat getta. Dla tych osób nasza książka na pewno jest zbiorem wiedzy dotyczącej choćby tego, jakie instytucje mieściły się w poszczególnych budynkach łódzkiej dzielnicy zamkniętej. Tutaj na przykład był punkt skupu, przy tej ulicy był bank, itd. Można znaleźć w niej informacje dające szerszy obraz życia w getcie.
Poza badaczami-historykami, również socjologowie czy antropolodzy mają tu pole do popisu. Materiałem tym mogą się też zajmować kulturoznawcy czy językoznawcy. A dla wielu „zwykłych” czytelników ten tekst może pokazywać, że w cieniu Zagłady toczyło się życie, codzienność nie skończyła się nagle po wybuchu wojny.
Ci ludzie, zamknięci w getcie, później wywożeni do obozu zagłady, próbowali urządzać sobie jakieś normalne życie. W anormalnej sytuacji getta zachować przynajmniej pozory normalności.
Wydaje mi się, że często myślimy o Zagładzie jedynie przez pryzmat martyrologii – wagony, obozy zagłady, głód, druty kolczaste. A tu nagle mamy obwieszczenie, zaraz na początku istnienia getta, które nakazuje zakładać kagańce psom. Albo kwestia tego, że na jego terenie były świnki morskie czy kozy. I szukano kobiet, które potrafiłyby te kozy wydoić. Albo że w getcie brakowało kominiarzy, bo przed wojną Żydzi nie zajmowali się tym fachem. I trzeba było ich przeszkolić. To są rzeczy, które zupełnie umykają, to znaczy, które zwykle nie przychodzą do głowy, gdy myślimy o getcie. I w tym jest, myślę, ogromna wartość tej książki dla szerokiej grupy odbiorców. Publikacja może pomóc poznać tę nieobecną rzeczywistość, oddać tym ludziom, którzy wtedy żyli w getcie łódzkim, zwyczajne ludzkie cechy.
EW: Dla mnie jest to rzeczywiście istotne we wszystkich naszych badaniach, aby pokazać życie w getcie jako walkę. Najłatwiej jest pokazać walkę z bronią w ręku. Ale wysiłek, jaki wykonywali zwykli ludzie w getcie, taka właśnie codzienna walka cywilna, jest – wydaje mi się – bardzo mocno niedoceniany.
A mówiąc o tym, kto jeszcze może wykorzystywać książkę, jakie badania można przeprowadzić na podstawie obwieszczeń, to chciałam powiedzieć, że mogą to być ponadto badania typograficzne czy artystyczne. Niestety może nie do końca uda się to jedynie na podstawie naszej publikacji, bo nie zawiera ona faksymiliów wszystkich dokumentów, ale sięgnięcie do oryginałów, które są dostępne chociażby online na stronach ŻIH, na pewno na to pozwoli. W czasie naszej pracy byliśmy często zaskoczeni, oglądając efekt działania „szalonych” zecerów, którzy rzeczywiście, z bliżej nieznanych nam powodów, przeprowadzali różne niestandardowe zabawy tekstem. Trudno nam powiedzieć, jaka była ich intencja. Czy mieli jakiś cel, czy były to tylko popisy biegłości w sztuce drukarskiej specjalistów, którzy dostali ciekawy materiał do przygotowania. Z perspektywy estetyki drukarskiej jest to na pewno ciekawy materiał do analizy.
Kolekcja obwieszczeń z Łodzi na pewno stanowi unikat, jednak podobne, znajdujące się w rozproszeniu zbiory afiszy, druków, ulotek, plakatów dotyczących niejednego getta można odnaleźć w wielu archiwach. Czy waszym zdaniem regionaliści powinni skupiać się częściej na pracy z tego typu materiałem? Bo mnie wydaje się, że wciąż jest to niedoceniana dziedzina, a zbiory tego typu zwykle są traktowane głównie jako materiał ilustracyjny. Tymczasem dzięki waszej pracy widać, że z ich analizy można wyciągać bardzo ciekawe wnioski.
AS: Absolutnie masz rację. Myślę, że tego typu obwieszczenia powinny się ukazywać czy to drukiem, czy w wersji cyfrowej, ale opracowane przez historyków. Przetłumaczone, udostępnione, odczytane, mogą opowiedzieć bardzo wiele. Kolejnym etapem pracy z nimi mogłoby być porównywanie do innych miejsc, w których mogłyby występować podobne zjawiska. Wydaje się, że w wielkich, izolowanych społecznościach głód informacji sprawia, że pojawia się potrzeba zarządzania zorganizowanymi grupami na płaszczyźnie dystrybucji informacji. Rodzi się konieczność stworzenia pewnych dróg komunikacji, właśnie przez wydawanie obwieszczeń. Więc to jest bardzo ciekawy wątek – porównanie, jakie były te próby komunikowania się, jak wyglądała ta komunikacja w innych, zamkniętych społecznościach.
ADAM SITAREK – adiunkt w Centrum Badań Żydowskich Uniwersytetu Łódzkiego. Jego zainteresowania badawcze obejmują dzieje łódzkiej społeczności żydowskiej, zagładę Żydów ze szczególnym uwzględnieniem getta łódzkiego oraz niemiecką okupację w Kraju Warty. Kierownik projektu NPRH Leksykon getta łódzkiego i członek zespołów redakcyjnych Encyklopedii getta łódzkiego (2014; 2016) oraz Kroniki getta łódzkiego (2009). Autor monografii Otoczone drutem państwo. Struktura i funkcjonowanie administracji żydowskiej getta łódzkiego (2015), nagrodzonej w konkursie historycznym tygodnika „Polityka” w 2016 r.
EWA WIATR – adiunkt w Centrum Badań Żydowskich Uniwersytetu Łódzkiego. W Instytucie Historii PAN obroniła pracę doktorską na temat życia codziennego w getcie łódzkim. Prowadzi badania związane z historią diaspory żydowskiej w Łodzi i regionie, skupiając się przede wszystkim na okresie II wojny światowej. Członkini zespołów redakcyjnych Encyklopedii getta łódzkiego (2014; 2016), Kroniki getta łódzkiego (2009), a także redaktorka publikacji źródłowych w ramach serii wydawniczej Judaica łódzkie. Za opracowanie pisanego w getcie łódzkim dziennika Rywki Lipszyc otrzymała nagrodę w konkursie historycznym „Polityki” w 2018 r.
Publikacja Rok za drutem kolczastym została przygotowywana do druku dzięki dotacji Fundacji im. Róży Luksemburg.